Translate

czwartek, 8 listopada 2018

Alpakowe rurki




         Jesień sobie posuwa się małymi kroczkami, słoneczko jeszcze  nie skąpi swoich promieni, ale nikt nie może  rękodzielniczki  wybić z ustalonego rytmu. Skoro kalendarz "dyktuje" nam listopadową porę, to trzeba się zabierać do dziergania ciepłych dodatków. Na blogowych ilustracjach coraz więcej widzimy czapek i czapeczek, kominów i szalików. Bawełnę zamieniamy na wełnę, ażury na grubsze wzory. Wszystko jest uzasadnione, bo tak już musi być.
        Płynąc razem z prądem też przestawiłam się na dzierganie rzeczy "ogrzewających". Oczywiście jako fizyk muszę sprostować iż nie nosimy rzeczy ogrzewających ludzi, jedynie  izolujące nasze ciało od zimnego środowiska. Tak właśnie z moimi pierwszaczkami  na lekcjach fizyki doceniamy właściwości wełnianych ubrań. Muszę się pochwalić, że moi uczniowie  już wiedzą, że włos alpaki ma strukturę rurki, i dzięki temu włóczka uprzędzona z takiej wełny  jest  bardzo ceniona. Ale śpieszę się usprawiedliwić, na lekcjach nie dziergamy, szczerze oddajemy się fizyce.
       Miałam w planach powtórzyć przygodę z chustą "Juliette" według projektu Renaty Witkowskiej. O ile pierwszą dziergałam z półwełny, to na drugą nabyłam  100%-wą wełnę od Alize (cashmira). W motkach kolory bardziej grały ze sobą, ale mając już dosyć jaskrawą  chustę   w pierwszej wersji, chciałam tą drugą udziergać w bardziej przygaszonych tonach. I takie kolory lubi osoba, co to będzie na swoje 50-lecie tą chustą obdarowana, chociaż tego jeszcze nie wie, a i bloga mojego nie czyta, bo nie zna polskiego.












        A teraz czas na skruchę. Nie posłuchałam zaleceń autorki projektu co do grubości włóczki i wzięłam ciut cieńszą włóczkę, bo 150m/50g, zamiast polecanych 130m/50g. I bardzo szybko przekonałam się, że w tym wzorze bardziej ładnie układa się mozaika przy grubszych niteczkach. Niestety, chciałam być kreatywną i nie trzymać się opisu. Ale niech to będzie dla mnie nauczką, a kto zabiera się do tego projektu- pożyteczną przestrogą.
  
       Następnym z kolei "ogrzewaczem " ciała i duszy były skarpetki. Po pierwszej chuście zostały mi resztki włóczki, które szybko  przekształciły się w skarpety z piętą "rzędami skróconymi " robioną. 
Posiadaczką ich została koleżanka z pracy, obdarowana  w dniu  urodzin.




    Na tych skarpetach nie poprzestałam, bo szybko się dzierga i szybko się ich  pozbywa . Zamówiłam dropsowy Fabel, poszperałam w zapasach  i tak zaczęły powstawać nowe "pary". Te trzy następne były z wrabianym przy pięcie klinem, bo uznałam, że taka skarpetka lepiej się czuje na nodze, a o to przecież chodzi. I znowu się rozeszły jak ciepłe bułeczki. Została jedna para, która czeka na odpowiednią datę.
  
I tak na razie pozostaję zaskarpetkowana na całego. Prawda musiałam jakoś w tej dziedzinie też "rosnąć zawodowo", więc nauczyłam się dziergania dwóch skarpetek na raz. I teraz tylko tak dziergam, bo wszystko jest "symetryczne". A nowe powstające skarpety polecą do Niemiec.


