Translate

niedziela, 4 marca 2018

Może jednak astronomiczna?




     We czwartek ,1 marca,  dyskutowałam z dziećmi na lekcjach,  czy jednak mimo widoków z okna mamy  wiosnę, bo niby kalendarz tego żąda, czy też  zadecyduje o jej  przyjściu  Słońce, przecinając  21 marca równik niebieski.  Zupełnie, jak w sporze Denisa Urubki z himalaistami polskimi.  Doszliśmy do wniosku, że trzeba wiośnie dać szansę, a na pewno do tego czasu się zjawi. Na dzień dzisiejszy mamy to, co mamy. Śniegu tyle, co całą zimę nie było, a i mróz  rządzi się. Ale za to widoki, że aż dech zapiera. I nie trzeba nigdzie daleko szukać pejzaży, bo wszystko co zobaczyłam z pomocą objektywu, jest w kilkunastu metrach od mojego bloku, a jodła to rośnie przy moim  balkonie.












 
     Skoro tak jest z pogodą, to musimy się ubierać  ciepło. W sam czas skończyłam dziergać  ponczo-sweter, i już wypróbowałam go w pracy. Gdyby zaczynać od minusów, to przyznaję, że chyba z 10 cm do długości prostokąta dodałabym, i miałabym obszerniejszy z przodu. Ale z innej strony, jest teraz  wystarczająco szeroki płat dzianiny z tyłu, i w sumie jestem zadowolona ze swojej roboty. 
 Na ponczo poszło 4,5 motków dropsowej alpaki, którą połączyłam z dwoma cieniuchnymi niteczkami wełny "Haapsalu". I mam rzecz ciepłą, lekką i przytulną. Na zdjęciu nie widać, iż jest to bardzo delikatny zielonoszary kolor.





 
   Na pewno nie jedno  oko dziewiarki wyłapało, że nie zrobiłam na miejscu styku ładnego ukrytego szwa, i przyznaję się, że  po prostu nie potrafiłam w danej sytuacji ładnie zamaskować  miejsce zszycia. Dlatego też autorska praca Renaty Witkowskiej została uzupełniona szydełkową plisą, która przyszyta na szwie wszystkie moje "grzechy" schowała.

   
    Nadal  uważam, że takie miseczki ze sznurka zawsze znajdą zastosowanie, i dlatego lubię je dziergać  i lubię nimi obdarowywać tych, kogo lubię. Koleżanka z pracy dostała tą właśnie, bo wyświadczyła mi pewną usługę.



 

      Żeby nie wyglądało, że zaniedbuję czytanie, to chcę się usprawiedliwić, że akurat "połknęłam" kilka książek Michaela Palmera. Po "Siostrzyczkach" zaczęłam czytać "Efekty uboczne". Nigdy tak dużo jednym ciągiem nie czytałam książek tego samego autora, a tu widzę, że uzależniłam się na dobre. Dużo czasu spędziłam razem z pacjentami i personelem medycznym w różnych  bardzo zawikłanych i często groźnych sytuacjach. Bo książki Palmera, thrillery medyczne, trzymające w napięciu, stopniowo podsuwające czytającemu  stwierdzenie, że opisywane niektóre wydarzenia  niestety  bywają w rzeczywistości. Ale już na pewno po tej czwartej z rzędu książce autora zmienię, bo od każdego uzależnienia trzeba się po trochu uwalniać.
    Serdecznie pozdrawiam wszystkich, kto tu dzisiaj "zajrzał"i dziękuję za pozostawiane komentarze, które  sprawiają mi dużo radości.  WIOSNY wszystkim nam życzę, jeżeli jeszcze nie na dworze, to niech w naszych sercach.








13 komentarzy:

  1. Opłacały się zmagania z alpacą, swetro-ponczo wyszło idealne:)) Chyba trochę pomogła temu dodatkowa nitka.
    Szydełko nie raz mnie ratowało w nie koniecznie estetycznych wykończeniach:D
    Znam autora z dość odległych czasów, bo chyba ze szkoły średniej. Pamiętam tę fascynacje podszytą dreszczykiem grozy...
    Pozdrawiam z pod ciepłego koca...u nas dalej mróz trzyma i mało co odpuszcza:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj wiem, jak to dobrze pod ciepłym kocykiem z dobrą książką... Mieszkamy na parterze i ciągle marzniemy w nogi, nawet udziergane skarpety niecałkowicie ratują. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Swetroponcho wyszło świetnie! A szydełkowa koronka dodała uroku. To taka wisienka na torcie. Wszystko wyszło idealnie.
    Pięknej, śnieżnej zimy to wam trochę zazdroszczę. Okolica wówczas pięknieje, rozjaśnia się. U mnie pogoda jest przez cały rok taka sama. No, ale jak się nie ma co się lubi, to się kocha ciepło, słońce, zieleń.
    Pozdrawiam ciepło:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za dobre słowa co do poncza. A mnie się zdaje,że akurat masz misję, aby naładować się tym ciepłem i słoneczną energią,bo przecież tym wszystkim z nami hojnie dzielisz. Ciesz się i używaj, i podrzucaj nam tą ciepłą pogodę poprzez swoje zdjęcia. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. i na wiosnę przyjdzie czas :) ponczo wyszło akuratnie według mnie :) a wykończenie szydełkiem to strzał w dziesiatkę :) ja się borykam z bólem zęba więc tylko tak króciutko ;) :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę aby ból natychmiast ustąpił, przez coś takiego też przechodziłam. A za dobre słowa dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajne ponczo - uwielbiam takie fasony. U nas na szczęście powyżej zera już. Niby jeszcze można wełenkę, ale już nie tyle warstw. :)
    Ach, kiedyś to o tej porze całkiem wiosna bywała. ;))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. W wiadomościach usłyszałam, że niebawem będziecie mieli nawet +17C.Ależ zazdroszczę, bo dzisiaj mieliśmy dosłownie śnieżną zamieć. pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Honorato,z wielką przyjemnością zaglądam na Twego bloga.Tyle się u Ciebie dzieje,że z przyjemnością czytam i oglądam,co na nim umieszczasz.Jesteś wspaniała i bardzo aktywna.Gratuluję.Cieszę się,że mogłam Cię osobiście poznać.Pozdrawiam.Marysia

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też bardzo się cieszę z naszej znajomości i mam nadzieje, że jeszcze kiedyś spotkamy się w "naszym " Wilnie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. O proszę, jaki ładny dogrzewacz wydziergałaś :-) Co do wiosny, to na jutro jutro zapowiadają +12 stopni nad polskim morzem, a dopiero co było biało i -12.

    OdpowiedzUsuń
  12. Więc trzeba szybko przerzucić się na dzierganie z lnu, skoro zima cofa się. Zazdroszczę Ci tego morza, co to masz na co dzień.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawie się zapowiada wersja Clivii z paseczkami :) maskotka i skarpetki urocze. Wrażeń książkowych współczuję.

    Genting Crown
    Gclub

    OdpowiedzUsuń