Translate

niedziela, 27 stycznia 2019

Cienko, cienko...


   Moja "pierwsza jaskółka" w robótkowych przygodach tego roku. Dawno nie robiłam niczego z tak cieniutkiej włóczki i trochę za długo zasiedziałam się przy skarpetach. Chciało się radykalnie zmienić i grubość nici, i kolor, i wzór.  Po ostatnich zakupach w pasmanterii ( początek listopada) postanowiłam, że muszę przynajmniej do lata wytrwać bez nowych motków. W czasie jesiennej akcji  nabyłam razem z innymi włóczkami trzy moteczki  Drops Kid- Silk nr 08. Planowałam trójkątną chustę,ale ciągle nie mogłam zachwycić się żadnym  wzorem i  robotę odkładałam na przyszłość. Serce skradła mi chusta od Venery Sharipowej "Listopad", nie mogłam na dłużej zapomnieć tych liści i subtelnego wykończenia. Decyzję przyspieszył fakt, iż wzór ten jest darmowy i bardzo dostępnie rozpisany.



       Dziergało się bez problemów, prułam minimalnie. Bardzo szybko zużywały sie małe moteczki i cała chusta pochłonęła 60 g moherku. Jest leciutka i dosyć duża, bo  215 na 100cm.                     . 









   Zmiennym jest kolor- od ładnego jasnego błekitu w słonecznej oprawie świetlnej, do delikatnych szaroniebeskości przy sztucznym oświetleniu. Z chusty jestem zadowolona, myslę, że kidt zdejmę z siebie " embargo 'na włóczkę, to coś podobnego z takiego moherku jeszcze powstanie,oczywiście w innym kolorze.



            Teraz zaczęłam przygodę z kolejnym "pochłaniaczem" włóczki. Ma powstać pled do poobiedniej drzemki na kanapie. Ponieważ nie mam nici w jednym kolorze, więc musza być kwadraty. Ponieważ jestem leniwa i szczególnie nie lubię zszywania dzianiny, postanowiłam, że u mnie beda kolorowe prostokąty. Aby jeszcze uprościć sobie zadanie zaplanowałam, że bedę dziergać długie cztery kolorowe pasy, które potem połacze ze sobą. Nie wiem , czy takie uproszczenie nie odbije się na efekcie końcowym. Na razie jestem dopiero przy połowie pierwszego pasa. Kolory sa takie, ponieważ akurat tą posiadaną wlóczkę nigdzie w innych robótkach wykorzystać się nie da (bo jest prawie w moim wieku). Czas pokaże, czy warto było...



          Długo czytało mi się "Jedwabnika" Roberta Gilbrajtha. Pod tym nazwiskiem kryje się autorka "Harrego Poterra" J.K.Rowling. Czytałam jej "Wołanie kukułki" i "Trafny wybór".  Dwie pierwsze to są kryminały, gdzie trudne zawikłane pezstępstwa bada prywatny detektyw Cormoran Strike. Ponieważ czytając kryminały mam wgórowane oczekiwania od autora, to te obie książki na mnie wielkiego wrażenia nie zrobiły. Wolę czytać kryminały skandynawskich autorów,  bo wedlług mnie są w tej dziedzinie mistrzami. 'Trafny wybór" już o wiele dłużej jako książka tkwiła w mojej pamięci.

        W nadchodzącym tygodniu życzę wszystkim ciepłych relacji i ciekawych spotkań ( z książką również).




sobota, 12 stycznia 2019

O niecodziennym zegarze


      Zapraszam na zimowy wieczorny spacer  po Wilnie  przy świątecznych dekoracjach.  Tradycyjnie zaczynamy zwiedzanie Wilna   od Ostrej Bramy. Najwięcej turystów odwiedza Wilno  latem, a niewielu   mogło go oglądać w zimowym świątecznym obramowaniu.



        Idąc od Kaplicy Ostrobramskiej, po kilku minutach jesteśmy już na Placu Ratuszowym, gdzie w tym roku raczej skromnie upiększona choinka stoi. Na tym  placu kramiki z pamiątkami i kawiarenki ulokowały się na czas świąteczny w szklanych kulach.



  Ruszamy dalej w dół ulicą Wielką ( po litewsku Didżioji)w kierunku Zamkowej (Pilies). Ulica coraz bardziej się zwęża, a jednocześnie zwiększa się ilość ludzi nią podążających. Wszystkich jak magnes przyciąga choinka na Placu Katedralnym. W okresie świątecznym staje się przysłowiową "Mekką", bo nie być, nie zobaczyć - po prostu nie wypada. Więc  idziemy w stronę  dzwonnicy, bo u jej stóp rozmieścił się kiermasz świąteczny. Małe domki - kramiki  wraz z niepowtarzalną choinką tworzą z góry niesamowity widok, a mianowicie "Zegar". W tym roku choinka przypomina nam o uciekającym, niestety, czasie.

