  
     W czytaniu zaś tempo nie było tak wielkim, bo trafiłam znowu na bardzo "grubą" książkę, która zabrała mi niemało czasu. Mówię o "Widnokręgu" Wiesława  Myśliwskiego. Polubiłam jego książki, polubiłam ten jego styl powolnej rozmowy z czytelnikiem. Czytając książki Myśliwskiego trzeba narratora traktować jako obok siedząca osobę, która po kolei wydobywa ze swojej pamięci różne wydarzenia ze swojego życia i czasem nie trzymając się chronologii dzieli się z nami swoimi wspomnieniami. Podobnie też było w "Traktacie o łuskaniu fasoli".W "Widnokręgu" narratorem jest Piotrek, którego dzieciństwo przypadło na okres wojny i pierwsze lata stalinizmu.  Słuchając jego wspomnień śledzimy, jak poszerza się jego widnokrąg, jak przychodzą do niego pierwsze rozczarowania, doświadczenia, miłość...
Kto jeszcze nie odkrył dla siebie  Myśliwskiego zachęcam sięgnąć  po  którąś z jego Książek, bo raczej się nie rozczarujecie. 
      Po tak poważnej literaturze postanowiłam trochę poczytać dla relaksu. Po opiniach koleżanek blogowych postanowiłam naprawić błędy wczesnej młodości, kiedy to nie natrafiłam na książki Małgorzaty Musierewiczowej. Tak, Moniko, przyczyniłaś się do mojego szturmu na "Jeżycjadę". Dojrzałam, a może raczej już zdzieciniałam, bo czytam, zaśmiewam się i szukam następnych ksiażek z tego cyklu.

Serdeczne pozdrowienia wszystkim, a czytającym wielkich odkryć na książkowych półkach.






















 

   






18 komentarzy:

  1. Też jestem zwolenniczką alpakowych rurek:) Chusta bardzo ładna. Szykuję się żeby ją wydziergać, ale jeszcze nie mam pomysłu na włóczkę. Skarpetki świetne:) Muszę się nauczyć robić dwie jednocześnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do dziergania dwóch skarpet jednocześnie, bo naprawdę nie jest to skomplikowanym procesem i tylko musisz trafić na jakiś odpowiedni filmik. A co do chusty, to jest bardzo udany projekt Renaty, szczególnie na jesień i zimę. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Bardzo mnie ubawiło naukowe podejście do dziergania i noszenia wełny. Myślę, że to jest idealne podejście do nauki. Uczniowie więcej zapamiętają z takiej lekcji. Dlaczego ja nie miałam takiego nauczyciela fizyki jakim ty jesteś???
    Stonowana chusta wyszła super. Nie wiem, dlaczego narzekasz. Chociaż ty już jedną robiłaś, więc masz porównanie. Dla mnie wszystko jest idealnie.
    Skarpetek nieustająco zazdroszczę, jeszcze do nich niedorosłam. Malezja też nie sprzyja rozwijaniu się w tym kierunku.
    Pozdrawiam po deszczowo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na lekcjach bardzo często staram się dzieciom wymyślać jakieś ciekawe przykłady z życia. Kiedy zachęcam ich do logicznego myślenia, to mówię, że logika jest bardzo potrzebna w życiu, bo bez niej nie potrafią w przyszłości wybrać sobie odpowiednich kandydatów na żonę lub męża. To oni mówią mi: "a my przyprowadzimy naszych kandydatów do pani, i pani nam powie czy są odpowiedni". Tak bawimy się w życie. A co do skarpet, to korzystaj z ciepłej pogody i zanurzaj się w ażurach. pozdrawiam.

      Usuń
  3. ja ocieplacze robię zawsze albo za wcześnie albo z dużym opóźnieniem :)
    chusty dla Siebie nawet nie zaczełam, drugą wersję robiłam też z cieńszej nitki ale podobała mi się, tylko musiałam zrobić więcej powtórzeń żeby była duża :) Książki to czytam różne, różniste i podziwiam że potrafisz czytać poważne, mnie bardzo ciężko się czyta książki opisujące np ludzkie tragedie, ale to zależy też od pisarza w jaki sposób przedstawia tą rzeczywistość
    Pozdrawiam z jeszcze ciepłej listopadowej centralnej Polski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też w tej chuście powiększyłam o jeden segment wzór. A co do ocieplaczy, to wiem, że masz jakiś motorek w rękach i potrafisz w tak krótkim czasie tyle naprodukować, że ze wszystkim nadązych na czas. A może w tym roku nie będzie zimy? Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  4. Zainspiroeałaś mnie i skarpetkami i auterem. Koniecznie muszę nauczyć się techniki robienia dwóch rzeczy jednocześnie. Może masz do porzucenia jakiś sprawdzony link o robieniu skarpetek?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do skarpetek dochodziłam tak, najpierw przestudiowałam kursik u "Intensywnie kreatywnej" -nazywał sie "skarpetki mgliste". A potem jak opanowałam technikę dziergając po jednej przeszłam do dwóch na raz. też z filmiku, których jest w internecie moc. Ja nie znając angielskiego korzystałam z rosyjskiej wersji. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super wyszła Ci ta chusta. Wzór już dawno mi się spodobał i też go nabyłam od Renaty. Czeka w kolejce na druty.
      Intensywną już przejrzałam, pomocna strona.
      Marzą mi się takie różowe jak Twoje:)

      Usuń
    2. Na pewno niedługo będziesz posiadała jeszcze ładniejsze.

