Translate

wtorek, 15 października 2024

Nastroje jesienne



     Doczekaliśmy się prawdziwej jesieni z gwałtownym ochłodzeniem w nocy, z żółkniejącymi i stopniowo opadającymi lisćmi w parkach i lasach.  Przyroda przywraca swoje zasady, i szybko się zapomni, że prawie cztery miesiące mieliśmy lato. W lasach zadziwia urodzaj grzybów, ogrody jeszcze wystrojone w kwitnące kwiaty. Ładną mamy jesień, jak  na razie u nas jeszcze bezparasolową. Dopiero dzisiaj w naszym bloku włączono ogrzewanie centralne i spanie w wełnianych skarpetach mam już zaliczone. Oczywiście po takim wstępie przejdę do relacji o moim tegorocznym projekcie skarpetkowym.  Dzisiaj pokażę kolejne pary, które powstały za ostatnie dwa miesiące. Jak już pisałam wcześniej, byłam trochę do tyłu z moimi planami rękodzielnymi , bo nie udało mi się utzrzymać stałego rytmu: " jedna para na  tydzień" z powodu różnych wydarzeń i wyjazdów. Więc dzisiaj opisuję pary nr 27-40, które zrobiłam   za okres 15 sierpnia-13 październik.
        W sierpniu odpoczywaliśmy  w Turcji w mieście Kemer. W internecie przeczytałam, że mają tam niemały sklep z włóczkami. Oczywiście nie mogłam nie skorzystać z okazji i nie odwiedzić tej placówki. Na miejscu byłam rozczarowana tym, ze włóczka nie była wyeksponowana na półkach tylko  mieściła się  w workach w dwóch małych pokoikach, ani obejrzeć, ani poradzić się nie mogłam , bo sprzedawca , starszy pan orientował się tylko w cenie konkretnych motków. Nie byłam na to przygotowana i zaskoczyła mnie ta nieprzewidywana sytuacja. Więc spytałam o włóczkę skarpetkową i z tej była tylko  Naco Boho. Poszperałam wśród szerokiej palety barw i wybrałam tylko trzy motki, aby nie wyjść ze sklepu bez niczego. Prawda cena jest znacząco mniejsza od tej z naszych sklepów, bo motek kosztował 2,5 eura.  A teraz przechodze do moich skarpet. Trochę będzie informacji o włóczce, niektóre pary już wyfrunęły , niektóre niebawem będą podarowane.
 
 Para nr 27 z Opalu. Z pozostałej resztki, na roczne dziecko. Korzysta Paweł z Ukrainy.
 



Para nr 28   z Naco Boho, kupionej  w Turcji.



Para nr 29, z Opalu, na kilkumiesięczne nóżki. Dostała w prezencie mała rzeszowianka.


   Para nr 30 z  Opalu. Duże męskie, wysłane do bardzo sympatycznej osoby do Krakowa, zaginęły z całą paczką i nie trafiły do adresata, tak też bywa.

 

 

Para nr 31 z Naco Boho, też kupionej w  Turcji. Gdzieś wraz z właścicielką chodzą po Warszawie.                                  

                  Para nr 32 z Alize superwasch i Lana Grossa.  Akurat w tym czasie urodził się mały Hugo, dobrze się chowa, więc niebawem do nich dorośnie.                 

       Para nr 33. I znowu Opal, cudowna włóczka. Przeznaczona dla pięknej nastolatki.

          Para nr 34 z Pro Lana " Golden Glitter". Na zdjęciu nie widać, że niteczka z połyskiem.               

                      Para nr 35 Opal. Powtórka z tej włóczki, bo nastolatki do obdarowania są dwie.


                    


         
                                    Para nr 36  Alize Artisan z dodatkiem cieniutkiej wełenki  Haapsalu.
       

     


Para nr 37 Alize Comfort. Prezent bardzo drogiej mnie osobie.


    


 
 
 
Para nr 38, włóczka Fabel. Dla bardzo dzielnej dwuletniej dziewczynki.
 
