Na chustę poszło 110g włoskiej alpaki. Dziergałam w dwie nitki. Włóczka z zaległych zapasów.
Translate
wtorek, 1 marca 2016
Uzależnienie od "Publicznej"
niedziela, 21 lutego 2016
Każdy ma prawo wierzyć w cuda...
Nadal chcę przybliżać czytelnikom piękne zakątki nie tylko mojego rodzinnego Wilna, ale również i innych regionów Litwy.
Tydzień temu z wpółpracownikami mieliśmy szkoleniowo-rekreacyjny wyjazd do uzdrowiska w Druskienikach. Chyba nie muszę zachęcać do odwiedzania Druskienik i korzystania z usług sanatoriów, SPA, parku wodnego, czy Snow Areny ze zjazdem narciarskim, czynnym przez cały rok. Polacy od czasów międzywojennych stanowią niemały odsetek wypoczywających w tej miejscowości.Bardzo lubił tam odpoczywać sam Józef Piłsudski. Uzdrowisko przyciąga dobrą obsługą i dostępną ceną.
Dzisiaj chcę opowiedzieć o pewnym miejscu, które według mnie warto odwiedzić będąc w Druskienikach, albo podróżując po przyległych okolicach. Mowa będzie o pewnym obiekcie zwanym "Piramidą". Kilkanaście kilometrów od Druskienik, w sosnowym borze jest niezwykłe miejsce, które od 2002 roku przyciąga jak"ciekawskich i sceptycznie nastawionych" , tak i "wierzących w jej moc energetyczną", oraz "czekających cudu i uzdrowienia". Wstęp jest wolny, mimo, że obiekt znajduje sie na terenie prywatnym.Gospodarze od zwiedzających oczekują tylko porządku, szacunku i tolerancji .
Trochę historii. 20 sierpnia 1990 roku w lesie, przy swoim domku, siedmioletni chłopak Povilas wraz z rodziną obserwuje dziwne zjawisko: nieokreślony potok świetlny z nieba. Chłopakowi zjawisko to nie daje spokoju, i traktuje go jako znak, że teren ma szczególną moc energetyczną i należy to miejsce zrobić dostępnym dla ludzi. W 2002 roku zostaje zbudowana "piramida"- trójboczna metalowa konstrukcja, która ponoć skupia energię. Do tego miejsca pociągnęły pielgrzymki zwiędzających. Ta konstrukcja, według Povilasa, miała służyć do energetycznego uzdrawiania duszy i ciała, miała uspokajać i pomagać w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania. Dla osłony konstrukcji od deszczu ,śniegu i słońca dobudowano po kilku latach szklaną kopułę o wysokości 12,5m.
Słyszałam o tej piramidzie, ale odnoszę się do tych " niewierzących " w takie cuda. Przecież uczę fizyki i mogę o świetlnych zjawiskach mówić opierając się na teorie naukowe. Jadąc w stronę Druskienik, planowaliśmy zahaczyć o "piramidę" , więc miałm nadzieję skonfrontować zasłyszane opowieści z własnymi wrażeniami.
. Co mnie urzekło na miejscu? Porządek i zadbany teren. Przy kopule stoi domek z bierwion, który organicznie wpisuje się w otaczający pejzaż. Zwiedzających spotyka drewniana brama z napisem: "Odnajdż siebie - poznasz mnie". Od pierwszych kroków nic mnie nie irytowało i niczego nie chciało sie krytykować, ( a tak bywa nie za często).
Już przed bramą pomyślałam, że każdy ma prawo po swojemu odbierać swą misję i informować innych o swoim światopoglądzie. Przecież ten chłopak, biolog z wykształcenia, nikogo nie zmusza tu przyjeżdżać , spodziewać się cudu, czy wierzyć. Za wstęp nikt opłaty nie pobiera. A jeżeli on swój czas i zdolności organizacyjne poświęca nie demolowaniu stadionów, nie piciu alkoholu, tylko chce pomagać ludziom w odnalezieniu spokoju, w wyciszaniu się - więc pozwólmy mu to robić w taki sposób.
Przy wejściu do kopuły są umieszczone wskazówki dla odwiedzajacych, również w języku polskim.
.
