Translate

czwartek, 25 maja 2023

Milczenie przerwane ...

         Witajcie, witajcie.  Po dwóch " głuchych " miesiącach na  blogu chcę wszystkich zapewnić, że żadnym poważnym wydarzeniem w moim życiu nie mogę tego milczenia  wytłumaczyć. Ot tak po prostu zwlekałam z pisaniem odkładając z dnia na dzień, aż prawie minęła wiosna. Nie, nie planowałam porzucać blogowania i dzisiaj postaram się streścić niektóre wydarzenia za ten długi okres milczenia. 

     Ponieważ, jak każdej wiosny działka staje się  obiektem, który najbardziej pochłania nasz czas wolny, to  chronologicznie zacznę od emocji, które nas ogarnęły po pierwszym pozimowym wyjeździe na działkę. W jesieni solidnie popracowałam nad nową rabatą kwiatową, na której  zasadziłam z kilkadziesiąt  cebulek tulipanów i  przesadziłam  z różnych zakątków ogrodu wykopane lilie. Spodziewałam się wiosną kolorowej fiesty dla oczu. A teraz wyobraźcie sobie nasze zdumienie, kiedy widzimy objedzone przez sarny wszystkie wierzchołki tulipanów, które zdążyły wykiełkować i urosnąć na kilka centymetrów. Teren naszych działek jest z trzech stron otoczony lasem. Po takich wrażeniach już podczas drugiego wyjazdu byliśmy przygotowani na sarnie psoty w naszym ogrodzie. Nie zawiodły nas leśne stworzonka, na rabacie oprócz głębokich pozostawionych śladów ujrzeliśmy wykopane z gruntu, nadgryzione i porozrzucane cebule lilii. Rozpaczy i złości nie było granic.

     

     Takie wizyty wkrótce ustały,( nie wiemy, jak na długo) widocznie coraz więcej ludzi przeszkadzało sarnom w realizacji ich wypadów na grządki działkowe. No cóż, człowiek zagarnia tereny należące do zwierząt wchodząc w lasy, a zwierzęta co raz odważniej wkraczają nawet do miast.

         Cieszyłam się, że jednak nie wszystkie kwiaty jednocześnie kiełkowały, bo niektóre tulipany  potrafiły uniknąć strasznego losu swoich współbraci. Szczególnie cieszyły nas pełne tulipany, które raczej przypominają swoim wyglądem różę, albo peonię. Łodyga po prostu  nie mogła utrzymać kwitnącego kwiatu, uginała się pod jego ciężarem. 

 

 

Każdy kwiatek, który potrafił zakwitnąć w tym roku sprawiał nam wiele radości.

    


    Długo "polowałam" na cebulki tych najprostszych narcyzów, które rosły kiedyś w przydomowych ogródkach. Producenci roślin takich  "zwyklaków" nie oferują. A ten gatunek  nie tylko wyróżnia się ładnym zapachem, ale mimo, że skromnie wygląda jest dla mnie tą nostalgiczna więzią z dzieciństwem. No i mam już je i bardzo się z tego cieszę. 

       Irysy absolutnie nie smakowały sarnom, ich kłącza zostały na swoich miejscach, a teraz obficie kwitną.


        W szklarni rzodkiewka i szczypiorek ustępują miejsce pomidorom. Muszę się pochwalić, że sadzonki, jak i w ubiegłym roku są własnej  "produkcji" . W naszym mieszkaniu pozbawionym słońca jest to niemałym wyzwaniem.


    

 

 

           No i słów kilka o tym, że warto marzyć. Otóż bardzo dawna  chciałam urządzić kilka grządek podniesionych na warzywniaku. Ale wymiana zdań o tym z mężem zawsze kończyła się kategorycznym "Nie!!!" z jego strony. No i tak z tym marzeniem prawie się  pożegnałam. Prawda i w tym roku przeglądałam oferty sklepów ogrodniczych, czytałam opinie ludzi, którzy takie grządki uprawiają, ale to była tylko taka lektura dla duszy. I stał się cud, inaczej tego nie nazwiesz.  Każdego roku zasadzamy kilka kwadratowych metrów wczesnymi ziemniakami na takim kawałeczku gruntu, który  jest pod skosem. Mąż poszedł przekopać ziemię, ja szykowałam ziemniaki do sadzenia. Aż słyszę taką mowę: " Tu się ziemia osuwa ( 30 lat o tym wiemy) i na ogórki przydałyby się grządki podniesione". Z wrażenia nie mogłam jakiś czas ochłonąć, ale już tego samego wieczoru odnalazłam sklep, a za kilka dni mieliśmy kupione dwie grządki,  które bardzo sprawnie były skręcone, wypełnione ziemią i zagospodarowane. Marzenia się spełniają.