      Usuń
  6. Fajnie, że dziergasz na prezent. Ja jeszcze nie umiem, chociaż pomału, pomału się uczę - sprezentowałam kocyk temperaturowy mojej ukochanej cioci. Ona się cieszy i ja. Zwykle denerwuję się, czy prezent się będzie podobał - nie mam takiej serdeczności naturalnej. Ale wszystko przede mną. :))

    Hihi, precyzyjny język jest bezlitosny, dobrze że możemy mówić potocznie - izolujące otulacze straciłyby połowę uroku. :))
    Honoratko, bardzo się cieszę, że czytasz Jeżycjadę i że podoba Ci się. Nie martw się, że dziecinniejesz - kiedy ja miałam podobne wątpliwości, przypominam sobie bardzo nobliwego profesora Raszewskiego - wybitnego znawcy teatru i autora kilku książek, który Jeżycjadę poznał w późnym wieku i tak mu się podobała, że zaprzyjaźnił się z Małgorzatą Musierowicz. Bardzo ją komplementował i porównywał do Homera. :D
    Muszę wrócić do jego listów.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ mnie uspokoiłaś, bo bo od książki nie mogę się oderwać i razem z bohaterami przeżywam wszystkie przygody. A ponieważ istnieje wątek detektywistyczny,to mnie historia wciagnęła na dobre. Tylko bardzo żałuję, że w swoim czasie tyle dobrej literatury dziecięcej mi umknęło, a naprawić straty już niestety nie nadążę. Pozdrawiam i uściskam

    OdpowiedzUsuń
  8. Honorato, piekne te Twoje udziergi, pamietam moja babcia nam robila takie cieple skarpetki, ale ja jakos nigdy sie nie nauczylam od niej jak to wyrabaiac te piety. Musierowicz swego czasu pochlanialam w calosci:))) A Mysliwskiego nie znam, ale juz zapisuje sobie i moze kiedys cos przeczytam:) Milego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za dobrą ocenę moich prac, też bardzo długo do skarpet nie podchodziłam, bo byłam w tym zielona. Ale teraz internet wszystko za nas robi, tylko trochę trzeba poszperać w sieci. Myśliwskiego na pewno zaakceptujesz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dwie skarpetki jednocześnie? Dla mnie abstrakcja, bo ja nawet jednej zrobić nie potrafię. "Traktat o łuskaniu fasoli" czeka w kolejce do przeczytania, a Musierowiczową uwielbiam. Chusta przepiękna, a laik nawet się nie domyśli, że w mozaice jest coś nie tak. Pozdrawiam gorąco :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Annettko, ja też tylko od paru lat potrafię uporać się ze skarpetami. Ale nie potrafię wyhaftować takich karteczek, którymi ty nas zadziwiasz. W chustce nie ma błędów, tylko według mnie włóczka nie tak ładnie układa się, jakby się chciało.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Twoja chusta wygląda jak "negatyw" mojej z testu Julietty. Też użyłam nieco cieńszej włóczki i musiałam robić więcej powtórek wzoru. Niestety tylko taką wełnę udało mi się kupić w mojej stacjonarnej pasmanterii. Drugą chustę robiłam z wełny skarpetkowej, 2 nitki razem, wyrabiałam zapasy z szafy. Obydwie noszę, myślę że jeszcze kiedyś zrobię kolejną, bo ten wzór ma w sobie coś urzekającego. Podzielam Twoje zdanie, że użycie grubszej włóczki zdecydowanie podkreśla urok mozaiki, wzór jest wyraźniejszy, nie "rozmywa się". Inne też są proporcje szerokości borderu do części jednokolorowej. Pozdrawiam - Elżbieta.

    OdpowiedzUsuń
  13. Też w tej chuście zadurzyłam się. Bardzo przydatna na nadchodzące chłody.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń