Przegapiłam takie wydarzenie, jak druga rocznica blogowa ( 12 sierpnia), ale nic się nie stało i trochę spóźnionych refleksji o moim blogowaniu umieszczę w dzisiejszym poście. Otóż największe pytanie, co to dręczy ludzkość "Być, albo nie być?" dopadło i mnie, tylko że w formie "Pisać, czy nie pisać?" Trzeba przyznać, że latem czytelników bardzo ubyło, a i ilość komentarzy nie dodaje skrzydeł. Więc z jednej strony wypada zrobić podsumowanie, że niewarto, bo nikomu to nie jest potrzebne, a z drugiej strony widzę, że największą korzyść z pisania czerpię sama. I dlatego postanowiłam, że zostaję... A korzyści z pisania bloga doliczyłam się niemiara. Przede wszystkim zyskałam nową koleżankę Marysię z Białegostoku, z którą od bloga do ocznej znajomości doszło. Wymieniam dalej - powtórka z gramatyki, nie zapomnijcie, że nie mieszkam w Polsce i słownik ortograficzny bardzo często jest używany. Poznałam wielu "twórców' i ich prace , bo zawsze odwiedzam blogi tych, co się odzywają w komentarzach. No i najbardziej cieszę się z towarzystwa "czytających", których opinie bardzo często pomagają mi w wyborze literatury.
A teraz korzystając z ostatnich dni lata zapraszam na krótki spacerek po naszej działace.
Takie lilie wyhodowałam w tym roku.
A ta dynia "kolos"( i jeszcze rośnie), to z tej sadzonki, co na parapecie pielęgnowałam.
Muszę przyznać, że w tym roku nasza działka wygląda nawet na zadbaną, i oko cieszy swoimi kolorami.
A teraz odkryję rąbka tajemnicy nad czym ostanio pracuję z szydełkiem w ręku. Otóż niejednokrotnie pisałam, że pracuję w szkole (odpowiednik liceum w Polsce). W tym roku mam klasę maturalną i wiosną, po czterech latach obcowania nasza "rodzinka" rozpadnie się. W końcu maja mamy wielką uroczystość nazywaną "Ostatni dzwonek". Wychowawca prowadzi tego dnia ostatnią lekcję w swojej klasie. Stało się taką niepisaną zasadą, że każdy uczeń otrzymuje jakiś drobny upominek od wychowawcy. Zawsze mamy problem , co kupić, aby nie było bardzo drogo ( bo mam 28 uczni) , no i żeby prezent miał jakiś sens. Czasami jest to jakiś notes, czasami czekolada w kształcie serca... Jednym słowem z wyborem jest zazwyczaj problem. Myśląc do przodu o takim wydarzeniu, nawiedza mnie myśl na początku lata ,że zrobię dla każdego wychowanka i podaruję "ostatnią zabawkę". Z takim entuzjazmem podeszłam do postanowienia, że akurat za rok zdażę udziergać tych 28 zabawek szydełkowych. No i zaczęło się. Kilka nawet powstało nad morzem podczas wyjazdu do Chorwacji. Po trochu dłubię przy telewizji i myślę, że z zadaniem wytyczonym sobie zdołam się uporać. Jak widać na zdjęciach, powstają misie, koty i zajączki. Ale każdy jest inny. I o to chodzi, bo przecież każdy, kto te zwierzaki otrzyma, też ma "swój" charakter. Na razie tajemnicza gromadka wygląda tak.
Czytelniczo zobowiązałam się , że nareszcie przeczytam ksiażkę, do której już dwukrotnie podchodziłam , czyli Jostein Gaarder "Świat Zofii". Czyta się bardzo powoli, ale mimo iż to jest książka dla dzieci o filozofii i filozofach, to wynajduję w niej bardzo wiele nowego i cennego. Niektóre myśli każą po prostu czytelnikowi zatrzymać się w czytaniu i zastanawiać się o sensie. Przytoczę kilka przykładów :
"Kraina szczęścia' nigdy nie powstanie, bo ludzie zawsze stworzą sobie nowe problemy, z którymi będą walczyć."
" Wygląda na to, że w czasie dorastania tracimy zdolność do dziwienia się światem. Tracimy wówczas coś bardzo istotnego co filozofowie powtórnie usiłują pobudzić do życia, bo gdzieś w głębi nas samych tkwi coś, co podpowiada nam, że życie jest wielką zagadką."
" W jednym pytaniu zawierać się może więcej prochu niż w tysiącu odpowiedzi."
" Jesteśmy jak aktorzy wypuszczeni na scenę bez uprzednio wystudiowanej roli, bez znajomości scenariusza i bez suflera, który w odpowiedniej chwili szepnie nam, co mamy robić. Sami musimy wybrać, jak chcemy żyć."
"Pójść drogą tylko kawałek to nie to samo, co wybrać złą drogę."
A do czytania tej właśnie książki teraz natchnęła mnie Anetta, z którą co środę spotykamy się dzięki Maknecie.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich, kto do tego miejsca doczytał.