Translate

poniedziałek, 9 listopada 2020

Chabrowa jesień

  

 

      Od samego rana dzisiaj zapowiadało się na ładną pogodę. Stopniowo cofała się mleczna mgła i ustępowała miejsce słonecznym promieniom. Nareszcie -odpowiedni moment na fotosesję zakończonej robótki. Już tydzień, jak  mam zblokowany moherowy szal , którego w żaden sposób  nie dało się sfotografować  w domu tak, aby w miarę prawdziwie przekazać jego niepospolity, bogaty kolor... Czekałam na okazję, która właśnie nadarzyła się dzisiaj.

          Szal powstał z myślą  o prezencie urodzinowym mojej serdecznej przyjaciółce Mariannie z Niemiec. Ponieważ Marianna nie dzierga ( i nigdy tego nie robiła), więc każdej jesieni  staram się  ją obdarować jakimś swoim  "Handmade". W tym roku wybór padł na szal moherowy. Latem, korzystając z akcji w Dropsie kupiłam po cztery motki Kid Silku nr 21, oraz nr 14.

 

 

 Wyrób jest cieniutki , leciutki i mięciuchny. Zużyłam prawie cztery motki moheru nr 21. Dane techniczne: 93g, 60cm szerokości, 210cm długości.

 

      Koleżance wybrałam włóczkę w kolorze bławatków, kwiatów, do których czuję nostalgię z dzieciństwa. Każdego lata na całe trzy miesiące wyjeżdżałam na wieś do babci. Było dużo dzieci w moim wieku, z którymi przebywałam razem od rana do wieczora. Z dziewczynami chodziłyśmy na pobliskie pola zbożowe, zbierałyśmy bławatki (albo chabry inaczej, ale u nas mówiło się na nie "wasilki")), aby potem wyplatać z.nich wianki. Od tego czasu uwielbiam te kwiaty, kojarzą się  mi z bestroskim dzieciństwem, wioskową chatynką i moją kochaną babcią. Dzisiaj fotografując szal z jesienią w tle, przy tej kompozycji żółtego i chabrowego, przypomniały mi się żółte łany zboża poprzetykane chabrowymi "wasilkami".  A jeszcze wiosną były na łąkach niepowtarzalne, urocze "kaczeńce", których już więcej nigdzie nie spotkałam...

 Jak widać na zdjęciach postawiłam na prostotę, bo znając ascetyczny gust koleżanki rozumiem, że Marianna żadnego "ażuru" nie zaakceptowałaby. Więc najzwyklejszy zwyklak, same prawe i lewe oczka, ale za to pokaźnych rozmiarów.


   No i na zimne wieczory do przesyłki dodam różowe wełniane skarpety. Tyle już różnych skarpet ode mnie dostała, więc żeby nie powtarzać się doałam  trochę "ażuru".






        Z rozpędu znowu wrzuciłam te 103 oczka na druty, bo jeszcze mam czerwoną włóczkę i mam kogo obdarować. Szal będzie identycznie wykonany.

       Po wakacjach jesiennych, od 2 listopada nie chodzimy do szkoły i pracujemy zdalnie. Dotychczas w naszej szkole było bardzo dobrze zorganizowane nauczanie zdalne, co drugi tydzień. Jednego tygodnia przychodziły do szkoły klasy pierwsze i czwarte ( maturzyści). Drugie zas i trzecie pracowały z domu. Następnego tygodnia- zamiana. W taki sposób automatycznie zmniejszano licznę uczni o połowę, na korytarzach nie było tłoku. Innych nauczycieli prawie nie spotykaliśmy, czasami z daleka się pomachało ręką  na przywitanie. Na korytarzach wszyscy chodzili w maseczkach. Za ten tydzień spędzony w murach szkoły staraliśmy się zorganizować sprawdziany i inne prace aktualne uczniom. Ale niestety już mamy niepokojące wskaźniki, i możliwe, że na dłużej pozostaniemy przy pracy zdalnej. Życie ciagle zmusza mnie do "dokształcania się" przy oswajaniu różnych programów do nauczania zdalnego. Teraz staram się zdobywać nowe szczyty przy pracy z "Teams". Dziwne, ale mnie to pociąga, i motywuje. Popełniam błędy, ąle ciesze się jak dziecko, kiedy coś nowego opanowuję.

