Translate

czwartek, 29 grudnia 2016

Minął ( prawie) rok...


 


        Światecznego postu w tym roku nie było, bo tak, jak i wszyscy byłam w tym czasie ( jak i  co roku )"zabiegana", "zatroskana", czy aby naprawdę ze wszystkim nadążę, czy niczego nie zapomnę. Pisać raczej lubię spokojnie, bez pośpiechu, oddając się  całkowicie tej czynności. Aż nastapiły błogie  czasy poświąteczne, kiedy to wszyscy wypoczęci, najedzeni i odespani zanurzamy się w świat  swoich ulubionych zajęć. Mogę poświęcić długie wieczory na robótki, lub pogawędki, a godziny nocne (czyli  mój ulubiony czas) na czytanie. W takiej to  spokojnej atmosferze pisze się ostatni w tym roku post.
   Żegnając ten rok, mogę nazwać go dla naszej rodziny raczej rokiem nieprzychylnym, rokiem wyzwań i rokiem strat, bo rodzina nam się pomniejszyła. Zazwyczaj rok przestępny, jest zaliczany do lat "nieradosnych" z czym całkowicie dzisiaj się zgadzam. Ąle od czego jest nadzieja na lepsze jutro? Więc z niecierpliwością wyczekujemy na ten nowy, lepszy, radośniejszy rok, czego i wszystkim też serdecznie życzę.
    Święta upłynęły nam w bardzo kameralnej rodzinnej atmosferze. Miłe niespodzianki, co to pod choinką się znalazły umiliły nam ten świąteczny wieczór. Jak widać na zdjęciu, dostałam jak najbardziej aktualną mi książkę i bardzo potrzebne mi kosmetyki.  Z książki, to ju nawet jeden model trafił do zamówień na rok przyszły, aby mama miała czym się zająć w długie wieczory.

 

     Moje zabawki dziergane szybko "rozchodzą się" w roli prezentów. Bardzo się cieszę, że własnie na taki pomysł w tym roku wpadłam, Prawda,z tegoż powodu nie udziergałam, ani jednej nowej śnieżynki do dekoracji swojego mieszkania, ale potrafiłam sprawić radość niejednemu dziecku. Ostani prezent dla małej Zuzi z Jeleniej Góry został dopełniony ciepłymi kapciuszkami udzierganymi w ostatnich chwilach.

 
















 









              Jak i każdej środy, chcę się dołączyć do grona czytających i dziergających, co to się przy naszej Maknecie zrzesza. Ostatnią przeczytaną książką jest utwór Jodi Picoult " Ostatni wśród wilków". Uważam, że, jak i każdą z książek tej autorki, muszą przeczytać ludzie pracujący w szkole, i rodzice wychowujący nastoletnie dzieci. Mimo, że jest według zasady, dużo słabszą pozycją, aniżeli jej pierwsze książki, to jednak rozpatruje bardzo aktualne sytuacje w dzisiejszym  świecie. Wczoraj wpisywałam tą książkę na listę przeczytanych w tym roku, i  stwierdziłam, że mimo iż ostatnio było  niemało  dni "bezksiążkowych" , to jednak 48 książek w tym roku przeczytałam. Bardzo dużo tytułów znalazło się na tej liście dzięki recenzjom od Maknetowych koleżanek. Mam nadzieję, że w następnym roku znowu będziemy sobie doradzać, wspierać i inspirować do nowych wyzwań.
         Serdecznie pozdrawiam wszystkich rodaków rozsianych po całym świecie. Życzę, aby nadchodzący rok był rokiem ambitnych, realizowanych planów. Niech  w tym roku spełni się jakieś bardzo dawno "dojrzewające" marzenie. Wiem, że wielu Polaków( w różnych zakątkach świata) odkłada z roku na rok odwiedziny Wilna. Więc jeszcze raz wszystkich z Wilna  serdecznie pozdrawiam i do Wilna zapraszam..

