Był sobie bardzo kolorowowesoły moteczek wełenki na jednej z półek w pasmanterii.Tak się złożyło, że akurat potrzebowałam włóczki na czapkę i też do tej pasmanterii zajrzałam. A kiedy już dokonałam wyboru, to zaczęłam szukać przyczyny, i swój pobyt wsród półek z włóczkami przedłużać . Aby nie wyglądać na dziwaczkę, która tylko się na włóczki gapi, i nic nie kupuje, musiałam szbciutko zaplanować sobie jeszcze jakąś robótkę. I tu raptem widzę ten kolorowy moteczek, i już rozumiem, że będę dziergać skarpety.
Dziergałam od palców, wedłud kursiku "Intensywnie kreatywnej". Zaliczyłam przy okazji nową technikę nabierania oczek, i tak sobie umilałam czas przy oglądaniu telewizji. Ale cała przyjemność skończyła się, kiedy para skarpet była gotowa. Okazało się, że córka chętnie tą parę przygarnie.
Zatrzymać się w biegu nie potrafię, i przychodzę do wniosku, że skoro w listopadzie koleżanka z Niemiec ma urodziny, i jak zawsze z tej okazji szykujemy jej przesyłkę, do której zazwyczaj dodaję jakiś udziergany przeze mnie drobiazg , to w tym roku koniecznie dostanie skarpety. Więc wybrałam się znowu do pasmanterii i kupiłam dwa motki "Perły"( 50% wełny), w kremowym kolorze. Włóczka przyjemna w dotyku, mięciutka i zarazem bardzo mocna nić, co jest niemało ważne przy noszeniu. Aby się nie powtarzać , na górnej części skarpety pozwalam sobie na małe warkoczyki. I znowu udziergałam szybko , i znowu mnie dalej skarpety "kuszą".
Dotychczas pięty "załatwiałam" sposobem rzędów skróconych. Sposób łatwy, ale skarpety wychodzą raczej na nogę szczupłą. Nam to pasowało. Ale czemuż przy okazji nie nauczyć się dziergania pięty z wstawionym klinkiem, który akuratnie poszerza robótkę, i dlatego przy zakładaniu na nogę nie powstają fałdki. Z filmiku " Kreatywnej "tu nie pojąć tego sposobu się nie da. Więc powstaje znowu kremowa, z warkoczykami i z poszerzaniem poprzez wrabianie klinu. No i mam co porównać.
Który sposób dziergania bardziej mi odpowiada? Jeszcze na pewno wypróbuję inne. tak po cichu dojrzewa plan nauki dziergania obu skarpet jednocześnie. Słyszałam, że jeżeli tego sposobu się ktoś nauczy, to już po jednej nigdy nie dzierga. Jestem tego ciekawa.
Jak najbardziej czas ferii jesiennych sprzyja czytaniu. Więc też z tego skorzystałam. Książkę Jane Austen"Mansfield park" o losie biednej dziewczyny, która trafia do zamożnej rodziny, jak też powieść Anny Bronte "Agnes Grey" o cieżkiej i upokarzającej pracy guwernantki przeczytałam z przyjemnością i z jakimś sentymentem, bo kiedyś taka literatura dominowała. Czyta się lekko, czasem z uśmieszkiem na ustach, bo niektóre sceny dzisiaj nie mogą być traktowane inaczej. Litteratura ta sprawia wielką przyjemność, no bo jak zawsze wiadomo, że skończy się weselem. Szybko do takiej literatury na pewno nie powrócę.
Zaś o książce "Wyspa" Victorii Hislop chcę napisać więcej. Autorka opisuje losy ludzi, których dotknęła straszna choroba -trąd. Mieszkańcy Grecji po takiej diagnozie byli izolowani i zsyłani na wyspę Spinalonga. I mimo wszystko, po utracie kontaktów z rodziną, bo przymusowe zsyłanie oznaczało drogę w jedną stronę, ludzie potrafili na tym małym skrawku żyć, zakładac ogródki, chodzić do koscioła, prowadzić tawerny, uczyć dzieci w szkole. Po przeczytaniu książki zaczęłam szukać informacji o tej wyspie . I rzeczywiście, jedną z najczęściej odwiedzaną przez turystów podczas pobytu na Krecie wysp jest Spinalonga. Ze zdjęć widać, jak małą przestrzeń zamieszkiwali chorzy ludzie, i jak blisko od Krety była ta wysepka, co tylko pogłębiało tragizm zesłanych i ich rodzin. Radzę tą książke przeczytać, a przede wszystkim tym, kto planuje urlop na Krecie..