Zmagając się z niewykorzystanymi zasobami włóczki zdawałam sobie sprawę, że nigdy sobie pudeł nie opróżnię nawet o połowę, jeżeli będę i dalej dziergać nieduże rzeczy. Ubywało niteczek, ale żółwim tempem, i prawie nie dało się tych ubytków zauważyć. No, bo ile może włóczki pochłonąć cienutka chusta, albo szal?
Ciągle myślałam o jakimś projekcie, który zawczasu nazwałam "pojadaczem" włóczki. Aż pewnego razu w internecie natknęłam się na wzór dzierganego dywanika. Projekt był dostępnie rozpisany w języku rosyjskim, więc po przestudiowaniu doszłam do wniosku, że dam sobie radę. Czyż można było ustać przed takim pięknem?
Zaczęłam od szykowania surowca. Dużo różnych moteczków i kłębuszków
połączyłam w duże kłębki, dobierając według koloru i starając się
osiagnąć określoną grubość nitki roboczej. Oko cieszyło się, że włóczki
ubywa .
Rozpoczęłam robótkę według opisu i po dwóch trójkątach doszłam do wniosku, że to co widzę nie podoba mi się absolutnie. Szkoda czasu - pomyślałam, sprułam i postanowiłam robić po "swojemu".
Widział mi się prosty dywanik prostokątny, dziergany tylko wzorem francuskim. Ponieważ projektantka ze mnie "żadna", więc byłam przygotowana na to, że wszystko może zakończyć się kolejnym pruciem. Trochę "pogrubiłam" kłębki i do roboty. Zmieniałam kolory, aby nie było monotonnie, i praca mnie pochłonęła. To, co zaczęło wyrysowywać się z pod drutów, wyglądało zachęcająco, nawet doczekałam się uznania domowników.
Najbardziej cieszyło mnie to, że musiałam co rusz dokręcać kłębki, bo gruba nitka szybko ubywała. Nitka była łączona z 5-6 , aby uzyskać odpowiednią grubość. Do kłębka wkręcało się różne resztki, które już były bez perspektyw na zużycie.
I tak powstał dywanik o wymiarach 55x95. Zupełnie inny, ale za to "mój". No i nie zawiódł jako "pojadacz" włóczki. Jest gruby i miły w dotyku,
Pozdrawiam z Wilna, jeszcze ciągle czekającego na wiosnę.
Honorata
Super pomysł z utylizacją włóczek, ja się przymierzam do koca na szydełku.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Wilno, zakochana jestem w tym mieście
Ewa
A Wilno umie odpowiadać wzajemnością wszystkim odwiedzającym go. Serdecznie dziekuję za ocenę mojego "rękoczynu" . A koc to jest też z serii " pojadaczy", czekam na wynik. Życzę radosnego oczekiwania Świąt.
UsuńTy wiesz kochana, ze to może być dobry pomysł, muszę popatrzeć co ja tam na stanie posiadam :) takie coś pod nogi jak rano kicam z łózka by się przydało, oj przydało :)
OdpowiedzUsuńI ważne, że to już będzie nie w pudłach i w szafach, a pod nogami. Życzę miłych przedświątecznych dni.
UsuńŚwietny pomysł i wykonanie, zapisuję w kolejkę do wykonania. Możesz napisać , jak łączyłaś elementy dywanika ? Są zszywane ?
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Ci życzę.
Dzięki za uznanie. Niczego nigdzie nie zszywałam, tylko w dwóch miejscach robiłam z dwóch kłębków. Po rzerobieniu części oczek w jednym kolorze domocowałam inny kłebek w kontrastowym kolorze, nitki przkręciłam jedną za drugą, docisnęłam aby nie było luzu, i do końca rzędu robiłam w innym kolorze. Wracając po dojściu do drugiego kłebku znowu zawijanie nitek i zmiana koloru. Wszystko wychodziło bardzo spontanicznie. Ja również życzę Ci wiosennego światecznego nastroju na najblizsze dni .
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wyjaśnienie, ciekawy sposób łączenia kolorów.
UsuńDoskonały pomysł! Ja też od dłuższego czasu spoglądam na moje pudła i ręce mi opadają... Ostatnio, gdy przywiozłam dwie reklamówki włóczek z Krakowa, syn, pakując te reklamówki w schowki, zapytał: "Mamo, o co chodzi z tymi włóczkami? Przywozisz je i natychmiast chowasz." Biedny, nie może pojąć, że ja kupuję na zapas. No i mam tych zapasów trochę. Absolutnie koniecznie robię taki dywanik!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Asia
Na pewno będziesz mogła po skończeniu trochę odetchnąć, bo wyrażnie zmniejszają się objętościowo zapasy. Tylko, Asiu, dziergaj z grubo złożonej nitki, bo im grubszy dywanik, tym ładniejszy. A właśnie mój dywanik powędruje do Krakowa,bo córka tam mieszka, i po Wielkanocnych świętach jutro wraca do Polski razem z dywanikiem. pozdrawiam z Wilna
OdpowiedzUsuń