Translate

piątek, 15 września 2023

Post letnio-jesienny

   Tegoroczne lato tak rozpieszczało nas dobrą pogodą, że ciągle odkładając zaplanowany wpis sierpniowy znalazłam się aż we wrześniu. A pogoda, trzeba przyznać, długo  była dosłownie letnią.  Naprawdę  nie  pamiętam takiego lata, żeby aż tak były  ignorowane kurtki i parasole, bo deszcze były u nas ciepłe i raczej krótkotrwałe. Aż dzisiaj jesień bez zapowiedzi objęła swoje rządy na całego. No bo wczoraj mieliśmy 28 w cieniu, a dzisiaj 17 i to z deszczem. No i  wszystko  niby zgodnie z kalendarzem.  Ponieważ na pisanie w sierpniu nie znalazłam czasu (wymówka oczywiście), to trochę relacji z ubiegłego miesiąca i naszych wczasów nie zaszkodzi. Otóż jak każdego roku  planowaliśmy w sierpniu wyjazd nad ciepłe morze. Nawet już zimą, pod naciskiem towarzyszy podróży, wykupiliśmy sobie dziesięciodniowy pobyt na wyspie Rodos.  Jak już wiadomo w końcu lipca lasy na Rodos płonęły  na całego. Kiedy rozpatrywaliśmy wariant zmiany kierunku podróży, to  zaczęły docierać do nas informacje o pożarach i w innych państwach.  Wybór wolnych hoteli w zaistniałej sytuacji był też bardzo ograniczony.  Szukając rozstrzygnięcia powstałego problemu, przypomniałam sobie ,że w ubiegłym roku moja znajoma wypoczywała z towarzystwem w Mrągowie i była z wyjazdu bardzo zadowolona. Po krótkiej konsultacji ze znajomą przekonałam się, że skoro będą wolne miejsca, to jechać warto. Wolne miejsca w wybranym przez nas terminie znalazły się. Pogoda dopisała, mieliśmy czas i na zwiedzanie, i na kąpiel w jeziorze, i na poznawanie smaków kuchni regionalnych. Oczywiście nasze serca ( a może jednak żołądki) skradły smaczne  ryby, a szczególnie sandacz. Zwiedziliśmy Św. Lipkę, poznaliśmy historię  kwatery Hitlera w Wilczym Szańcu. Jednym słowem wczasy się  udały.

        Już na początku lata zaczęłam analizować swoją garderobę wczasową i przyszłam do wniosku, ze brakuje mi kilku ciuszków na upały.  Potrzebowałam lekkiej sukienki, która pełniłaby rolę podomki i w której mogłabym  też na plażę się udać. I jeszcze nie musiała się gnieść podczas podróży w walizce.  Udałam się do sklepu z materiałami, bo postanowiłam , że taką zwykłą, to dam radę uszyć sama. Wybór padł na dzianinę trykotową, która kosztowała dosłownie grosze. Na Uyo Tube znalazłam do wyboru kilka filmików, gdzie krawcowa , dosłownie prowadząc za rękę,  pomaga narysować odpowiedni wykrój sukienki od razu na materiale. Szycie poszło nawet bez większych problemów. Prawda, kiedy doszło do wykończenia  kieszeni w bocznych szwach, to ze dwa razy je prułam, aż osiągnęłam na obu jednakowy efekt.

  W trakcie szycia, pobuszowałam po internetowych zasobach i natknęłam się na filmik, gdzie bardzo zachęcająco był nagrany proces kroju i szycia letniej sukienki z muślinu.  Z tego materiału  jeszcze nigdy niczego nie szyłam, a eksperymentować czasami mam ochotę. W końcu materiał był z tych tańszych, więc w razie fiaska przy maszynie nie poniosłabym wielkich strat. W sklepie po długich rozważaniach zdecydowałam się z ogromu oferowanych kolorów wybrać coś między brudnym różem i światłym bordo w białe kropki. Szyło się ( znowu według filmiku) bardzo sprytnie, aż do momentu wykańczania podkroju dekoltu. Tu się namęczyłam , aż obszycie podczas przymiarki przestało się wywracać na zewnątrz. Muszę któregoś dnia na jakichś skrawkach materiałów poćwiczyć sobie dobrze przy szyciu kieszeni w bocznym szwie, jak też różnego rodzaju obłożeń dekoltów. Ale trzeba przyznać, że końcowe efekty po uszyciu sukienek mnie nie rozczarowały i w czasie tak upalnego lata były chętnie noszone. 