Wilno zaprasza








środa, 14 grudnia 2016

Krzątanina przedświąteczna


             W dzisiejszym środowym poście na spotkaniu u Maknety nie będzie niestety o książkach, bo nadal w tej dziedzinie jestem w 'korku". W okresie przedświątecznym, jak wiadomo czas nam nieubłagalnie płynie, a trzeba dużo różnych spraw pozałatwiać. Co roku obiecuję sobie, że już w następnym roku, prezenty przyszykuję w listopadzie, kartki wszystkim wyślę zawczasu, pierniczki upiekę kilka tygodni przed Wigilią. No i znowu jest już połowa grudnia, a ja tylko dzisiaj zamiesiłam ciasto na pierniczki, prezentów prawie nie mam, wielkie sprzątanie mieszkania przede mną. Jakoś zawsze mam mnóstwo pracy aż do samych Świąt. No i jeszcze w szkole tak się złożyło, że we wszystkich klasach odbywaja się sprawdziany, olimpiady szkolne i  wieczory muszę poświęcić na sprawdzanie prac uczniowskich. Widocznie czas książkowy nastąpi u mnie od 25 grudnia. Mam nadzieję, że wtedy będę czytać, czytać i czytać...















     Jednak z robótkami nie ma takiego zastoju, jak w czytaniu. Ukończyłam testowanie czapki  u Kamili  , której wzór ładnie rozpisany można już znależć na Ravelry.

         









     Ciągle rośnie lista dzieciaków, których trzeba przy świętach odwiedzić i obdarować. Dlatego też  tak ciągle dłubię szydełkiem "produkując " nowe zabawki. No i muszę przyznać, że bardzo mi się te zajęcie podoba. Ostatnio powstała króliczka Zula, która widocznie powędruje do małej  Zuzi.






        No i jak widać znowu jedną z piłeczek tenisowych chowam w kocie, bo już jedną taką zabawkę  
  podarowałam swojej uczennicy.  Dzierga się takiego kota  bardzo łatwo i szybko, w sam raz na jeden   film wystarcza roboty.















         Biegnę do kuchni, bo czeka mnie jeszcze wałkowanie ciasta i dyżur przy piekarniku. Serdecznie pozdrawiam wszystkich i życzę przyjemnej krzątaniny przedświątecznej.

środa, 7 grudnia 2016

Huśtawka nastrojów


   Ciekawie, czy  każdemu zdarza się czasami doznać takich gwałtownych zmian nastroju w bardzo krótkim czasie? Ubiegły poniedziałek był właśnie takim dniem, który zaczął sie od nieprzyjemnych doznań. Z rana w supermarkecie kasjerka, która miała  widocznie jakieś niemiłe zajście postanowiła piłeczkę z negatywną  energią odbić w moją stronę. Kiedy zbliżyliśmy się z mężem do kasy, podałam kasjerce paragon z taromatu tak, jak zawsze w takim wypadku to robiłam. Byłam w dobrym nastroju i ani w moim spojrzeniu, ani w moim zachowaniu nic nie mówiło o jakichś niestosownych względem tej pani "niecnych zamiarach". Na co usłyszałam bardzo ostrym, karcącym tonem skierowane  do mnie słowa: "Co to tak się śpieszy? " Naprawdę początkowo nie mogłam zrozumieć, o co chodzi. Z oczu tej "grzecznej"pani strzelały w moją stronę błyskawice. Zrozumiałam, że jednak to ja zostałam bohaterką dziwnego zajścia. Zdobyłam się na pytanie, które bardzo spokojnie zadałam kasjerce. " W czym jest moje wykroczenie? Co ja takiego zrobiłam, że to wywołało u niej  taką reakcję? Zadziałała jak zawsze zasada, że niektórych można pokonać - po prostu zadając pytanie. Nie mogąc niczym uzasadnić swojego zachowania, "grzeczność' odpowiedziała, że za szybko podałam jej ten paragon... Na to mój  "rycerz", który w tym czasie składał do torby zakupy i który jest naprawdę bardzo tolerancyjny i wyrozumiały wobec innych, nie mogąc dłużej znosić tego chamstwa, poradził, aby pani przestała moralizować, bo inaczej zwrócimy się do administracji sklepu. Na co pada odpowiedż:" No i idźcie sobie...", no to i poszliśmy. Z kierowniczką bardzo spokojnie omówliśmy incydent i poprosiliśmy tylko zwrócić uwagę podwładnej, że nie trzeba tak odnosić się do ludzi. Byliśmy raczej spokojni, ale dobry nastrój prysł, a tu dopiero początek dnia i jak to szybko zapomnieć? A jeszcze  mieliśmy przed sobą wizytę na poczcie, a jeżeli tam też klient niemile widziany? Na szczęście na poczcie był niemały ogonek do okienka, i zostawiając męża  w kolejce, pognałam do biblioteki wymienić książki. Nie uwierzycie, po upływie kilkunastu minut byłam w najlepszym nastroju i całkowicie zapomniałam o przykrym incydencie w sklepie. A co się stało w bibliotece, że chciało się potem fruwać?  Nic nadzwyczajnego. Po prostu, pracowniczka biblioteki potrafi na wchodzących skierować ciepłe spojrzenie, uśmiechnąć się, zagaić krótką rozmowę. Zostałam dostrzeżona i skierowana w tą stronę, gdzie były niedawno zwrócone książki, co to mogą mnie zaciekawić. A czy może być rozmowa o książkach prowadzona w niestosowny sposób? Nigdy. W międzyczasie zdążyłyśmy ponarzekać, że nie udaje się nam pielęgnacja orchidei  (i ona, i ja jesteśmy w tej dziedzinie beznadziejne), podzielić się pomysłami na święta, doradzić jedna drugiej literaturę. Potem przyszła jeszcze jedna pani, i bardzo płynnie dołączyła się do nas. Po kilku minutach, kiedy dochodzimy do wniosku, ze czytamy tych samych autorów, zaczynamy czuć się jakby znałyśmy  się od wieków. Szkoda, ale muszę biec na pocztę. Żegnamy się, życzymy sobie wszystkiego dobrego, dobrych nadchodzących świąt... Wracam do domu w podniosłym nastroju, a okazały stos książek raduje oko i grzeje duszę. Jak dobrze, że istnieją książki, i jacy mili, mądrzy i grzeczni sa ludzie czytający. Dlatego też tak lubię środowe spotkania u Maknety.