W samej kopule nie doznałam żadnych szczególnych emocji. Ponieważ było nas bardzo dużo, i przez to nie dało się skupić. Moi koledzy po fachu (ale nie fizycy) byli zafascynowani, że bardzo dziwnie rozbrzmiewały głosy mówiących. Oczywiście to wszystko dzięki ustawionym pod odpowiednimi kątami płytkom szklanym, tworzącym kopułę. W środku są ustawione krzesła wzdłuż obwodu kopuły, każdy może posiedzieć w skupieniu, rozważając, modląc się, czy medytując.
Na terenie posesji czuje się się rękę ogrodnika. Jest przytulny placyk zabaw dla dzieci, czyściutkie WC (bez opłaty!)
Po zwiedzeniu tego dziwnego zakątka przekonałam się, że często bardzo bezmyślnie nadajemy ludziom różne "epitety"- a to dziwak, a to aferzysta. A przecież każdy ma prawo być takim jakim siebie widzi, jeżeli to nie przeszkadza otaczającym. I właśnie tu przy tej dziwnej konstrukcji poczułam głęboki szacunek do Povilasa, który nie wyrzekł się swoich ideałów, nie wycofał się w pół drogi, nadal jest przekonany,że skoro może pomagać ludziom, więc musi to robić. Nie dopatrzyłam się w tym obiekcie żadnych szkodliwych cech. Kto nie chce- niech nie odwiedza.
Czy radzę odwiedzić "Piramidę w Merkinie"( tak nazywa się ta miejscowość) turystom z Polski? Jak najbardziej. Po pierwsze, jest w uroczym miejscu i obok w Merkinie jest słynny kopiec z cudownym widokiem na zlewisko rzek.. Po drugie, jest to bardzo dziwny obiekt, który naprawdę zachwyca chociażby tylko swoją konstrukcją. Po trzecie, wiemy, że człowiek wierzący w moc piramidy może odczuć jej pozytywny wpływ.
Czy chciałabym jeszcze raz odwiedzić to miejsce? Jak najbardziej. Tylko nie z grupą rozgadanych turystów, a w małym gronie i koniecznie latem.
A co z robótkami? Ostatnio nie za dużo miałam wolnego czasu, bo mieliśmy koniec pierwszego półrocza w szkole, a przy tym, jak zawsze dużo pracy "papierkowej, która teraz przekształciła się w pracę "komputerową". Jednak nie mogłam nie załapać się do testowania szalika u Dagmary. http://yellowmleczyk.blogspot.lt/2016/02/dawata.html
Dziergało się jak zawsze według jej opisu lekko i "bez nerwów". Ponieważ miałam włóczkę z domowych zapasów, ( bo ślubowałam w tym roku "niewchodzenie do pasmanterii nawet pod lufą karabinu") więc szalik mój jest z tych "grubszych" i nie taki delikatny i filigranowy jak u autorki projektu. Ale mamy za oknem śnieg, i jeszcze zima nie wycofuje się, więc i taki szalik jak mój ma prawo być.
Prawdziwy kolor szala mamy na żółtym tle.
Marny ze mnie fotograf, albo "technika" do niczego. Tak ostatnio często na aparat narzekam przy mężu.
A na warsztacie znowu " Publiczna" w czarnym kolorze z alpaki. Mam chęć sprawić radość pewnej bardzo sympatycznej osóbce.
Serdeczne pozdrowienia z Wilna. Teraz jest brzydka pogoda, ale z nastaniem wiosny zachęcam do ułożenia swoich tras turystycznych tak, aby zahaczyć o Wilno, bo warto.
Honorata
czwartek, 28 stycznia 2016
Kocham INTERNET
Korzystam z różnych porad i dzisiaj pokażę niektóre moje prace wykonane tylko dzięki temu, że "namówił" mnie do tego internet.
Zaczęło się od tego, że w starej lampie zniszczył się abażur, Był taki jakiś tekturowy i po upływie lat po prostu rozpadł się. Ale został zupełnie niezły drewniany stojak, do którego nie dało sie dobrać w sklepach abażuru. I jakiś taki sentyment do tej lampy ciągle mnie kusił szukać wyjścia z zaistniałej sytuacji. Obejrzałam filmik, jak na nadmuchany balon nawija się włóczka przeciągiwana przez naczynie z klejem.
