Translate

wtorek, 1 marca 2016

Uzależnienie od "Publicznej"



                Twierdziłam  dotąd, że nie lubię dziergać  jednakowych  rzeczy. Ale  chusta "Publiczna" według projektu Dagmary  nie podlega tej zasadzie.Testując ją zrobiłam z rozpędu dwie wersje, dla siebie i dla córki A niedawno z przyjemnością wydziergałam "czarną Publiczną" w prezencie miłej Agacie. I nie mówię, że to już  ostatnie spotkanie  z tym projektem.

 
Na chustę poszło 110g włoskiej alpaki. Dziergałam w dwie nitki. Włóczka z zaległych zapasów. 




     Na dworze zima mimo wiosennej daty w kalendarzu. Ale w domu wiosenny nastrój sprawiają miłe kwiatki, które wczoraj przyniosła "lubiana" przez nas bratowa.

     Wszystkim wiosennych nastrojów i wesołych projektów robótkowych życzy Honorata


niedziela, 21 lutego 2016

Każdy ma prawo wierzyć w cuda...




               Nadal  chcę przybliżać  czytelnikom piękne zakątki nie tylko mojego rodzinnego Wilna, ale również i  innych regionów Litwy.
Tydzień temu  z wpółpracownikami mieliśmy szkoleniowo-rekreacyjny wyjazd do uzdrowiska w Druskienikach. Chyba nie muszę zachęcać do odwiedzania Druskienik i korzystania z usług sanatoriów, SPA, parku wodnego, czy Snow Areny ze zjazdem narciarskim, czynnym przez cały rok.  Polacy od czasów międzywojennych stanowią niemały odsetek  wypoczywających w tej miejscowości.Bardzo lubił tam odpoczywać sam Józef Piłsudski.  Uzdrowisko przyciąga dobrą obsługą i dostępną ceną.
               Dzisiaj chcę opowiedzieć o pewnym miejscu, które według mnie warto odwiedzić będąc w Druskienikach, albo podróżując po przyległych okolicach. Mowa będzie o pewnym obiekcie zwanym "Piramidą". Kilkanaście kilometrów od Druskienik, w sosnowym borze jest niezwykłe miejsce, które  od 2002 roku przyciąga jak"ciekawskich i sceptycznie nastawionych" , tak i "wierzących w jej moc energetyczną", oraz "czekających cudu i uzdrowienia". Wstęp jest wolny, mimo, że obiekt znajduje sie na terenie prywatnym.Gospodarze od zwiedzających oczekują tylko porządku, szacunku i tolerancji .
            Trochę historii. 20 sierpnia  1990 roku w lesie, przy swoim domku, siedmioletni chłopak Povilas wraz z rodziną obserwuje dziwne zjawisko: nieokreślony  potok świetlny z nieba. Chłopakowi zjawisko to nie daje spokoju,  i traktuje go jako znak, że   teren ma szczególną moc energetyczną i należy to miejsce zrobić dostępnym dla ludzi. W 2002 roku zostaje zbudowana "piramida"- trójboczna metalowa konstrukcja, która ponoć skupia energię. Do tego miejsca pociągnęły pielgrzymki zwiędzających. Ta konstrukcja, według Povilasa, miała służyć do  energetycznego   uzdrawiania duszy i ciała, miała uspokajać  i pomagać w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania. Dla osłony konstrukcji od deszczu ,śniegu i słońca dobudowano po kilku latach szklaną kopułę o wysokości 12,5m.
            Słyszałam o tej piramidzie, ale odnoszę się do tych " niewierzących " w takie cuda. Przecież uczę fizyki i mogę o świetlnych  zjawiskach  mówić opierając się na teorie naukowe.  Jadąc w stronę  Druskienik, planowaliśmy zahaczyć o "piramidę" , więc miałm nadzieję skonfrontować zasłyszane opowieści z własnymi wrażeniami.
       .    Co mnie urzekło na miejscu? Porządek i zadbany teren. Przy kopule stoi  domek z bierwion, który organicznie wpisuje się w otaczający pejzaż.  Zwiedzających spotyka drewniana brama z napisem: "Odnajdż siebie - poznasz mnie". Od pierwszych kroków  nic mnie nie irytowało i niczego nie chciało sie krytykować, ( a tak bywa nie za często).
        Już przed bramą pomyślałam, że każdy ma prawo po swojemu odbierać swą misję i informować innych o swoim światopoglądzie. Przecież ten chłopak, biolog z wykształcenia, nikogo nie zmusza tu przyjeżdżać , spodziewać się cudu, czy wierzyć. Za wstęp nikt opłaty nie pobiera. A jeżeli on swój czas i zdolności organizacyjne poświęca nie demolowaniu stadionów, nie piciu alkoholu, tylko chce pomagać ludziom w odnalezieniu spokoju, w wyciszaniu się - więc pozwólmy mu to robić w taki sposób.
     Przy wejściu do kopuły są umieszczone wskazówki dla odwiedzajacych, również w języku polskim.
            .
             W samej kopule nie doznałam  żadnych szczególnych emocji. Ponieważ było nas bardzo dużo, i przez to nie dało się skupić. Moi koledzy po fachu (ale nie fizycy) byli zafascynowani, że bardzo dziwnie rozbrzmiewały głosy mówiących. Oczywiście to wszystko dzięki ustawionym pod odpowiednimi kątami płytkom szklanym, tworzącym kopułę. W środku są ustawione krzesła wzdłuż obwodu kopuły, każdy może posiedzieć w skupieniu, rozważając, modląc się, czy medytując.
    