   Od drugiego kwietnia  odwiedzały nas co jakiś czas przesympatyczne dwie panie, które na nowo odmalowały nam mieszkanie, usuwając również pęknięcia powstałe w tynku. I już mamy remont za sobą, teraz tylko organizujemy różne prace przy niektórych zmianach w wystroju mieszkania. Przy okazji pozbyliśmy się kilku niepotrzebnych już nam  rzeczy, które znalazły miejsce u innych ludzi. Cieszą nas też takie nabytki, jak nowa lampa, czy też szafa  zakupiona internetowo z Polski. Mąż zaś długo urządzał swój gabinet, który powstał z byłego pokoju córki, najwięcej czasu potrzebowały książki, których ogromne ilości tematycznie musiał rozlokować na półkach, w szafach i w ogóle wszędzie , gdzie się da.



Zaś Święta Wielkanocne spędziliśmy u dzieci w Warszawie. To moje pierwsze święta, kiedy w Wielką Sobotę nie padałam wieczorem ze zmęczenia, z myślą, że "czegoś jeszcze nie zdążyłam,,," Cudownie spędziliśmy czas na rozmowach, spacerach. Uwieńczony zaś nasz wyjazd był spektaklem w Teatrze Polskim, gdzie oglądaliśmy " Don Juana". 


 

    Czy w czasie remontu  miałam czas na robótki? Otóż miałam czas i chęć na dłubanie drutami wieczorami, kiedy mogłam usiąść gdzieś między poustawianymi pudłami i poprzesuwanymi meblami. . Oczywiście nie było mowy o jakimś większym  projekcie, ale takie małe "co nieco" czyli skarpeteczki  powstawały. 

     Para z"Himalay Socks". Włóczka, która sprawia dobre wrażenie przy pracy, trzyma formę, jest  stosunkowo niedroga, ma kuszące kolory.

   "Regia"- włóczka, która musiała  zawładnąć moim sercem, niespodziewanie nie sprawiła mi aż tyle radości. Za dużo o niej czytałam pochlebnych opinii. Nic nadzwyczajnego,

 

           "Artisan", który też jest wśród moich faworytów. tym razem z piętą "strong",

 

     I niezawodne Alize Superwasch Comfort w męskich skarpetach .

 

   I obowiązkowa relacja o przeczytanych książkach. Dzisiaj będzie o jednej autorce Joannie Bator i jej książkach, które ostatnio przeczytałam. Odkryłam dla siebie dosłownie tę autorkę po jej cudownej książce "Gorzko, gorzko". Bardzo chętnie sięgałam po jej następną książkę, a mianowicie "Piaskowa góra". I znowu powieść, przy której czytelnik całkowicie zanurza się w świat bohaterów, razem z nimi pracuje w kopalni, kupuje na raty meblościankę, cieszy się i smuci na przemian. O bohaterach powieści opowiada autorka z niemałą dawką humoru, przechodzącego czasami w sarkazm. Książka niby o życiu Jadzi Chmury  w Wałbrzychu, ale pokazująca codzienność wielu polskich rodzin podczas wojny, w czasach  PRL-u czy też w szalone  lata 90-te. Polecam bardzo. 

       Drugi tom tej serii nazwany "Chmurdalia" rzuca czytelnika w nurt życia Dominiki Chmury, córki Jadzi z "Piaskowej góry". Znowu barwne portrety bohaterów, nietuzinkowe wydarzenia z ich życiorysów trzymają czytelnika w napięciu i pozwalają rozkoszować się tokiem fabuły. Czasami łapałam siebie, że trochę się nudzę przy niektórych powtórnie opisywanych faktach. Książkę polecam dla młodzieży, warto poznać narracyjny talent autorki. 

       I znowu Wałbrzych w książce "Ciemno, prawie noc". Powieść psychologiczna z wątkami kryminalnymi. Niby uwielbiam takie, ale to jest zbyt mroczna, zbyt przygnębiająca. Stare, ponure poniemieckie domy, w których pozostałe po byłych właścicielach duchy rządzą losami mieszkańców miasta, przemoc,  społeczeństwo pełne fobii,  stare legendy przeplatające się z losami bohaterów. Nie mogę polecać tej książki wszystkim szukającym w czytaniu relaksu, ale na pewno swojego czytelnika powieść znajdzie.

     Wszystkim tu zaglądającym chcę życzyć ciepłej pogody na ostatnie wiosenne dni. Planuję bywać tu częściej.










 

23 komentarze:

  1. Oho! Jak cisza to cisza, ale jak się odezwiesz, to czyta się jak książkę📚 Sporo się działo, ale nie gniewaj się na sarenki🦌🦌😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się nie gniewam, ale buraczków na grządkach nie wysiałam w tym roku, bo listki botwinki ich przyciągają jak magnes. Życie bez problemów nie byłoby takim barwnym. Życzę Ci cudownego wesela córci, niech wam wszystko, razem z pogodą sprzyja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem przesądna, więc podziękuję: dziękuję😃

      Usuń
  3. Czyli cisza nie tylko u mnie :)
    Dobrze było znów czytać Twoją opowieść. Podziwiam Cię za dbałość o ogródek. Może i ja kiedyś zacznę pielęgnować swój. To całkiem możliwe, bo napatrzyłam się na skarpety u Ciebie i u Bokasi, co skończyło się własną produkcją skarpet, więc może z ogrodem też tak będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, czas pochwalić się tą produkcją. Jestem bardzo ciekawa😉

      Usuń
    2. Uwierz, Reniu, że kiedyś pracę na działce traktowałam jak katorgę, bo było tyle innych ciekawszych zajęć, a teraz ,na emeryturze, priorytety zmieniają się. Też jestem ciekawa tych skarpet, spodziewam się tam mozaiki. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Dziewczyny, nie nastawiajcie się na jakieś wymyślne wzory, bo Was na pewno nie przebiję. Serio. Póki co z braku czasu wykonałam dwie pary dżersejem, ale kolejne włóczki już czekają w pudle.

      Usuń
    4. To znaczy, że już Cię w ten wir wciągnęło.

      Usuń
  4. Oj tam, oj tam... Czasem trzeba prawdziwym życiem pożyć, a nie tylko blogowo-internetowym. Tulipany przepiękne, a sarny... No cóż, lepsze sarny niż dziki, które grasują w moim mieście, nawet w najruchliwszych jego częściach. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uspokoiłaś mnie ,Annette, nie zamienię sarny na dzika. A trochę różnorodności w życiu zawsze się przyda. Uważam też, że niczego nie trza robić na siłę, jak się nie pisze, to wolę czytać , marzyć, spacerować. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo się cieszę, że pojawiłaś się na blogu po przerwie, jakże pracowitej. Wspominałaś o remoncie, a to dużo dodatkowej pracy, poza tym wpływa na rytm życia, pojawiają się nowe sprawy i zadania. U Ciebie jednak mimo remontu nie widać nawet znamion destrukcji. No chyba że mowa o sarenkach. Ach, uśmiechnęłam się i westchnęłam, gdy to czytałam, bo doskonale znam te uczucia, ślady kopytek, obskubane gałązki... Bardzo lubię alize, i artisan i superwash, są niezawodne. Też skusiłam się na Regię, robiłam skarpetki dla miłośniczki kaszmiru, więc ten dodatek był istotny. Znałam włóczkę skarpetkową grundl z kaszmirem, mięciutką, było tam 10%kaszmiru, w Regii jest 20%, spodziewałam się jeszcze milszej miękkości, tymczasem w dotyku włóczka ta nie różniła się od zwykłych włóczek skarpetkowych, liczyłam że po praniu nastąpi cud, nie nastąpił. Z kolei regia z bambusem jest bardzo miła:-) Pozdrawiam ciepło, baw się dobrze ze wszystkimi swoimi pasjami:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, jak też za opinię o Regii. Widzę, że w wielu dziedzinach mamy bardzo podobne zdanie. Remont naprawdę przeszedł bardziej gładko, aniżeli spodziewaliśmy się. Panie były bardzo punktualne, bardzo akuratne, i robotę swoją znające. Teraz dłużej zajmuje nam na przykład dekoracja ścian obrazami, zdjęciami, zamawianie ramek, itd. Życzę Ci ładnych eksponatów, które wpadają w Twój obiektyw aparatu fotograficznego, cudne zdjęcia z florą i fauną, nie tylko pióro Ci posłuszne. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Mam nadzieje ze o niczym nie zapomnę , tyle się tu dzieje 😁 co do kwiatów to powiem, ze ostatnio spotkałam do kupienia lwie paszcze. To kwiaty o ogródka mojej babci i byłam ogromnie zdziwiona. Wiec trochę te stare kwiatki naszych babć wracają do łask .
    Skarpetki to wiadomo ze zawsze na czasie, choc już pisałam ze jakoś nie dopadła mnie ta skkarpetkoza, ale może dlatego ze wszystkie końcówki wyrabiam dla wnusi 😂 . Ostatnio tez postanowiłam ze wrócę do czytania bo jakos ostatnio miałam lukę w tym temacie a feee. Coś tam niby czytam ale chyba udokumentuje i tez słów kilka zamieszczę o tym 😁aaa i jeszcze miałam napisać ze u Was chyba cieplej bo moje irysy dopiero startują 🤔 pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam lwie paszcze z dzieciństwa, tak ładnie przy naciskaniu otwierały buzie, chociaż raczej "szczęki", skoro o lwy chodzi. Bardzo dobry masz sposób na wykańczanie resztek, cieszy się maluszka z Twojej "produkcji" widać ze zdjęć Też już z nastaniem wiosny zmniejszyłam tempo czytania, jak również nadwyrężyłam rękę przy plewieniu, więc chyba i skarpety odejdą na dalszy plan. Co do irysów, to chyba taki gatunek wczesny mam, bo jak kontaktuję z dziećmi, to mam wrażenie, że macie cieplej aniżeli my. Życzę udanego lata, ambitnych pomysłów i ich realizacji, jak też dobrego relaksu. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak miło się czyta Twoje wpisy! Nie dziwię się, że było Ci przykro z powodu zjedzonych cebulek - tyle pracy i taki ich los... Sarny są śliczne, ale rzeczywiście potrafią zjeść wszystko. U mnie w zeszłym roku na grządki przychodziła sarna i zjadała jak leci - buraczki, które dopiero co wyszły z ziemi, sałatę, obgryzła krzewy owocowe. I złościłam się okropnie, aż pewnego dnia zobaczyłam, że ona ma dwa koźlęta. Wykarmić je, to było nie lada wyzwanie dla niej, więc już nic nie mówiłam - niech sobie je. A w tym roku mam grządki zagrodzone. A sarnom dajemy jabłka z ogrodu, ale to dopiero jesienią. Też mam teraz remont! Taki straszny, z burzeniem ścian, pyłem i kurzem wszędzie, i również robię w tym remoncie na drutach :) Twoje skarpetki są przepiękne! Ty i Bokasia jesteście mistrzyniami skarpet w moich oczach :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Miło czyta się Twoje komentarze, dziękuję. Co do saren to też mam takie dwojakie podejście, bo to zawsze zwierzynka, która tylko szuka pokarmu. Oj, rozumiem, co to znaczy remont z wyburzaniem ścian, ale na pewno w jego trakcie powstaną ciekawe robótki, bo tak przy machaniu drutami można dosyć szybko odstresować się od tego rozgardiaszu, który remontom towarzyszy. Ale gra warta świeczki.Serdecznie pozdrawiam, biegnę na Twój blog, bo już widziałam tam ciekawy topik na lato.

