Trochę o swojej pracy, która naprawdę do lipca będzie w tym roku pod "wysokim napięciem". Otóż mam klasę maturalną, i w związku z tym moc pracy papierkowo organizacyjnej. Ciągle jakieś instruktaże, zbieranie podpisów... Kto pracuje w szkole ten mnie rozumie.. W tym roku nasza nowa władza na czele z panią minister oświaty postanawia, że trzeba egzaminy maturalne z czerwca przerzucić na półtora miesiąca wcześniej. I już od 5 maja absolwenci każdej soboty będą składać egzaminy maturalne, a w poniedziałki stawiać się do szkoły na dalszą naukę, aby nie przerywać procesu nauczania.A nauczyciele oczywiście mają dyżury na egzaminach, a potem sprawdzanie, i w ciągu tygodnia oczywiście prowadzimy lekcje. Dlaczego takie drastyczne zmiany? No bo tak mają na Zachodzie, a my musimy na kimś się wzorować. Zazwyczaj pod taki hasłem są przeprowadzane u nas reformy w szkolnictwie. Nikomu głowa nie boli, że tylko w listopadzie dowiedzieliśmy się o nowym rozkładzie egzaminów, że według swoich planów nie zdążymy nawet przerobić niektóre tematy. A w tym roku aż 52 absolwentów zgłosiło się do składania egzaminu z fizyki. I jestem odpowiedzialna za przygotowanie tej całej gromadki, aby nie było problemu 19 maja, bo już taki termin jest wyznaczony na fizykę. A ponieważ większość uczni bardzo się do nauki przykłada, a po lekcjach na dodatkowe zajęcia już nie mają po prosu sił, więc od stycznia zaczęłam robić zajęcia-konsultacje w soboty. Całe szczęście, że od mojego mieszkania do gabinetu fizyki mam aż całe 5 minut drogi. Więc na drogę czasu nie tracę, "dzieciaczki" (18-19 lat) w pocie czoła pracują, pytają, dyskutują. Czuję wielką radość, bo zazwyczaj muszę przypominać im, iż po kilku godzinach pracy musimy już kończyć zajęcia. Wracam do domu zmęczona, ale bardzo szczęśliwa, bo lubię swoją pracę i lubię swoich uczni.
W domu oczywiście robótki umilają chwile relaksu, i dlatego co nieco powstało za ten czas. Najpierw czapka z dropsowej "Flory". Bardzo cieniutka, ale ciepła i na taką zimę w sam raz. Dziergałam według wzoru z rosyjskiego blogu. Jest raczej niefotogeniczna, ( również oświetlenie dzisiaj do niczego) ale w rzeczywistości wygląda dużo lepiej.
Następny komplet pojemników i koszyk ze sznurka dla koleżanki, jako dodatek do prezentu urodzinowego.
I o książkach przeczytanych .
Pisałam nieraz już, że lubię dobry kryminał, ale jestem też do takiego gatunku literatury bardzo wymagająca. Niedawno koleżanka podrzuciła mi książkę Michella Bussi "Czarne nenufary". Jakbym przeniosła się w atmosferę prowincjonalnego miasteczka Giverny, w którym żył i tworzył Claude Monet. Szereg dramatycznych zdarzeń zakłóca spokój mieszkańcom tej miejscowości. Porywa niezwykły styl łączący chronologicznie w jedno całe wydarzenia z różnych lat. Byłam zmuszona czytając tą książkę zapoznać się z niektórymi obrazami Moneta, na których są namalowane nenufary(lilie wodne). Okazuje się, że było tych obrazów aż 272.
Tak spodobała mi się książka i styl autora, że z rozbiegu rzuciłam się do czytania następnej jego książki "Nigdy nie zapomnij". I znowu jestem pod wrażeniem. Znowu nie wykryłam sprawcy. aż do ostatnich stronic. Jeżeli napotkacie książki tego autora, i lubicie dobry kryminał, to jak najbardziej polecam.
Tyle mojego sprawozdania za styczeń. Mam nadzieję, że następny wpis ukaże się po krótszej przerwie aniżeli ten.
Wszystkim, kto do tego miejsca dobrnął posyłam serdeczne pozdrowienia z niestety "pochmurnego" dzisiaj Wilna. Czekamy na ładniejszą pogodę. Jak na razie zima u nas "nijaka".