Translate

czwartek, 23 czerwca 2016

Dobre lato - z dobrym kryminałem.

 

     W czasie letnio urlopowym  pozwalam sobie odetchnąć od ksiażek poważnych i często przerzucam się na literaturę " lżejszą", do której zaliczam kryminały.  Ale  ponieważ mam za sobą moc przeczytanych powieści  detektywistycznych, więc często pozwalam sobie "powybrzydzać"i jak niedawno stało się z japońskim kryminałem, odrzucić w trakcie czytania. Lubię w kryminałach śledzić pracę analityków, którzy często tylko z ołówkiem w ręku potrafią rozwikłać nabardziej zawikłane sprawy. Mistrzami w tej dziedzinie są według mnie: Jeffery Deaver oraz rosyjska pisarka Marina Marinina. Ich książki bardzo chętnie czytam i polecam swoim znajomym. Bardzo dobrze czyta się kryminały szwedzkich autorów : Karin Alvtegen, Henning Mankel czy też Jo Nesbo.
    Polubiłam czytać książki Zygmunta Miłaszewskiego, bo  znalazłam w nich  "prawdziwe" życie.
    Piszę dzisiejszego posta, aby miłośnikom kryminałów polecić trylogię Remigiusza Mroza. Sama wpadłam na tego autora dzięki  środowym spotkaniom u Maknety. 
    Po  środowych  wyprawach na blogi "zaczytanych" koleżanek zaczynam rozumieć, że są wsród nich osoby, które podobnie jak ja myślą i reagują na różne sytuacje,  mają podobne upodobania literackie. W taki to sposób po przeczytaniu pewnego postu doszłam do wniosku, że muszę zrobić podejście do trylogii Mroza. Nie znałam tego autora, i byłam bardzo ciekawa jak odbiorę jego książki.
Pierwsza książka "Ekspozycja" na początku trochę ostudziła moje emocje,bo w kilku miejscach, według mnie, były wielkie "pisarskie lapsusy". Ale wszystkie te niedoskonałości kompensowało zakończenie powieści. Autor przez słowa uczestnika  pokazał tragizm wydarzeń "rzezi wołyńskiej"  tak, że po przeczytaniu  książki dodatkowo szuka się informacji o tamtych strasznych wydarzeniach. Ogólnie biorąc zrozumiałam, że to książka jedna z "moich". Zaczęłam szukąć informacji o autorze, i jakież było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałm się, że pisarz- to człowiek bardzo młody, nie ma jeszcze nawet 30 lat. Dlatego też szybko zapomniałam o tych " niedoskonałościach ", i mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie to autor bardzo popularny i chętnie czytany.

   Co do udziergów z ostatniego tygodnia, to jeszcze tkwię przy prostokącie na narzutkę( bo było prucie) i jako przerywnik w monotonnej pracy powstała serwetka z resztek bawełny.

 

\
  

 Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich wielbicieli literatury jak "lekkiej" tak i "poważnej".