    OdpowiedzUsuń
  11. Brakowało mi Twoich wpisów, dobrze że wróciłaś. Z doświadczenia wiem, że jak się zrobi przerwę, to trudno wrócić. Czasem wspominam Maknetę, wtedy był rytm i dyscyplina. :)
    Koniecznie muszę spróbować tej włóczki Artisan, która ma nazwę jak lek na stawy. I mam w planie skarpetki, nawet koło mnie siedzą dwa motki, ale najpierw kocyk. Pozdrawiam serdecznie z deszczowych wywczasów:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, że mnie rozumiesz, bo też czekałam na wiadomość od Ciebie, ale już dzisiaj zaliczyłam Twój post. Czasy z Maknetą wspominam z tęsknotą, bo potrafiła trzymać nas w ryzach. Ciesz się, że masz dla kogo robić kocyki, do skarpet zdążysz jeszcze. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, masz rację, trzeba się cieszyć, kocyki długie, ale cieszy mnie myśl o poutulanych nimi wnuczętach. Wiem też, że jak już będzie widać koniec, to przyspieszę jak ten koń przed stajnią.
      Ach, bo i cieszę się z Twoich rabatek podwyższonych

      Usuń
  13. Też się z podwyższonych grządek cieszę i wygląda na to, że z czasem będzie ich u nas przybywać, o ile starczy nam sił uprawiać działkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że uprawianie działki poprawia zdrowie, więc na pewno długo będziecie się nią cieszyć.
      A dziś rozmawiałam z gospodynią o Tobie, bo jej też sarny obgryzają ogródek.

      Usuń
  14. Ciekawe, jak Twój ogródek wygląda teraz? Parę tygodni to wiele w życiu warzyw. :-)
    Czy ta ciemnozielona pergola na zdjęciu nr 15 jest składana z takich małych rurek skręcanych milionem śrubek?

    OdpowiedzUsuń
  15. Niebawem pokażę działkę po zmianach, wczoraj dopiero odwiedził nas deszcz więc za kilka dni zrobię nowe zdjęcia. Pergolę składał maż i mówi , że aż tak dużo tego skręcania nie było. Opakowana była w dość małym pudełku, stosunkowo tania, bo tylko10 eu, a kupowana w sklepie Thomas Philips. Wygląd nas zadowala, jak będzie trzymała winoroślę, to się okaże. Pozdrawiam serdecznie, dzięki, że zaglądasz.

    OdpowiedzUsuń