Wykorzystałam wełnianą włóczkę, z której kiedyś tkano dywany. Była dość gruba i szorstka, więc akurat mi pasowała do tego eksperymentu. Nie bardzo wierzyłam w wynik, ale postanowiłam iść do końca - i wytrwałam. Najdłużej trwało suszenie . Potem przekłucie balonu i ... Byłam zachwycona. Swiatło przenikające przez żółtobrązowy abażur stwarza wieczorami bardzo przytulną, ciepłą atmosferę. Lampa nadal pełni swoją funkcję.
I "produkt" w przybliżeniu.
A potem był pojemniczek na szczotki, bo akurat takiego brakowało w łazience.
No i trzeba przyznać, przed każdą swoją robótką zawsze muszę "pobuszować" w internecie, poszukać inspiracji, przemysleć propozycje, poczytać dobre porady koleżanek blogowych i tylko po tym "czynić".
Wszystkim blogowiczkom serdeczne pozdrowienia z "mokrego" i "ponurego" dzisiaj Wilna -Honorata
poniedziałek, 18 stycznia 2016
Oszczędne rękoczyny
Dlaczego gromadzą się i nie mogę ich się pozbyć? Pamiętam dobrze te czasy, kiedy u nas nie było w sklepach włóczki do dziergania . Koleżanka z Niemiec dotarczała mi cudowne gazetki ze wzorami na dziecięce dziergane ubranka, a ja kupowałam w sklepie wełniane skarpety, prułam je i tak moje dzieci nosiły ciepłe i dosyć oryginalne kamizelki, sweterki, spodnie, czapeczki. Widocznie z tamtych "trudnych" czasów zostało u mnie przekonanie, że coś jeszcze kiedyś z tego wydziergam, i dlatego odkładam, chomikuję i nie potrafię włóczki wyrzucić. Więc czas zacząć te zasoby przetwarzać. W listopadzie ostatni raz wyszłam z pasmanterii z nabytkiem. Teraz obiecałam sobie, że będę pozbywać się moteczków z zapasów, i tylko w te projekty angażować się, gdzie będę mogła być wierna swoim postanowieniom. Na razie udaje mi się. Już rękawice z poprzedniego postu trochę "zjadły " włóczki.
A potem powstał pokrowiec na komórkę.
A dużo małych reszteczek z chustkowych projektów udało mi się upchać w jedną "pasiastą".
Nawet niteczki nie były jednego gatunku, tylko starałam się dobrać podobnej grubości i podatne na blokowanie. Przeważała "Angora".
I tak bez wielkich trudów, przy oglądaniu telewizji powstał prezencik dla którejś z koleżanek-solenizantek zimowych. Bo jestem przeciwna twierdzeniu, że zawsze musi być na imieniny lub urodziny "żywy kwiat". Widocznie wyrosłam z romantyzmu...
Honorata
środa, 6 stycznia 2016
A u nas śnieg, a u nas mróz
Dzisiaj z rana było -24C. Zima nie popuszcza. Dzień słoneczny, bez wiatru.No i jeszcze mamy śnieg.
Niby normalne styczniowe warunki, ale po grudniowej zielonej trawce wygląda to jako anomalia pogodowa.
Ponieważ do pracy moja podróż trwa aż...3 minuty, więc na dzisiejszych zdjęciach "zimowych" jest nasze szkolne zaśnieżone podwórko. Nie uwierzycie, ale nawet w taki mróz chciało się na ten śnieg patrzeć i patrzeć.
No i o czytaniu.
Na gwiazdkę dostałam książkę Swietłany Aleksiejewicz "Cynkowi chłopcy". Książka o strasznej wojnie w Afganistanie. Spisane szczere wypowiedzi byłych żołnierzy, ich matek, żon. Najstraszniejsze, że okaleczeni fizycznie i "moralnie" po powrocie do domu nie potrafią życ bez wojny, bo nie pasują do tego społeczeństwa. Książkę wszystkim polecać nie mogę, a sama czytałam, bo dobrze pamiętam tamte czasy, kiedy słyszeliśmy o przywożonych do rodzinnych stron cynkowych trumnach..
Moje oczekiwania na najbliższy czas:
Mam nadzieję, że ktoś z tych zdolnych i kreatywnych podrzuci jakiś pomysł na następną robótkę. Marzy mi się jakiś ciekawy kursik, poznanie jakiejś nowej techniki dziergania. Więc trzeba pobuszować po blogach i jak zawsze na coś się natknie człowiek "niekreatywny".
W Święto Trzech Króli wszystkim serdeczne pozdrowienia z zimnego i zaśnieżonego Wilna.