     Działka w okresie letnio-jesiennym też zmienia swoje kolory, więc krótki spacer  z fotografowaniem  przybliży nam panujące tam teraz klimaty:
 
 

    O czytaniu...

 


    Po pierwszym przeczytanym kryminale od Anny  Kańtoch ( pisałam w poprzednim poście) postanowiłam przeczytać jeszcze coś z jej dorobku i wybór stanął na książkach z jednej serii : "Wiosna zaginionych", "Lato utraconych" i "Jesień zapomnianych". Na razie postanowiłam zrobić pauzę, przed tomem jesiennym, bo poczułam lekki niedosyt...

      Joudi Picoult  "Iskra światła"  Staram się przeczytać wszystkie książki wychodzące z pod pióra tej autorki. Wiem , że porusza bardzo aktualne, trudne i kontrowersyjne tematy.Grupa  kobiet i lekarz mężczyzna zostają  uwięzieni w roli zakładników w klinice ginekologicznej. Książka nie czyta się łatwo, bo autorka opisując historie każdego z bohaterów nie stroni od częstych przeskoków w czasie. 

     No i bardzo mocno zaintrygowały mnie książki  Juana Gomez-Jurado. Po pierwszej "Reina Roja. Czerwona Królowa" z wielkim oczekiwaniem rzuciłam się do czytania drugiej części "Loba Negra Czarna Wilczyca". Odetchnęłam , kiedy w prologu przeczytałam , że autor jeszcze obieca nam spotkanie z tą dziwną parą- zakompleksionym inspektorem Jonem i najinteligentniejszą kobietą świata, niezastąpioną na miejscach zbrodni analityczką Antonią,  Miłośnikom thrillerów mocno polecam.


       Wszystkim tu zaglądającym życzę ciepłych jesiennych dni, miłych spotkań, pozytywnych emocji.

 

 

8 komentarzy:

  1. Podziwiam Twoje umiejętności krawieckie, wybrałaś piękne materiały i dobre fasony, świetnie wyglądasz w obu sukienkach, ta w kropeczki nadaje się też na eleganckie okazje. Kocham kieszenie w spódnicach i sukienkach:-) Piękne to Twoje lato pod wieloma względami, a grzyby i wrzosy zapowiadają też piękną jesień. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam podstawy szycia, w młodości mnie to ratowało kiedy chciałam wyczarować coś dla dzieci, nawet ze swoich starych ubrań. Ale te zajęcie nie mogę nazwać pasją, jak na przykład drutowanie. Grzybów mieliśmy bardzo mało, bo było sucho, mamy nadzieję, że jeszcze jesienne prawdziwki się ukażą. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamawiam sukienkę według kroju nr 2 na przyszły sezon!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sukienki rewelacyjne - zazdroszczę umiejętności. Póki byłam jedynaczką, mama od czasu do czasu coś dla mnie szyła, ale nie odziedziczyłam po niej tej umiejętności. Ogród letnio-jesienny prezentuje się pięknie. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Annette, też byłam jedynaczką, i podobnie mama obszywała całą rodzinę korzystając z bardzo trudnej w obsłudze maszyny. Nam wszystkim to pasowało. Po ukończeniu studiów, kiedy miałam więcej wolnego czasu, mama zmusiła mnie dosłownie ukończyć trzymiesięczny kurs kroju i szycia. Jak się ja sprzeciwiałam i nie leżało serce do tej czynności. Ale teraz jestem mamie wdzięczna, bo często mnie te nawyki nabyte w młodości ratują. Dzięki , że tu wpadasz, życzę Ci dobrych dni jesiennych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło mi Cię poznać, zobaczyć:)Pozdrawiam Jola

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam zaglądać. pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń