Translate

poniedziałek, 31 grudnia 2018

Już prawie minął...





          Stary rok po cichu się cofa,  pozwalając  ludziom snuć marzenia, że już w następnym roku  na pewno osiągniemy wszystkie swoje zaplanowane "Eweresty".
          Zawsze lubiłam ten dzień w roku, 31 grudnia, bo jest taki "nieobciążający". Nawet jeżeli w planach jest huczny "Sylwester', to można sobie  pozwolić z rana na dłuższy sen, długości dnia zaś wystarcza ,aby załatwić różne  odkładane sprawy, a  wieczorem ładnie się wystroić i przetańczyć całą noc. Bywały takie wydarzenia i w moim życiu, Bywały różne Sylwestry i w domu, i poza domem, były sale na kilkaset osób, i małe kameralne towarzystwo przy stole. Od kilku lat  bardzo spokojnie, bez wielkiej krzątaniny poprzedzającej ten wieczór,  spotykamy Nowy rok w domu, przy raczej rozważnie zastawionym stole i muzyczce lecącej z włączonego telewizora.
        Jaki był ten rok? Odpowiedzieć na te pytanie można będzie tylko po upływie następnego roku, bo wszystko na tym świecie jest względne (ukłon Einsteinowi). Było upalne lato, było trochę grzybobrania, było moje rozstanie z ulubioną klasą, był spokojny nieuciążliwy początek roku szkolnego, było niemało przeczytanych książek i  dużo udzierganych prezentów.  Było dużo ciekawych sytuacji, i prawie nie było monotonii. Czegoż więcej trzeba?



     Chcę zacząć od przeczytanych książek. W tym roku nie potrafiłam utrzymać ubiegłorocznej ich liczby i zdołałam przeczytać tylko 40, ale za to były bardziej objętościowe, czyli "grube ryby". Niektóre bardzo na długo zostawały ze mną,wręcz prześladowały mnie. Tegoroczne moje TOP najciekawszych książek  wygląda tak:

1. Abraham Fergesse "Powrót do Missing"
2. Wiesław Myśliwski " Widnokrąg"
3. Michel Bussi " Czarne nenufary"
4. Amor Towles "Dżentelmen w Moskwie"
5. Fannie Flag "Babska stacja"

   Tak mi się ułożyło w tym roku. Mogę się pochwalić, że dni spędzonych bez książki było zaledwie kilka w tym roku.
 
    Możliwe, że mniejsza ilość przeczytanej literatury jest spowodowana tym, że w tym roku byłam pochłonięta dzierganiem prezentów. Najpierw to były maskotki dla mojej klasy, potem zrobiłam kilka chust na prezenty dla koleżanek, a sezon jesienno zimowy upłynął mi przy dzierganiu skarpetek.Ogółem zrobiłam  ich 10 par. I wszystkie się rozeszły. Ostatnia para była mikroskopijna, bo jest przeznaczona na jednomiesięczne nóżki.  Już skarpet w tym roku więcej nie będzie, bo zostało już tylko kilka godzin, nie zdążę. Dzisiaj pokażę te moje prace, które już dotarły do miejsc przeznaczenia. W następnym poście umieszczę zdjęcia tego, co jeszcze pozostaje w domu.

    Więc zacznę od skarpet. To były największa i najmniejsza z par.  








    Inne skarpety już były pokazywane we wcześniejszych postach.


     Z "Flory" od Dropsa  powstała chusta trójkątna, dziergana francuzem, ale leciutka, jednocześnie ciepła i przytulna. I też już wyfrunęła w świat, chociaż nie wiem, czy się spodobała.

 

    Na początku lata   moja krawcowa poprosiła o sakiewkę w błyszczącej siateczce w wersji raczej  wieczorowej. Po różnych próbach, było ich niemało, powstał woreczek z cieńszego sznurka, i na górę siatka w srebrnym odcieniu. Prezent też już wręczony, żadnych zaległości ani zobowiązań  na przyszły rok nie mam.

 









  Wszystkim, kto tutaj zagląda systematycznie ,czy sporadycznie, chcę życzyć odważnych marzeń, stanowczych decyzji i zdobycia swojego chociaż i maluśkiego ale "Ewerestu"

niedziela, 2 grudnia 2018

To i owo prezentowo




       W ubiegłym roku zadebiutowałam robiąc po raz pierwszy  wianek adwentowy, więc i tego roku  nie musiało go zabraknąć. Zaplanowałam, że powstanie z "darów" przyrody i na ten cel z działki przywiozłam trochę  jodłowca, suchą trawkę, kilka gałązek berberysu. Koło, jako podstawę do wianka, planowałam kupić w sklepie z dekoracjami świątecznymi. Ale po odwiedzeniu takiego, raptem rozumiem, że i koło powstanie z "czego da się". Oczywiście w sklepie jest tyle wszystkiego, że człowiek zapomina po co właściwie przyszedł, ale koło ze słomy (podejrzewam z chińskiej) do mnie nie przemówiło. Decyzja zapadła, że podstawę wianka  będę robiła, według porad z internetu, z gałęzi winobluszczu, ponieważ takiego przy naszym bloku mamy pod dostatkiem.  Wczoraj po obiedzie uzbrojona w nożyce pochodziłam na dworze kilkanaście minut , uzbierałam co nieco, i powstał wianek. Nie jest idealny, ale jest "mój". Mogłam kupić ładne jednakowe świece, ale wówczas przypominałby mi raczej te wianki z obrazków.   Świece są różnej długości i formy, ale każda z historią, część ich rozświetlała nam ubiegłoroczny adwent. Użyłam uzbierane kasztany, przywożone z podróży kamuszki i muszelki - i wianek mam.



























 
  Chyba w tym roku wpadłam w trans robienia prezentów , bo ostatnio wszystko, co wychodzi z pod szydełka, czy spada z drutów, jest przeznaczone albo dla konkretnej osoby, albo nawet na zapas, a nuż komu się przyda. Zbliżają Święta, i "obdarowywania się" nie unikniemy. Łączę przyjemne z pożytecznym, bo i  robię to, co lubię, i zwiększa się  ilość aktualnych prezentów, które przy różnych okazjach oszczędzą mi kłopotliwych wypraw do sklepu. Ze swojego doświadczenia wiem, że obdarowując osobę, która sama sobie skarpet nie dzierga, parą "ocieplaczy " na nóżki sprawuję jej niemało radości. Nigdy nie próbuję uszczęśliwiać kogoś na siłę, staram się poznać gusta i zapotrzebowania.
    Niedawno moja koleżanka z pracy miała urodziny. Tylko z  rana przypomniałam sobie o tej okazji, i czasu na kupienie kwiatka nie miałam. Z zapasów wzięłam zrobione różowe skarpety, i z takim drobiazgiem wyruszyłam do pracy. Po tym, jak solenizantka  zareagowała, jak opowiadała innym o tym prezencie, zrozumiałam, że bardzo  dobrze trafiłam. A niedawno w rozmowie podkreśliła, że skarpety są używane i lubiane.
    Dlatego też tej jesieni skarpety są produkowane najczęściej, a w planach jeszcze mi się następne pary rysują. Powstał taki tandem .























       Chcę zachęcić wszystkich, kto dzierga skarpety, na prezent, albo sobie, aby nie unikać blokowania. Rozumiem, że to tylko skarpeta, która będzie naciągnięta na nogę, ale uwierzcie mi, że  nawet takie coś po blokowaniu nabiera "szyku", ładniej wygląda, a przecież o to też chodzi.

       Prezentów ciąg dalszy.  Moja przyjaciółka, z którą nie możemy spotykać  się często z powodów jej problematycznej sytuacji rodzinnej, ale  z którą możemy godzinami rozmawiać  telefonicznie i dzielić się radościami i troskami, z którą swoje rozmowy zazwyczaj kończymy nawzajem mówiąc sobie: "cieszę się, że ciebie mam", poprosiła mnie w  tym roku o udzierganie jej na urodziny  jakiegoś zwierzaka, który z nią mi się kojarzy. Byłam szczerze zaskoczona, bo nie odważyłabym się osobie, co to po trochu dobija do pięćdziesiątki proponować coś podobnego. Ale kiedy ona sama  o to poprosiła, to z przyjemnością przystąpiłam do pracy. Lolita przypomina mi raczej koteczkę, więc taka powstała. Robiłam według wzoru Natalji Kirjan tu. Wszystko wykonałam zgodnie zaleceń autorki, jedynie sukienkę trochę zwęziłam, bo tak mi lepiej się układała. Oczywiście do pudełka jeszcze dodam skarpety, bo zima będzie długa i zimna.






















  




     
    Czytam zaś książkę Michała Urbanka " Broniewski. Miłość, wódka, polityka." Autor opisuje losy skomplikowanego człowieka, skłóconego nie tylko z otoczeniem, ale i z samym sobą. Ciągłe szukanie ideałów, i tak szybko nadchodzące nimi rozczarowanie, ciągłe miłosne perypetie i czułość okazywana drugiej zonie po jej powrocie z obozów. Bardzo dużo ciekawych wydarzeń z życia poety, czasami sytuacje wprost anegdotyczne nie pozwalają nudzić się przy czytaniu. Musiałam zmienić swoje zdanie o poecie, bo ze szkolnej ławy pamiętam wpajane nam na lekcjach literatury tezy, o poecie wiernie służącym ideom komunizmu. Z innej zaś strony docierały do nas opinie jego rodaków zaliczające go do zdrajców. Jeszcze raz przekonałam się, że przeciętny, inteligentny, grzeczny obywatel "takich " wierszy napisać nie mógłby. Książka warta polecenia, odbiera niemało czasu, ale wprowadza czytelnika w ciekawy bogaty wydarzeniami świat poety.

     Życzę wszystkim miłej i przyjemnej krzątaniny przedświątecznej.