Honorata
czwartek, 31 grudnia 2015
W oczekiwaniu na nowe
Czego nowego oczekujemy ? Każdy z nas ma swoją listę oczekiwanych " nowości".
Po pierwsze juz za kilka godzin:
nowej daty,
nowych tekstów w pozdrowieniach i życzeniach ( nie tych banalnych i powtarzających się co roku) ,
nowego dania na stole,
nowego kawału, choć może i starego, ale na nowo i kreatywnie opowiedzianego,
nowych znajomych,
nowych dobrych filmów i książek,
nowych gatunków włóczek,
nowych wzorów i projektów, od których dech zapiera, i musi się...
nowych dotąd nieznanych wrażeń.
Ale bardzo często nowe, to jest dawno "zapomniane stare".
Więc nie starajmy sie pozbyć:
Starych sprawdzonych przyjaciół,
starych wypróbowanych przepisów (na wszystko),
starej muzyki,
starych wspomnień,
starych wygodnych butów...
Wszystkim czytającym i piszącym blogi życzę wolnego czasu na pisanie i czytanie, na swoje hobby, oryginalnych pomysłów i megametrów wyrobionej włóczki.
Honorata
niedziela, 6 grudnia 2015
Niemiecka czapka
Napewno niektórzy pamiętają jak za czasów socjalizmu Wielki Brat z Kremla narzucał innym narodom styl życia. Dyktowano gdzie i co ma być produkowane, gdzie i jakie rodzaje jednostek wojskowych mają swoje bazy, jakie święta i z jakim rozmachem się obchodzi itd. W takim też czasie, między dwoma miastami Wilnem i niemieckim Erfurtem nawiązała się "przymusowa" przyjażń i zaczęły się wymiany delegacjami. Pamiętam jak pierwszy raz pojechałam z grupą uczni do erfurckiej szkoły i tam wśród nauczycieli, którzy nami się opiekowali była Marianna-nauczycielka historii. Po roku Marianna odwiedziła ze swoimi uczniami Wilno, i tak się rozpoczęła nasza przyjażń , która trwa ponad 30 lat. Były listy , koleżanka przyjeżdżała do Wilna- to prywatnie do nas, to przy okazji z róznymi wycieczkami.
Najbardziej jesteśmy jej wdzięczni za te paczki, które przede wszystkim były pełne niesamowitych rzeczy dla dzieci. Dostawały to o czym u nas nie mogły marzyć. W trudne kryzysowe lata 90-te były to paczki żywnościowe. Marianna przyjeżdżała na nasze imprezy jubileuszowe.I tak stała się członkiem rodziny.
Tego lata znowu Marianna tak ułożyła swoją trasę urlopową, że zahaczyła o Wilno. I właśnie wtedy dostała ode mnie w prezencie chustę" Maluka", która była moim wiosennym wyzwaniem. Dziergałam ją według kursiku IK.http://www.intensywniekreatywna.pl/tag/maluka-razemrobienie/
Ponieważ koleżanka z robótkami się nie przyjażni, więc śmiało mogę ją obdarowywać swoimi udziergami.
I oto tydzień temu otrzymuję przesyłkę świateczną z Erfurtu i tam wśród róznych smakołyków niespodzianka.
Pudełeczko zawierało trzy moteczki grubej włóczki po 40g na czapkę, grube druty(nr8) i opis wykonywania czapki albo komina. Tak to mnie zaskoczyło, że nie mogłam zwlekać z dzierganiem czapki. Pierwszy raz trzymałam druty nr 8 i dziergałam nimi. Ale za to czapka powstaje w ciągu jednego filmu dosłownie. Jeszcze został mi biały moteczek i trochę kolorowych, więc wystarczy na czapkę dziecięcą.
Przy dzierganiu myslałam, że będzie to oczywiście czapka dla córki ( przyjedzie na Święta), ale akurat dzisiaj z rana tak mi przylgnęła do czaszki, że zrozumiałam-jest MOJA. W końcu to mam jeszcze czas na udzierganie czapki dla córki. A prosiła o udzierganie czapki upiększonej dużymi guzikami , bo taka wpadła jej w oko w Krakowie. Coś będę kombinowała, oczywiście pobuszuję w internecie. A może ktoś mi podrzuci jakiś pomysł na te guziki?
Pozdrowienia z Wilna
Subskrybuj:
Posty (Atom)