Translate

wtorek, 27 kwietnia 2021

Gdzie ta wiosna?






             

 

        Mimo daty kalendarzowej, według której wiosna  musiała panoszyć się na całego i cieszyć nas łagodnymi promieniami słonecznymi oraz  wyganiać z domów na działki do kopania grządek, mamy dzisiaj taki oto widok zza okna:

          Śnieg pada od tygodnia, na zmianę mu pośpiesza deszcz, a wszystkiemu towarzyszy nieustający wiatr.  Tak jakby wszystko odbywało się według scenariusza Hitchcocka. Czasami wydaje się, że to jakiś za długo trwający zły sen. 

          Z doświadczeń wynika, że od połowy marca trzeba wysiewać nasiona na sadzonki, skoro marzy się nam jako taki urodzaj ze swoich krzaczków. Oczywiście, że marzy się, skoro jeszcze dotyczczas  z piwnicy przynosimy słoiki z kiszonymi ogórkami ze swoich zbiorów. Wysiałam w tym roku kilka rodzajów pomidorów, a w kwietniu i ogórki wzeszły. No i zaczęły się przygody z sadzonkami. Na początku tak cieniuchne, chude i długie sadzonki pomidorowe nie podawały wielkiej nadziei na przetrwanie, ale zaczęliśmy je we dnie wystawiać na balkon, gdzie chociaż niedługo, ale bywa czasami słońce, na wieczór zabieraliśmy wszystkie tace z doniczkami do kuchni, i na noc ustawialiśmy pod lampą. I tak po trochu nasze roślinki nabierają "ciała", a my patrząc na nie wierzymy, że nastąpią ciepłe wiosenne dni, że pojedziemy na działkę i strasznie sie napracujemy, aż przekopiemy grządki, zasadzimy sadzonki, wysiejemy nasiona. Wymęczeni i narzekający na ból w kolanie czy w plecach, wracając do domu będziemy się uśmiechać i mówić, że jednak jest to bardzo przyjemne zmęczenie. Przez takie coś przechodzimy co roku.

          


             Przy feriach wiosennych powstały takie króliczęta. Bardzo pasuje mi machanie  szydełkiem przy ogladaniu seriali. Te właśnie maskotki powstały, kiedy z rozpędu zaliczyłam aż trzy sezony serialu "Shtisel". Bardzo polecam, bo jakże inny i ciekawy świat poznajemy.




      Przy takiej pogodzie za oknem  oczka na ciepłe skarpety same  wskoczyły na druty. Poszły na te dwie pary różne nieduże moteczki. Chce się jak najszybciej tych resztek pozbyć, aby latem z czystym sumieniem zapełnić nowymi włóczkowymi zakupami trochę opróżnione pudła.





        Praca w szkole dotychczas była zdalną, i dla większości klas tak już pozostanie do końca roku szkolnego. Ale kiedy już dopasowaliśmy się do tej pracy, kiedy dopracowaliśmy sobie różne metodyki, kiedy maturzystom pozostało tylko kilka tygodni do matury, nasza pani minister od oświaty orzekła, że od 3 maja maturzyści mają powrócić do szkół, aby lepiej się przyszykować do egzaminów. I to ma się odbywać tak: zajęć w szkole tylko 50%, i w klasie nie więcej 10 uczni.  Swoich 55 dzieciaków (18-19 lat) , których teraz mam w trzech grupach będę musiałą rozbić na 6 grup. Podwoi się mi czas pracy. Uczniom polecą wszystkie dotąd opracowane rozkłady, bo jak będę podwójnie pracować z maturzystami, to muszę opuścić lekcje w innych klasach. Może tylko uratują nas  zajęcia wieczorno- nocne? Jednym słowem od poniedziałku czeka nas koszmar i chaos, który na pewno stworzy moc sytuacji stresowych. No i co tydzień nauczyciele muszą mieć "świeży" test na COVID. Więc jutro już mam wyznaczony czas na testowanie. Pierwszą porcję szczepionki (Astra Zeneca) zaliczyliśmy z mężem na początku kwietnia, druga dopiero pod koniec czerwca.

         Z uczniami swoimi bardzo chciałabym spotkać się na żywo, nawiązać ten tak niezbędny kontakt wzrokowy, porozmawiać o życiu, o ich gnębiących sprawach, bardzo wielu z nich potrzebuje takich rozmów. Ale nie wyobrażam sobie, że szkoła w stanie jest wszystko to ogarnąć w ciagu kilku dni, przerobić plany zajęć, rozkłady. Boję się, że jak zawsze, kiedy politycy zarabiają sobie kolejne  '"punkty" niby troszcząc się o los uczni, ci ucierpią najbardziej.

     Czas na przegląd przeczytanych książek. Douglas Kennedy  "W pogoni za szczęściem".  Ładnie i dostępnie opisana historia pewnej rodziny, której skrywane tajemnice córka stopniowo zaczyna odkrywać po pogrzebie matki. 

Hanna Krall " Na wschód od Arbatu". Świetne reportaże z różnych zakątków Związku Radzieckiego o latach 70-tych. Bardzo dużo uwagi ludziom, ich charakterom, tradycjom. Wiele  sytuacji opisywanych sama pamiętam i dlatego też z ciekawością przeczytałam.

Fredrik Backman zawładnął moją duszą po przeczytaniu książki  "Pozdrawiam i przepraszam". Wówczas zroazumiałam, że będę wyszukiwała następne i tak przeczytałam " Mężczyzna imieniem Ove", oraz "Britt-Marie tu była".   W tym roku natrafiłam na udioksiążkę "Miasto niedźwiedzia" . O wspaniałym języku autora nie muszę nikogo przekonywać, kto chociaż raz po jego książki sięgał. Autor w książce tak umiejętnie przekazuje atmosferę malutkiego szwedzkiego miasteczka Björnstad, tak dokładnie opisuje hermetyczność  jego mieszkańców owładniętych hokejem, a szczególnie losem drużyny juniorów, wprowadza czytelnika w ich domy rodzinne, aż stajemy się świadkami tragedii. Nigdy nie byłam fanką hokeju, ale po wysłuchaniu tej książki trochę bardziej rozumiem kibiców sportowych. Oczywiście z przyjemnością i w emocjonalnym napięciu wysłuchałam część drugą tej  książki "My przeciwko wam". Bardzo polecam wszystkie książki tego autora.

     Życzę wszystkim tu zaglądającym miłego oczekiwania na prawdziwą wiosnę, fascynujących robótek, ciekawych odkryć na półkach książkowych.