       Na terenie posesji  czuje się się rękę ogrodnika. Jest przytulny placyk zabaw dla dzieci, czyściutkie WC (bez opłaty!)


            Po zwiedzeniu tego dziwnego zakątka przekonałam się, że często bardzo  bezmyślnie nadajemy ludziom różne "epitety"- a to dziwak, a to aferzysta. A przecież każdy ma prawo być takim jakim siebie widzi, jeżeli to  nie przeszkadza otaczającym. I właśnie tu przy tej dziwnej konstrukcji poczułam głęboki szacunek do Povilasa, który nie wyrzekł się swoich ideałów, nie wycofał się w pół drogi, nadal jest przekonany,że skoro może pomagać ludziom, więc musi to robić. Nie dopatrzyłam się w tym obiekcie żadnych szkodliwych cech. Kto nie chce- niech nie odwiedza.
            Czy radzę odwiedzić "Piramidę w Merkinie"( tak nazywa się ta miejscowość) turystom z Polski? Jak najbardziej. Po pierwsze, jest w uroczym miejscu i obok w Merkinie jest słynny kopiec z cudownym widokiem na zlewisko rzek.. Po drugie, jest to bardzo dziwny obiekt, który naprawdę zachwyca chociażby tylko swoją konstrukcją. Po trzecie, wiemy, że człowiek  wierzący w moc piramidy może odczuć jej pozytywny wpływ.
            Czy chciałabym jeszcze raz odwiedzić to miejsce? Jak najbardziej. Tylko nie z grupą rozgadanych turystów, a w małym gronie i koniecznie latem.
 
           A co z robótkami? Ostatnio nie za dużo miałam wolnego czasu, bo mieliśmy koniec pierwszego półrocza w szkole, a przy tym, jak zawsze dużo pracy "papierkowej, która teraz przekształciła się w pracę "komputerową". Jednak nie mogłam nie załapać się do testowania szalika u Dagmary.  http://yellowmleczyk.blogspot.lt/2016/02/dawata.html
Dziergało się jak zawsze według jej opisu lekko i "bez nerwów". Ponieważ miałam włóczkę z domowych zapasów, ( bo ślubowałam w tym roku "niewchodzenie do pasmanterii nawet pod lufą karabinu") więc szalik mój jest z tych "grubszych" i nie taki delikatny i filigranowy jak u autorki projektu. Ale mamy za oknem śnieg, i jeszcze zima nie wycofuje się, więc i taki szalik jak mój ma prawo być.
                                          Prawdziwy  kolor szala mamy na żółtym tle.
     Marny ze mnie fotograf, albo "technika" do niczego. Tak ostatnio często na aparat narzekam przy mężu.
     A na warsztacie znowu " Publiczna" w czarnym kolorze z alpaki. Mam chęć sprawić radość pewnej bardzo sympatycznej osóbce.
     Serdeczne pozdrowienia z Wilna. Teraz jest brzydka pogoda, ale z nastaniem wiosny zachęcam do ułożenia swoich tras turystycznych tak, aby zahaczyć o Wilno, bo warto.
     Honorata
  


























