     Wilno co roku bardzo ambitnie podchodzi do projektowania wystroju choinki. Organizatorzy, czyli samorząd miasta, potrafią zaskoczyć mieszkańców swoimi pomysłami. W ubiegłym roku internauci oddali głosy naszej choince  w plebiscycie na najpiekniejsze drzewko świateczne  ze stolic europejskich tu. W tym roku   choinka wileńska przegrała walkę o pierwszeństwo  z "konkurentką" z Kowna (drugie co do wielkości miasto na Litwie).
   Na Placu Katedralnym  wszystko  cieszy oko, same drzewko, dzwonnica  podświetlona w barwach flagi narodowej,  tłumy  uśmiechających się ludzi, wesoła muzyczka podnosząca nastrój. Tylko czasami jakieś dziecko potrafi się rozpłakać przy kramikach pełnych niesamowicie drogich zabawek i innych niepotrzebnych świecidełek , co wprowadza rodziców w zakłopotanie, bo zdrowy rozum nie pozwala  kilkakrotnie przepłacać.
   


     Z prasy dowiedziałam się, że wystrój tegorocznej wileńskiej choinki kosztował miasto 95 tysięcy euro, zaś różne towarzyszące imprezy i koncerty jeszcze dodatkowo 110 tysięcy. I nasuwa się myśl, czy w mieście  nie ma bardziej naglących potrzeb, gdzie te pieniądze należałoby ulokować? Mamy budujące się dziecięce hospicjum, którego budowę  wspierają sami mieszkańcy miasta, oraz inni prywatni inwestorzy. Z tego powodu jestem teraz w rozterce, czy takie "rozdmuchane finansowo" imprezy są w nasze czasy konieczne?  Wielu  ludzi nie może pozwolić sobie na wykupienie wszystkich potrzebnych leków. Wiem, że przysłowie głosi :" Chleba i igrzysk..."  Może  to ja  nie mam racji, może ktoś przyniósł tu chore dziecko , które ujrzało tyle światła, zjadło "najdroższego na świecie lizaka" i na jakiś czas stało się szczęśliwym, bo zapomniało  o smutnych dniach spędzanych w szpitalu. Może jednak  "igrzysk" też?




      A teraz czas na doniesienia z frontu robótkowego. Obiecałam, że pokażę  swoje prace, które zrobione w ubiegłym roku nie były przeznaczone dla kogoś, tylko zostały u mnie. Na początek czapeczka Julietta Hat według projektu  Renaty Witkowskiej. Kto pamięta jej chustę pod tą samą nazwą, to zrozumie o co chodzi. Czapka powstała w trakcie  testowania opisu i  teraz mogę ją pokazać. Dzierga się bezproblemowo, bo wiadomo, jak Renia potrafi przerzucić swe pomysły na papier. Opisana jest idealnie tu, robiłam ją z półwełny, z identycznej co do składu włóczki, z której powstała pierwsza chusta Juliette. 






    Jest to moja druga czapka  dziergana rzędami ukośnymi  i muszę przyznać, że bardzo dobrze układa się na głowie, mimo iż jest dość długa.

     Jeszcze latem pozbierałam różne włóczki do niczego konkretnie nie pasujące, poskręcałam po pięć a czasami i po sześc nitek razem w kłębuszki, tylko trochę uważając na dobierane kolory.  Poskręcane kłębuszki zajmowały niemało miejsca, a robota się odkładała na dalej. Planowałam zrobić z tego  dywanik na podłogę. Właściwie chodziło o pozbycie się tego surowca.  Przed świętami zaplanowaliśmy ( a raczej to ja zaplanowałam, a mąż planów moich nie krytykuje) kupno nowej kanapy do pokoju, który jest pokojem córki. Przy tej okazji zachciało mi się udziergać dywanik. Powstawał bardzo szybko, bo wzięłam do rąk szydełko nr 8 i  szydełkowałam  przed telewizorem. Wszystko odbywało się bez wzoru, po postu robiłam naokoło słupkami i starałam się kolorystycznie nie przesadzić. Bardzo szybko dywanik powiększał się, stając się w trakcie dziergania  sześciokątem. Pilnowałam, aby był płaski.  Mam więcej miejsca w szafie i w pudełkach, a jeszcze dywanik na podłodze. Średnica sześciokąta ( a może jednak przekątna) wynosi 102cm, w niedużym pokoju akurat pasuje. Zdjęcia nieodźwierciedlają, że jest raczej gruby, a kolorem do kanapy idealnie się wpisuje.


























 
   Za  dwa tygodnie nowego roku przeczytałam dwie książki. "Sekretna córka " Shilpi Somaya Gowda, to książka o adaptowanej dziewczynce z Indii, o trudnej misji bycia matką. Trochę tradycji i obyczajów, trochę perypetii małżeńskich, dwie różne kultury, USA i Indie. Czyta się łatwo i szybko,  niestety szybko czytelnika odpuszcza. Nie zachwyciła, nie odważę się  polecać.
   Druga  z przeczytanych książek to kryminał psychologiczny znanego Harlana Cobena "Nieznajomy".  Lubię od czasu do czasu sięgnąć po taką literaturę, a że znam tego autora,  mogę twierdzić, że mnie nie zawiódł i tym razem. Dla miłośników tego rodzaju literatury tą książkę polecam.

    Wszystkim życzę w tym roku jak najmniej rozczarowań, nawet przy czytaniu.