     Jak rzucę się do czytania, to trochę zwolnie z dzierganiem. A przecież jeszcze dwie piłeczki tenisowe czekają na przeistoczenie się w kotów, bo  już wiadomo, gdzie te koty mają zadomowić się.
Jak by tak dobę przedłużyć? Próbuję czytać w nocy, ale muszę być w pracy " wyspaną" i " wypoczętą", więc to też nie jest wyjście z sytuacji.
 


  A to















    








Życzę wszystkim dobrych, treściwych prac przedświątecznych i dużo czasu na wszystko.

środa, 30 listopada 2016

Choinkowo i szydełkowo

     W sobotę mieliśmy znaczące wydarzenie, czyli została zapalona główna choinka Wilna. Zawsze uważałam, że zdrowa konkurencja, jest potrzebnym zjawiskiem. Otóż od kilku lat, między dwoma największymi miastami Litwy - Wilnem i Kownem trwa ambitna walka o to, czyja choinka będzie bardziej atrakcyjna. Dzięki temu mamy nietradycyjnie, bardzo kreatywnie upiększone choinki. W ubiegłym roku mieliśmy bardzo pomysłowo udekorowane drzewko, pokazywałam zdjęcia na blogu tu.
W tym roku nie można było opuścić poprzeczkę niżej, i znowu mieliśmy fajną niespodziankę. Zdjęcia nie są bardzo udane, bo w niedzielę wieczorem, kiedy poszliśmy na plac katedralny, zaczął padać śnieg.


       Wsród odwiedzających  oczywiście dominują dzieci. Atmosfera iście świąteczna. Turystom też się podoba takie Wilno.


         
        Robótkowo nadal siedzę z szydełkiem w ręku i staram się wyrabiać resztki włóczkowe. Nie potrafię  ich pozbywać się w inny sposób. Czytnik nie miał pokrowca, więc trochę czasu przed telewizorem i pokrowiec jest.

 


    No i nadal dziergam prezenty dla dzieci.   Nie myślałam, że to takie wciągujące. Z każdą udzierganą lalką, widzę, że coraz mniej popełniam błedów. Przy każdej nowej dzierganej zabawce staram się czegoś nowego nauczyć się. Ile tego jeszcze powstanie nie wiem, ale ciagle przypomina mi się jakięś dziecko krewnych, lub znajomych, co to musi być obdarowane. No i dawno marzyłam udziergać misia. Kiedy powstała Michasia, mąż przyznał się, że wątpił iż sprostam wyzwaniu, i potrafię przekazać podobieństwo do misia. Ale Michasia powstała.



       I znowu trochę  włóczki w moich pudłach ubyło.







             Ta "nowa" w towarzystwie , to Gosia.







         Dane techniczne. najmniejsza lalka -20 cm, Michasia i Tośka po 25 cm, i Gosia 30 cm.