 

 
Para nr 39  Alize Superwasch . Duże męskie, mają już swoje przeznaczenie.



 Para nr 40, z zielonych resztek Opal. Na czyjeś małe nóżki


          Moim zdaniem teraz układam się w czasie, bo 41 para blokuje się, a 42 już wskoczyła na druty. Damy radę.
         Przeznaczone dla małego Pawła z Ukrainy skarpety były przekazane razem z przytulanką-zajączkiem. 



    Małe dwie rzeszowianki siostrzyczki też lubia przytulanki, więc musiałam trochę szydełkiem pomachać. Na szczęście ta przesyłka dotarła z Wilna do Rzeszowa za cztery dni.



      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  No i skatalogowałam swoje wyroby, na dzisiaj kończę pisanie.

         Wszystkim tu zaglądającym życzę dobrej i ciepłej jesieni, nie dajcie się zaskoczyć kapryśnej pogodzie, noście ciepłe wełniane skarpety. Absolutnie nie reklamuję skarpet, bo jak dotąd żadnej pary nie sprzedałam.




czwartek, 26 września 2024

Lato, trwaj ...




         Przed kilkoma dniami zobaczyłam pod ostatnim postem komentarz od jednej z czytelniczek mojego blogu. Jestem jej szczerze wdzięczna, że dosłownie pogoniła mnie do roboty. Ta jej anonimowa uwaga, iż tak długo milczę, nie piszę o przeczytanych książkach, nie pokazuję obrazków z Wilna po prostu wybudziła mnie z letargu letniego, przy którym tak łatwo przekładamy różne prace na potem. Widocznie ta nadal trwająca letnia pogoda zmusza zapomnieć, że to już wrzesień zbliża się ku końcowi. A więc do pisania!

       Trochę się działo w okresie sierpniowo wrześniowym. Krótko o wydarzeniach, które na długo pozostaną w pamięci. Relacje z wydarzeń będę układać chronologicznie. 

      Na początku sierpnia z mężem i córką, która odwiedziła nas, wyskoczyliśmy na kilka dni do Tallina. Jest to stolica Estonii, jednej z byłych republik radzieckich. Miasto, które nie da się nie polubić. Bardzo zadbane, czyste i przyjazne turystom, z wspaniale zachowanymi średniowiecznymi murami obronnymi i basztami. Nie można się nasycić  widokami jaskrawych dachówek, czy też korowodem wież z dolnego miasta.











            

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

 

    Niezapomniane wrażenia z odwiedzin w Muzeum Morskim. Polecamy wszystkim, kto planuje podróż do Tallina, będziecie na pewno zauroczeni tym  niesamowitym miastem i jego zabytkami.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Następnie  z mężem i parą przyjaciół polecieliśmy do Turcji, aby zregenerować siły fizyczne, zażywając  kąpieli morskich w ciepłej wodzie, poddając się masażom i degustując rarytasy kuchni regionalnej. Nie mogliśmy nie zawitać do Aquarium w Antalii, którego atutem jest największy na świecie tunel o długości 131m, gdzie w akwariach i nad głowami zwiedzających pływają różne stwory morskie.



     Tak w ciekawych wydarzeniach i upłynął nam sierpień. W wielu krajach 1 września rozpoczyna się rok szkolny. Ponieważ zażywam swobody będąc emerytką, to w takim  dniu nie muszę iść do  szkoły i prowadzić pierwszej lekcji powitalnej swoim uczniom. Moi byli uczniowie, którzy składali maturę akurat 40 lat temu, postanowili, że 1 września, ci którzy będą mogli, stawią  się na tą pierwszą lekcję. Byłam poinformowana, że z rana zabierają mnie na piknik nad rzekę, gdzie przy kawce, herbacie będziemy oddawać się nostalgicznym wspomnieniom. Byłam do głębi serca wzruszona taką ich decyzją. Świetnie spędziliśmy czas, było mnóstwo serdecznych pogadanek. Moje "dziatki "wspominały różne ciekawe wydarzenia, o których kiedyś nie miałam pojęcia. Cieszyło mnie to ,że po upływie tylu lat chcą ze sobą obcować, dążą się spotykać. Z łezką w oku wspominam ten razem spędzony czas.  Bardzo lubię tą moją "11B".

       No i jeszcze jedno z takich nietypowych wydarzeń wrześniowych. W ubiegłym roku mąż dostał bon prezentowy na lot balonem. Pogoda jak najbardziej zachęcała, aby skorzystać z tej okazji, więc mąż udał się do punktu odlotu jako pasażer, a ja zaś jako kibic. Moim zdaniem to akurat ja miałam większego pietra. Po godzinie lotu, kiedy zatelefonował, że już wylądowali , odetchnęłam.




  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

            Przejrzałam ostatnie posty i przekonałam się, że bardzo długo nie pisałam o książkach. A czytało się co nie co. Zacznę swoje relacje od tych pozycji, które najbardziej mnie zafascynowały, i które chce się polecać wszystkim.

     Valerie Perrin "Zapomniane niedziele". Tak byłam zafascynowana jej poprzednimi powieściami, że nie zdziwił mnie fakt, iż książka od pierwszych stron skradła moje serce. Autorka pisała powieść dla wszystkich, o prawdziwej przyjaźni i miłości między pokoleniami. Lekkie humorystyczne nutki sprawiają, że łatwo się czyta, ale długo potem rozmyślamy nad losem bohaterów, często w wyobraźni stawiając siebie na ich miejsce. Polecam serdecznie, i polecam wszystkim, nie patrząc na wiek lub płeć.

    Wojciech Chmielarz "Zbędni". I znowu nie jestem zawiedziona nową książką tego autora.Bardzo dobry kryminał, z ciekawymi postaciami bohaterów, których łączą niby zupełnie odosobnione wątki powieści. Nie zauważyłam częstej tendencji, kiedy każda kolejna książka jest trochę słabsza od poprzedniej. Polecam bardzo.

 Fredrik Backman " Zwycięzcy" Jest trzecią książką z trylogii o dwóch rywalizujących  między sobą miasteczkach Björnstad i Hed. Jak i każda książka tego autora jest o zdradzie i przyjaźni, o zaufaniu i zadawanych ranach, o stosunkach między dziećmi i rodzicami. Byłam prawdziwie zauroczona każdą z przeczytanych jego powieści. Polecam młodym czytelnikom przede wszystkim.

   John Ironmorgen" Wieloryb i koniec świata" Książka, która po przeczytaniu długo tkwi w głowie czytelnika. Tak było ze mną. Książka, która przywraca ludziom wiarę w bezinteresowna pomoc otaczajacego ciebie społeczeństwa. Bardzo ciekawa i  wciagająca czytelnika fabuła. Były makler giełdowy z Londynu, który jest przekonany , że przyczynił się poprzez swój opracowany program do spowodowania globalnego krachu finansowego ocknął się nagi na plaży w wioseczce St Piron w Kornwalii. Miejscowa społeczność ratuje tajemniczego przybysza, który potem... Nie będę odbierać przyjemności czytania tym, kto sięgnie po książkę, którą gorąco polecam.

Edith Warton " Ethan Frome" .  Dla tych, kto lubi romantyczne powieści w których akcja rozgrywa się  w mrocznej atmosferze, wśród szarych  mieszkańców ponurej miejscowości. Beznadziejny los głównego bohatera skazuje go na wieczne cierpienia. I mimo wszystko książka wciąguje ijest godna uwagi. Polecam. 

Katarzyna Zyskowska" Upalne lato Marianny", "Upalne lato Kaliny". Nie wiem naprawdę , czy chcę czytać trzecią  część tej trylogii "Upalne lato Gabrieli", ale raczej nie. Po przeczytaniu tych książek nie mogłam uwierzyć, że to ta sama autorka , która napisała :"Nocami krzyczą sarny ". Dziwne uczucie, jakiś niedosyt pozostał, raczej literatura nie dla mnie.


         Na dzisiaj tyle. Robótki oczywiście ciągle mi towarzyszą, ale ponieważ uzbierało się wszystkiego niemało, więc będzie materiał na osobny post. Uwierzcie mi, że planuję go wkrótce opublikować.

          Wszystkim tu zaglądającym życzę ciepłego, rozkosznego "babiego "lata, różnych ciekawych wydarzeń i miłego  towarzystwa.

niedziela, 4 sierpnia 2024

Lipcowy kuferek robótkowy




   Nie, nie omyliłam się pisząc tytuł do tego postu, bo chociaż mamy już sierpień, to chcę "rozliczyć się" z lipcowych poczynań robótkowych. 

    Zamówiona przed rokiem  bawełniano-akrylowa włóczka z Kokonki okazała się  odpowiednim materiałem na chusty. Wszystko za tym przemawiało i grubość włóczki z czterech niteczek, i te pastelowe stopniowo zmieniające się kolory, tyle, że akurat  chusty nie potrzebowałam, a marzyłam o sweterku. I tu powstaje problem, bo przy robieniu próbek okazuje się, że bardzo marnie wyglądają różne wzory, po prostu włóczka jest za cienka. Próbowałam nawet przejść na szydełko, ale to również nie wypaliło. Więc postanowiłam poczynić ostatnią próbę i w trakcie roboty zmieniać na swetrze poziome pasy o różnych  wzorach. Nie miałam całkowitej wizji gotowego produktu i kolejne wzory na pasach powstawały w trakcie roboty. Myślałam nawet, że może będzie to coś zupełnie nie nadające się do noszenia, ale już miałam w głowie zaprogramowane "pozbycie się" tych motków, więc działałam. Przy blokowaniu starałam się rozciągnąć suszące się płótno, bo chyba trochę zaoszczędziłam na rozmiarze.


     Po pierwszej przymiarce zakiełkowała w głowie myśl, że jednak to nie dla mnie, dzianina moim kształtom nie sprzyja.




       Myślałam, że córka uwolni mnie od tego sweterka, ale ona po przyjeździe stwierdziła, że mam go nosić sama, bo akurat kolory pasują mi, a ona siebie w takiej palecie barw nie widzi. Muszę przyznać, że pogodziłam się z myślą, że jest mój i próbuję sweterek oswoić w noszeniu. Jest lekki, 310g, miły w dotyku. Myślę, że może z czasem skrócę go, ale to jeszcze nie ostateczna decyzja. 


     

    Oczywiście nie zapomniałam o skarpetkach, bo jednak ten plan - 52 pary zw ciągu roku wciąż mnie przygniata. Z powodu swetra i testowania mozaikowych skarpet mam zaległości, bo po siedmiu miesiącach mam akurat 26 par zrobionych, czyli jestem cały miesiąc do tyłu. Mam wielką nadzieję, że pozbieram się w jesiennych miesiącach, kiedy już prace ogrodowe nie będą zabierać nam czasu. A teraz tylko wrzucę kilka nowych zdjęć najnowszych par, które ostatnio zeszły z drutów.







Jak widać na zdjęciu z koszem, zaczął się już zbiór urodzaju. Dosłownie wszystko dojrzewa o miesiąc wcześniej, aniżeli zawsze. Mamy już zebrane ogórki z grządek, bo raptem wszystkie liście uschły, ale trochę jeszcze ogórków ze szklarni zbieramy. Mamy urodzaj na cukinie, udała się nam cebula, czosnek zaś zawiódł całkowicie. Ale najbardziej cieszy nas ogródek kwiatowy. Królują tego lata lilie, są okazałe i urocze.








Bardzo lubię jeżówki, mam ich 5 gatunków, są różne, pięknie i długo kwitną. Jak nas lato rozpieszcza pięknymi widokami. Na dzisiaj tyle, o czytaniu i książkach będzie w następnym poście. Życzę ciepłego sierpnia, z dobrymi wydarzeniami w życiu każdego z nas.