środa, 15 czerwca 2016

Walka o miejsce (do dziergania) pod Słońcem





      Latem bardzo przyjemnie się dzierga na przyrodzie - w ogródku, w parku... A co robić, jeżeli mieszka się w bloku? Oczywiście dziergamy na balkonie, gdzie jest bardzo przytulnie nawet przy deszczowej pogodzie. Ale trzeba mieć balkon do  swojej dyspozycji. Do dnia dzisiejszego moim roboczym miejscem był fotel w salonie przed telewizorem. Nie narzekałam, bo i fotel wygodny, i oświetlenie dostosowane, i jednocześnie mogłam śledzić tok wydarzeń na ekranie. Ale przecież już lato w pełni, chce się tego kontaktu z naturą i już. Nie mamy balkonu? Mamy nawet dwa, chociaż nieduże.
Więc w czym problem? Otóż mnie potrafią zrozumieć te, które mają męża naukowca. We wszystkich trzech pokojach (dosłownie)  mamy  książki. W szafach, na półkach, w szufładach... Część książek
 na biurku, a czasami i obok. Oczywiście wszystko jest potrzebne, niczego pozbyć się nie da, i przekładać nie można. Po każdym wyjezdzie ilośc książek tylko wzrasta. A co z balkonami? Otóż na balkonach przechowywane są pudła z różnymi konspektami, dokumentami ... "Ale dlaczego na obu balkonach ?" -takie sobie dzisiaj zadałam pytanie z samego rana po przebudzeniu. I tu przychodzi momentalne postanowienie, że  na jednym z balkonów urządzam   miejsce dla dziewiarki. Bardzo mi się dobrze pracowało, Zawartość pudeł przeniosłam i ładnie ulokowałam  w piwnicy. A co na to właściciel? Nie było sprzeciwu, bo jest na konferencji we Wrocławiu. Dlatego tak dzisiaj szybko uwinełam się  i po reorganizacji mogłam poczestować sie kawką.







       Ale przy kawie poczułam  jakiś niedosyt -" czegoś mi tu brakuje". Oczywiście chodzi o serwetkę pod filiżankę. I rozumiem, że musi powstać jeszcze dzisiaj ( czy wam tak nie bywa?) Więc dobieram włoczkę i z szydełkiem spędzam trochę czasu przed telewizorem. Dłubię bez żadnego schematu, jak mi intuicja podpowiada. No i mam upragnioną serwetkę.




        Spodobało mi się dzisiaj takie szydełkowanie improwizacyjne, że zaczęłam jeszcze jedną serwetkę



         No i jak każdej środy czas wpaść do Maknety i zanurzyć się w tematy  książkowe. Za ubiegły tydzień przeczytałam dwie książki, które mogę polecić czytajacym koleżankom blogowym.
Pierwsza, to książka Michela Bussi "Jedyna w samolocie".  Dobry dramat psychologiczny z wątkiem detektywistycznym. Autor w bardzo ciekawy sposób przekazuje treść powieści i zaskakuje czytelnika nieoczekiwanym rozstrzygnięciem problemu. Kiedy czytając kryminał od połowy książki potrafię ustalić "przestępcę" , to taki utwór uważam za nieudany. Tutaj zaś podstawowa intryga jest bardzo fachowo wplatana w rózne sytuacje i książka całen czas trzyma czytelnika w napięciu. Rozczarowania nie było i śmiało książkę polecam ( co nie znaczy, że musi spodobać się wszystkim).
        Następnie sięgnęłam po książkę Moniki Szwaji " Klub mało używanyh dziewic". Szwaję poznałam czytając    " Matkę wszystkich lalek".Owszem spodobał mi sie styl i język autorki, ale zaliczyłam tą książkę do literatury "lżejszej". Oczywiście sama nazwa książki- "Klub mało używanych dziewic"
nie była obiecująca i nawet myslałam, że może po kilku stronach zaniecham czytania. Jak mile zaskoczona byłam, kiedy zrozumiałam, że nie mogę oderwać się od powieści. Przyznaję, że to literatura kobieca, ale tyle aktualnych spraw i sytuacji w niej rozpatruje się, tyle cennych podpowiedzi i rad...Jestem tą książką mile zaskoczona. Koleżanki , kto nie zaliczył jeszcze tej powiesci- to w sam raz literatura na lato.

   Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich odwiedzających bloga. Bardzo cieszą mnie wasze miłe komantarze.
   Honorata










środa, 8 czerwca 2016

Znowu środa

   Lubię środy i na nie czekam, aby dowiedzieć się co dzieje u dziergjących i czytających. Muszę przyznać, że pomysł Maknety na spotkania środowe przy książce i drutach jest rewelacyjny. Po pierwsze - można  podpatrzyć, co tam inni mają na półkach książkowych, na świeżo poznać opinie o przeczytanym, pokoregować swoje plany czytelnicze.  A po drugie- najważniejsze w tym projekcie to jest obcowanie. Przez posty i nawet krótkie komentarze poznajemy ludzi, ich świat,  otrzymujemy z każdym słowem uznania dużo pozytywu. Bardzo się cieszę, kiedy oglądam pomysłowe prace koleżanek blogowych. Często są tak zaprojektowane i kunsztownie wykonane, że aż dech zapiera
 