        Chciałabym udziergać lalkę-anioła, ale może to jest  zbyt odważne marzenie. Czas pokaże. Niedawno przeczytałam artykuł o tym, że dziergając odstresuwujemy się. Okazuje się, że w koniuszkach palców mamy mnówstwo końcówek nerwowych, które przy dzierganiu są pobudzane i człowiek w taki sposób pokonuje stres. Więc dziergajmy, i nie zatruwajmy życie bliskim.
        Dzisiaj środowe spotkanie u Maknety, a ja ciagle przy tej samej książce. nawet mi wstyd, że tak długo czytam, tak ciekawą ksiażkę. Tak, to jest ciągle " Japoński kochanek" Isabell Allende. Bardzo dobra książka, rekomenduję.

          Serdecznie pozdrawiam czytelników bloga z zaśnieżonego Wilna. 
   

środa, 23 listopada 2016

Piórkowy nr 2 i Tosia.

 
   W niedzielę piórkowy nr 2 został wręczony chrześniaczce męża, i z zadowolonej miny właścicielki zrozumiałam, że raczej  dogodziłam. Na sweterek poszło niecałych 100g dropsowej Alpaki Silk Brushed w kolorze nr 13. Na zdjęciu kolor wypadł bardzo niekorzystnie, zaś przy dziennym świetle prezentuje się o wiele lepiej. Nie wiem, jak się sprawdzi w noszeniu, ale dziergało się  z tej włóczki bardzo przyjemnie .No i podejrzewam, że będzie naprawdę ciepły. Teraz tak myślę, że może jeszcze sobie coś podobnego sklecę, tylko, że ciągle mam dylemat do rozstrzygnięcia, czy można nam " puszystym" w takim czymś chodzić, czy raczej -" nie uchodzi". Jeżli  się jednak zdecyduję, to zamówię sobie  tą samą włóczkę chyba...w zielonym kolorze.





  Dziergałam znowu od góry, bo tak bardzo lubię, gdyż nie trzeba zszywać. Na bokach zrobiłam po warkoczyku.



    Żeby było ciekawiej na plecach na wysokości talii, też zrobiłam kawałek warkoczyka, ale okazało się-  "wypadek przy pracy"- omyliłm się i warkoczyk powstał z przodu.



   Przy dekolcie kilka rzędów skróconych pozwoliło trochę podnieść tył, i ładnie wymodelować linię przodu. Na modelce wygląda dobrze.
      
    W ramach wyrabiania resztek włóczkowych udziergałam " piórkowy" dla Zośki. Kto czytał mój poprzedni post, to  wie, że tak nazywa się lalka zrobiona szydełkiem. A ponieważ sweterek  okazał się jej za duży, to "musiała" powstać, a więc i powstała do noszenia sweterka Tosia.

                                                                        Zosia


                              Tosia
     Nigdy nie podejrzewałam, że tak wciągnie mnie  szydełkowanie zabawek.. Raczej do szydełka odnosiłam sie z rezerwą. A tu po prostu utonęłam w tym zajęciu.
     Córka poprosiła, o zrobienie kilku  takich lalek na prezenciki gwiazdkowe dla dzieci przyjciół. Ubranka powstają z maciupieńkich kłębuszków, których nagromadziło się bez liku, a wyrzucić, ręka by się nie podniosła.
       Trzecia lalka jest jeszcze w oddzielnych częściach, a już jestem ciekawa, jaką buzię uda  mi się jej zrobić. No bo wiadomo, że charakter czyta się z twarzy. A jeszcze zaczęłam dziergać części na misia. No bo rzuciłam sobie hasło, że w  tym roku część prezentów gwiazdkowych będzie wykonanych własnoręcznie.
       Czas oderwać sie od robótek i zaliczyć spotkanie z czytającymi u Maknety. Książka Isabell Allende "Japoński kochanek" zasługuje na reklamę. Książka trzyma czytelnika w napięciu, bo autorka bardzo ciekawie z jednego bohatera przenosi całą wagę na drugiego, i nie sposób samemu domyśleć się ich dalszych losów. Jak i wszystkie książki Allende, zawiera wiele informacji historycznej. Tak na przykład  dowiedziałam się, że  Japończycy mieszkający w Ameryce w 1942 roku byli wywożeni ze swoich domów i osiedlani w obozach. Czytam i zachwycam się piórem autorki.
          Pogodę mamy w kratkę. Po kilku ciepłych dniach, znowu zagościło "zero" na termometrze. Życzę wszystkim, kto do tego miejsca dobrnął, ciepłej armosfery w  domu i ciepłych uśmiechów od otaczających.