czwartek, 28 stycznia 2016

Kocham INTERNET


         Podbił moje serce.  Z 10 lat wstecz  bardzo sceptycznie  patrzyłam na świat wirtualny i nie myślałam, że tak wpadnę. Ale tyle zalet, tyle możliwości poznawania nowego, i najważniejsze, że wtedy, kiedy tylko chcesz, przekonuje mnie do tego szerokiego okna na świat.
         Korzystam z różnych porad i dzisiaj pokażę niektóre moje prace wykonane tylko dzięki temu, że "namówił" mnie do tego internet.
        Zaczęło się od tego, że w starej lampie zniszczył się abażur, Był taki jakiś tekturowy i po upływie lat po prostu rozpadł się. Ale został zupełnie niezły  drewniany stojak, do którego nie dało sie dobrać w sklepach abażuru. I jakiś taki sentyment do tej lampy ciągle mnie kusił szukać wyjścia z zaistniałej sytuacji. Obejrzałam filmik, jak na nadmuchany balon nawija się włóczka przeciągiwana przez naczynie z klejem.
Wykorzystałam wełnianą włóczkę, z której kiedyś tkano dywany. Była dość gruba i szorstka, więc akurat mi pasowała do tego eksperymentu. Nie bardzo wierzyłam w wynik, ale postanowiłam iść do końca - i wytrwałam. Najdłużej trwało suszenie . Potem przekłucie balonu i ... Byłam zachwycona. Swiatło przenikające przez  żółtobrązowy abażur stwarza wieczorami bardzo przytulną, ciepłą atmosferę. Lampa nadal pełni swoją funkcję.





                                                        

                 I "produkt" w przybliżeniu.
 



            Latem zachwyciłam się internetową propozycją dziergania z worków na śmieci. Potrzebowałam dywaniku do WC.  Moje wymagania -  ciepły w dotyku ( dla bosych stóp), no i dobrze znoszący pranie. Znowu strzał w dziesiątkę. Trochę trwało cięcie worków i łączenie wyciętych elementów w sznur. A potem tylko grube szydełko i... dobry film w telewizji. Jestem zadowolona, bo dywanik jest lekki, miękki i po praniu bardzo szybko schnie. Może niebardzo udany dobór kolorów, ale jakie worki były w domu, takie i wykorzystałam.


       A potem był pojemniczek na szczotki, bo akurat takiego brakowało w łazience.




   No i trzeba przyznać, przed każdą swoją robótką zawsze muszę "pobuszować" w  internecie, poszukać inspiracji, przemysleć propozycje, poczytać dobre porady koleżanek blogowych i tylko po tym  "czynić".

Wszystkim blogowiczkom serdeczne pozdrowienia z "mokrego" i "ponurego" dzisiaj Wilna -Honorata 



poniedziałek, 18 stycznia 2016

Oszczędne rękoczyny

     
        Na początku roku rzuciłam sobie rękawicę, czyli wyzwanie- wyrabiam resztki włóczki, które w domu zagarniają coraz większą przestrzeń. Są w pudełkach, woreczkach, koszyczkach i różnych innych możliwych pojemniczkach.
          Dlaczego gromadzą się i nie mogę ich się pozbyć?   Pamiętam dobrze te czasy, kiedy u nas nie było w sklepach włóczki do dziergania . Koleżanka z Niemiec dotarczała mi cudowne gazetki ze wzorami na dziecięce dziergane ubranka, a ja kupowałam w sklepie wełniane skarpety, prułam je i tak moje  dzieci nosiły ciepłe i dosyć oryginalne kamizelki, sweterki, spodnie, czapeczki. Widocznie z tamtych "trudnych" czasów zostało u mnie przekonanie, że coś jeszcze kiedyś z tego wydziergam, i dlatego  odkładam, chomikuję i nie potrafię włóczki wyrzucić.  Więc czas zacząć te zasoby  przetwarzać. W listopadzie ostatni raz wyszłam z pasmanterii z nabytkiem. Teraz obiecałam sobie, że będę pozbywać się moteczków z zapasów, i tylko w te projekty angażować się, gdzie będę mogła być wierna swoim postanowieniom. Na razie udaje mi się. Już rękawice z poprzedniego postu trochę "zjadły " włóczki.
         A potem powstał pokrowiec  na komórkę.
    