    U mnie powtórka z narzutki, bo tak jak i myślałam, córka poprosiła o podobną tylko w innym kolorze. Jak i poprzednią dziergam w dwie niteczki, z włoskiej Angory 2" ( 50%- moher, 30%-akryl, 20%-wełna; 750m) i z cieniutkiej litewskiej wełenki "Haapsalu" (100%- wełna; 1400m). Zaczynam znowu od zwykłego prostokąta.



    A teraz zanurzmy się w świat książki.
     Przeczytałam powieść detektywistyczną   Roberta Galbraitha "Wołanie kukułki". Pod pseudonimem kryje się autorka "Harry Pottera" J.K. Rowling. Bardzo chciałam przeczytać ten kryminał, bo  od tak znanej autorki spodziewałam  się " czegoś!". Spodziewać się, to ja miałam prawo, ale niestety spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Bardzo słaby utwór, niepociągający styl, nieciekawa fabuła. Morderstwo w świecie mody. Postać detektywa - nieudacznika, jakby podpatrzona u innych autorów.   Wrażenie takie, ze pisała początkująca " autoreczka" swoją pierwszą książkę. Widocznie dlatego wydano książkę pod pseudonimem.
     Byłam rozczarowana, ale też i  zdziwiona, bo bardzo mile wspominam tejże autorki ksiażkę" Trafny wybór". W ciekawy sposób pokazany przekrój poprzeczny małego miasteczka, gdzie po pewnym wypadku, na światło dzienne są wystawiane tajemnice wielu rodzin. Autorka potrafiła przedstawić czytelnikom świat bohaterów z umiarkowaną ilościa humoru, z ciepłem. Książka zmusza czytającego do głębokiego przeżywania sytuacji razem z bohaterami. Śmiało polecam powieść szerokiemu gronu czytelników(a szczególnie rodzicom, nauczycielom i wychowacom). 

     Wczoraj zaczęłam czytać książkę nieznanego dotąd mi autora: Michela Bussi. W polskiej wersji tytuł brzmi:" Samolot bez niej"( w litewskiej wersji jest: "Cudze dziecko").
 


        Jak większość naszych rowieśników odziedziczyliśmy po teściach działkę. Ale problem w tym, że zawsze wiosną mamy "nawał " pracy zawodowej. U mnie to czas egzaminów, rozliczeń, dyżurów, u męża długotrwałe wyjazdy na konferencje i wykłady. Zazwyczaj wybieramy się na działkę, kiedy już u wszystkich  przekopane, zasiane i zapomniane. Zamiary mamy wielkie, ale po kilku godzinach pracy tu coś strzyknie, tam zaboli... Więc postanawiamy:  minimalnie grządek-bo i tak nic nie chce rosnąć ( bo działka w sosnowym lesie), kwiaty- raczej byliny, i ciągle podsadzamy jakieś iglaki, bo to ładnie wygląda, no i troche tej powierzchni mniej do koszenia. Mamy teraz długotrwałą suszę, więc wczoraj wybraliśmy się na swoje 6 arów z zamiarem podlewania. I co ujrzeliśmy na miejscu? Sałatka po miesiącu jest ledwo widoczna, buraczki gdzieś 1-1,5 cm, a koperek tradycyjnie jak i każdego roku nie wschodzi i już( chociaż nasiona były trzech gatunków). Ogrodnikami jesteśmy nijakimi, ale kwiatki  do domu przywiozłam. Dobre i to.  
  Serdeczne pozdrowienia z Wilna dla wszystkich czytających i piszących, dziergających i "uprawiających".
Honorata