Translate

poniedziałek, 31 lipca 2023

Post lipcowy





       Jeszcze chyba się załapię z postem w lipcu, uspokoję swoje sumienie i nie  popsuję  sobie statystyki, pisząc przynajmniej raz w miesiącu. Był to miesiąc bardzo aktywny w różne wydarzenia, jak przewidziane, tak i niespodziewane. Trochę się usprawiedliwiam, ale naprawdę nie potrafiłam wykombinować tych kilku godzin na pisanie, aczkolwiek nie  potrafię (i nie chcę) tego robić w biegu.

       W lipcu córka przyjechała na pobyt do domu rodzinnego, więc oczywiście chciało się z tych 10 dni jak najwięcej czasu spędzać razem, czy to na zwykłym gadaniu, czy na działce, czy też snując plany, jak ma przebiegać planowana uroczystość (też w lipcu) z okazji jubileuszu  męża. Jednocześnie też powstawał "dziurawy" sweterek z włóczki od "Kokonek", który musiał być ukończony  przed południem 27 lipca. Szklarnia z pomidorami i ogórkami automatycznie domagała się systematycznego podlewania przynajmniej raz na trzy dni, a czasami i częściej. W domku na działce też odbywały się małe przemeblowania i rekonstrukcje. Więc było niemało różnych dzwonków, rozmów, zakupów. A jeszcze do tego mieliśmy w Wilnie szczyt NATO, więc jednym słowem działo się. 

       Zacznę od robótkowych relacji, bo pierwszy raz zetknęłam się z taką włóczką. Zamówiłam u "Kokonki.pl" dwa zestawy na letnie swetry z bawełny dla siebie i córki. Zaintrygowało mnie to, że można było samemu komponować zestaw kolorów, ilość zwijanych razem niteczek i ogólną  i długość.  Wybór padł na takie właśnie kolorystyczne kompozycje, jak widzicie na zdjęciu.  

      Córka wybrała kolory od zielonego po pomarańczowy, była to bawełna z akrylem 50/50, w cztery niteczki, długość całego zestawu 2000 m. Moje zaś kolory są skromniejsze, od beżowego po musztardowy, taki sam metraż, tylko różni się składem, bo to 50% bawełny i 50% bawełny regenerowanej. Po otwarciu przesyłki zrozumiałam, że ze swojej włóczki swetra na drutach  nie zrobię, bo jest zbyt cienka, nie trzymająca formy. Może uratuje mnie szydełko, trzeba będzie poczynić próbki.  Więcej włóczki o tym  składzie nie kupię. Na szczęście włóczka z akrylem mimo swojej cienkości  ładnie układała się w ażurowych wzorach, co kompensowało moje lekkie rozczarowanie. Wybrałyśmy wzór z popularnych teraz splotów siatkowych. Długo raczej się dziergało, bo przy przerabianiu po dwa oczka razem czasami nie wszystkie osiem niteczek udawało się razem przerzucać, więc nie mogłam tak szybko śmigać drutami, jakby się chciało. Powstał taki lekki, kolorowy sweterek, który zadowolił właścicielkę.

     Robiony od dołu do góry na okrągło, aż do podkroju na rękaw, wykończenie dekoltu wykonane szydełkiem. Zużyłam na cały wyrób 230g włóczki, a było w całym zestawie 480 g.


      Myślę, że może jeszcze zaryzykuję i pobawię się w dobieranie sobie kolorów na włóczkę z wełną i akrylem, bo będzie na pewno bardziej nadawała się na swetry, ale raczej poszukam przedtem opinii u dziewiarek, które z takimi "kokonkami" miały do czynienia.

     Na działce teraz prawdziwy festiwal kolorów. Dużo kwiatów akurat zakwitło, krzewy się rozrosły bujnie, więc widok cieszy oko. Teraz już mogę opowiedzieć  o moim  projekcie-eksperymencie, który się udał.  Na jednej z nami graniczącej działce panoszy się trawa ( z rzadka koszona), bo właściciel już nie może pracować z powodu podeszłego wieku. Między naszymi działkami jest płot z drucianej siatki, który nie ukrywa widoku z zapuszczonego terenu. Marzyło mi się przykryć ten widok, przesadzając pod ten płot wysoko rosnące rośliny i stopniowo w jesieni je tam przenosiłam. Nie miałam jakiejś konkretnej wizji, ale według wysokości różnych bylin decydowałam, czy zostaje na miejscu, czy też będzie przerzucana na nowe stanowisko. Przy obcinaniu drzew okazało się, że uzbierało sporo materiału na kołki i wtedy uwierzyłam, że może na wiosnę potrafię ten teren pod siatką z roślinami otoczyć plecionym płotkiem z gałązek leszczyny. To było jednym z moich marzeń, mieć w ogrodzie własnoręcznie uwity taki płotek, a teraz akurat nie trzeba było szukać odpowiedniego miejsca, bo tu pasował najbardziej. No i stało się, własnoręcznie zrobiliśmy wiosną płot, a za nim zazielenił się prawdziwy wiejski ogródek. Specjalnie wysiałam tam  jednoroczne kwiaty, takie, jakie goszczą na łąkach i w wiejskich ogródkach: bławatki, maki, rumianki, kosmosy, nagietki. Rośnie tam również mięta, koper, czosnek. Przy samej siatce rozrastają się byliny. Nie wszystko w tym roku jest na właściwym  miejscu, niektóre okazy w jesieni będą przesadzane, ale bardzo się cieszę, że taki kącik u nas powstał.



W tym roku bardzo dorodne są jeżówki. Namęczyłam się zanim utrwaliłam widok motyla na kwiatku. Mario-Zofio, jak to ty robisz, że u ciebie owady pozują do zdjęć?




            W towarzystwie lilii bardzo dobrze się zadomowił garnuszek, który wyprosiłam u przyjaciół. W nim kiedyś na wsi parzono ziemniaki dla trzody. Mimo iż jest spalony iż z dziurą w dnie, to bardzo chciałam  mieć go w swoim ogrodzie.

     

   Ten rok sprzyja pomidorom. Kiedyś oglądając podobne zdjęcia nie mogłam uwierzyć, że tyle pomidorów może zmieścić się na jednym krzaku. Teraz mamy taki widok w szklarni. Tylko z dojrzewaniem pomidorkom się nieśpieszno, więc na jakiś czas wstrzymaliśmy się z podlewaniem, może taki mały stres pobudzi ich i poczerwienieją "ze złości". U nas to eksperyment na eksperymencie, ale w ogóle ogród to takie wielkie laboratorium. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
     Na letnią literaturę  wielu z nas wybiera  kryminały. Śmiało mogę polecić ostatnio przeczytaną  "Samotnię" Anny Kańtoch. 
   
     Wszystkim tu zaglądającym życzę, aby sierpień was mile zaskoczył pogodą i przeróżnymi miłymi niespodziankami.