   







  A dużo małych reszteczek  z chustkowych projektów udało mi się upchać w jedną "pasiastą".


  Nawet niteczki nie były jednego gatunku, tylko starałam się dobrać podobnej grubości i podatne na blokowanie. Przeważała "Angora".



             I tak bez wielkich trudów, przy oglądaniu telewizji powstał prezencik  dla którejś z koleżanek-solenizantek zimowych. Bo jestem przeciwna twierdzeniu, że zawsze musi być  na imieniny lub urodziny "żywy kwiat". Widocznie wyrosłam z romantyzmu...




       Serdecznie pozdrawiam wszystkie koleżanki, które wypowiedziały wojnę resztkom włóczki i życzę nowych ciekawych pomysłów .
Honorata

środa, 6 stycznia 2016

A u nas śnieg, a u nas mróz



       Dzisiaj z rana było -24C. Zima nie popuszcza. Dzień słoneczny, bez wiatru.No i jeszcze mamy śnieg.
Niby normalne styczniowe warunki, ale po grudniowej zielonej trawce wygląda to jako anomalia pogodowa.
       Ponieważ do pracy moja podróż trwa aż...3 minuty, więc na dzisiejszych zdjęciach "zimowych" jest  nasze szkolne zaśnieżone  podwórko. Nie uwierzycie, ale nawet w taki mróz chciało się na ten śnieg patrzeć i patrzeć.


  



       Mam wielki talent do gubienia rękawiczek. Tych skórzanych, przemyślanych i dobranych kolorystycznie do  butów i torebki. Po zgubieniu kupuję nowe i znowu gubię. Zazwyczaj potem przypominam w którym momencie i gdzie to "stało się". Taik i wtym roku , nie odbiegając od tradycji , gubię kolejna parę, Zostałam przy mitenkach tylko, a tu proszę- mrozy. Więc pierwsza niezaplanowana robótka w tym roku oczywiście ciepłe rękawice na mrozy. Włóczka z odzysku, projekt z głowy. "Wszechmogący"  internet podpowiada, jak wykończyć robótkę.



Na czterech drutach dziergam bardzo rzadko, to w mojej praktyce wyjątkowe sytuacje. Więc przy pierwszej rękawiczce drut z robótki wypadał chyba ze sto razy. Ale... już przy drugiej poszło lepiej i drut z podłogi podnosiłam razy z kilkadziesiąt. Tak się doskonalimy . Ale mam ciepłe, mięciutkie rękawiczki, które dzisiaj były wypróbowane.


 




  No i o czytaniu.

Na gwiazdkę dostałam książkę Swietłany Aleksiejewicz "Cynkowi chłopcy". Książka  o strasznej wojnie w Afganistanie. Spisane szczere wypowiedzi byłych żołnierzy, ich matek, żon. Najstraszniejsze, że okaleczeni fizycznie i "moralnie" po powrocie do domu nie potrafią życ bez wojny, bo nie pasują do tego społeczeństwa. Książkę wszystkim polecać nie mogę, a sama czytałam, bo dobrze pamiętam tamte czasy, kiedy słyszeliśmy o przywożonych do rodzinnych stron cynkowych trumnach..
    
           

     Moje oczekiwania na najbliższy czas:
   Mam nadzieję, że ktoś z tych zdolnych i kreatywnych podrzuci jakiś pomysł na następną robótkę. Marzy mi się jakiś ciekawy kursik, poznanie jakiejś nowej techniki dziergania. Więc trzeba pobuszować po blogach i jak zawsze na coś się natknie człowiek "niekreatywny".
     W Święto Trzech Króli wszystkim serdeczne  pozdrowienia z zimnego i zaśnieżonego Wilna.
Honorata
  








czwartek, 31 grudnia 2015

W oczekiwaniu na nowe

                                                        
   Czego nowego oczekujemy ?  Każdy z nas ma swoją listę oczekiwanych " nowości".
Po pierwsze juz za kilka godzin:
nowej daty,
nowych tekstów w pozdrowieniach i życzeniach ( nie tych banalnych i powtarzających się co roku) ,
nowego dania na stole,
nowego kawału, choć może i starego, ale na nowo i kreatywnie opowiedzianego,
nowych znajomych,
nowych dobrych filmów i książek,
nowych gatunków włóczek,
nowych wzorów i projektów, od których dech zapiera, i musi się...
nowych dotąd nieznanych wrażeń.
 
              





    Ale bardzo często nowe, to jest dawno  "zapomniane stare".

 Więc nie starajmy sie pozbyć:
Starych sprawdzonych przyjaciół,
starych wypróbowanych przepisów (na wszystko),
starej muzyki,
starych wspomnień,
starych wygodnych butów...

 Wszystkim czytającym i piszącym blogi życzę wolnego czasu na pisanie i  czytanie, na swoje hobby, oryginalnych pomysłów i megametrów wyrobionej włóczki.

                                  Honorata


niedziela, 6 grudnia 2015

Niemiecka czapka


        Napewno niektórzy pamiętają jak za czasów socjalizmu Wielki Brat z Kremla narzucał innym narodom styl życia. Dyktowano gdzie i co ma być produkowane, gdzie i  jakie rodzaje jednostek wojskowych mają swoje bazy, jakie święta i z jakim rozmachem się obchodzi itd. W takim też czasie, między dwoma miastami Wilnem i niemieckim Erfurtem nawiązała się "przymusowa" przyjażń i zaczęły się wymiany delegacjami. Pamiętam jak pierwszy raz pojechałam z grupą uczni do erfurckiej szkoły i tam wśród nauczycieli, którzy nami się opiekowali była Marianna-nauczycielka historii. Po roku Marianna odwiedziła ze swoimi uczniami Wilno, i tak się rozpoczęła nasza przyjażń , która trwa ponad 30 lat.  Były listy , koleżanka przyjeżdżała do Wilna- to prywatnie do nas, to przy okazji z róznymi wycieczkami.
    Najbardziej  jesteśmy jej wdzięczni za te paczki, które przede wszystkim były pełne niesamowitych rzeczy dla dzieci. Dostawały to o czym u nas nie mogły marzyć. W trudne kryzysowe lata  90-te  były to paczki żywnościowe.  Marianna przyjeżdżała  na nasze imprezy jubileuszowe.I tak  stała się członkiem rodziny.
      Tego lata znowu Marianna tak ułożyła swoją trasę urlopową, że zahaczyła o Wilno. I właśnie wtedy dostała ode mnie w prezencie chustę" Maluka", która była moim wiosennym wyzwaniem. Dziergałam ją według kursiku IK.http://www.intensywniekreatywna.pl/tag/maluka-razemrobienie/
 Ponieważ koleżanka z robótkami się nie przyjażni, więc śmiało mogę ją obdarowywać swoimi udziergami.
      I oto tydzień temu otrzymuję przesyłkę świateczną z Erfurtu i tam wśród róznych smakołyków niespodzianka.

 

 



 Pudełeczko zawierało trzy moteczki grubej  włóczki po 40g na czapkę, grube druty(nr8) i opis wykonywania czapki albo komina. Tak to mnie zaskoczyło, że nie mogłam zwlekać z dzierganiem czapki. Pierwszy raz trzymałam druty nr 8 i dziergałam nimi. Ale za to czapka powstaje w ciągu jednego filmu dosłownie. Jeszcze został mi biały moteczek i trochę kolorowych, więc wystarczy  na czapkę dziecięcą.


         Przy dzierganiu myslałam, że będzie to oczywiście czapka dla córki ( przyjedzie na Święta), ale akurat dzisiaj z rana tak mi przylgnęła do czaszki, że zrozumiałam-jest MOJA. W końcu to mam jeszcze czas na udzierganie czapki dla córki. A prosiła o udzierganie czapki upiększonej dużymi guzikami , bo taka wpadła jej w oko w Krakowie. Coś będę kombinowała, oczywiście pobuszuję w internecie. A może ktoś mi podrzuci jakiś pomysł na te guziki?
Pozdrowienia z Wilna