      O czytaniu czas rozpocząć. Po pierwszej przeczytanej książce Wojciecha Chmielarza "Wyrwa" śmiało wzięłam się do "Żmijowiska". Nie rozczarowałam się,bo zupełnie  nie potrafiłam przewidzieć finałowych scen, czego  najbradziej nie toleruję w kryminałach. Bardzo dużo uwagi poswięca autor portretom bohaterów, ich światu wewnętrznemu.

     Następna ksiażka warta polecenia, to "Czas ognistych kwiatów " Sary Lark.  Powieść o osadnikach niemieckich, przybyłych do Nowej Zelandii, po nowe ziemie, nowe życie. Poznajemy surowe losy dzieci i kobiet w rodzinach luteranów, oraz bardzo ciekawe szczegóły z życia miejscowych Maorysów. Mam apetyt na inne książki tej autorki, i właśnie dzisiaj przyniosłam z biblioteki "Pieśń Maorysów".

    Na zakończenie chcę wszystkim życzyć optymistycznych nastrojów i oczywiście zdrowia.






































24 komentarze:

  1. Kocham bławatki. Mi również kojarzą się one z beztroskimi latami dzieciństwa. Ale uwielbiałam je zawsze - za kolor.
    Szal jest bardzo piekny,taki eteryczny. Podziwiam, że miałaś tyle cierpliwości do morza prawych i lewych oczek bez żadnych dodatków :) Takie szale aż się proszą o ozdobniki, ale rozumiem, że nie każdemu to odpowiada. A prezent dobrze jest robić taki, żeby podobał się odbiorcy, a nie tylko darczyńcy.
    I jeszcze bardziej podziwiam, że od razu zabrałaś się za kolejną połać samych prawych i lewych.
    Bardzo lubię ażurowe skarpetki, uważam, że są urocze i Twoje potwierdzają tę moją opinię.

    Z tego, co słyszałam, nie wszyscy nauczyciele z takim zaangażowaniem jak Ty podchodzą do zdalnego nauczania, zwłaszcza jeśli trzeba nauczyć się obsługi nowego programu itp. Mam w rodzinie przykład uczennicy szkoły muzycznej, która nie ma żadnych konsultacji na żywo z nauczycielką z tego powodu, że to by wymagało nauki obsługi platformy do prowadzenia lekcji online przez nauczycielkę. Rozumiem,że nie wszystko się da pokazać przez ekran, ale szkoda,jeśli bariera jest nieprzebyta z braku dobrej woli. Tobie woli nie brak i na pewno Twoi uczniowie to doceniają.
    Dużo zdrowia i pięknej jesieni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z każdym przeżytym dniem coraz więcej rzeczy wzbudza nostalgię po dzieciństwie i młodości. Dziękuję za miłe słowa o moich udziergach.
      Bez robótek i książek w tak trudne czasy nie potrafiłabym odnależć się.
      Co do nauczania zdalnego, to jestem zadania, że i nasza władza ( jestem rodowitą wilnianką, mieszkam na Litwie) i wasza władza "upuściła" odpowiedni czas, a mianowicie lato, kiedy musieli zorganizować dla nauczycieli odpowiednie dokształcajace zajęcia, przygotujace do nauczania zdalnego. A teraz niestety, jak z tym pływaniem, ktoś dobrze pływa, ktoś sam próbuje nie utonąć, a ktoś wogóle nie wchodzi do wody. Mam lżej, bo jestem z zawodu fizykiem, no i prawie codziennie spotykamy się wirtualnie ze swoimi dziećmi, jednego mamy w Warszawie, a córka zaś jest w Krakowie, więc życie samo zmusiło 'polubic się " z komputerem. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Dokładnie tak. Były wakacje, były zapowiedzi, że sytuacja będzie jeszcze trudniejsza jesienią,co z resztą nie było trudne do przewidzenia. Nie śledziłam sytuacji w szkołach, ale teraz widzę, że jest tak, jak napisałaś.

      Usuń
  2. Chabrowy kolor szala - przepiękny. Koleżanka będzie zachwycona.
    Twoja opowieść o chabrach/bławatkach/wasilkach obudziła moje wspomnienia z dzieciństwa. Choć byłam dzieckiem z miasta, to wieś znałam z corocznych wakacji u babci. Pamiętam, że byłam bardzo zdziwiona, gdy usłyszałam, że te cudowne chabry i maki zdobiące łany zbóż, są chwastami. Sianokosy, żniwa, grzybobranie, pasanie krów na miedzy, gwar ludzi i gospodarstwa pełne odgłosów zwierząt: piania kogutów, gdakania kur, muczenia krów, odgłosu rąbanego drewna, a także bogactwo zapachów nieznanych w mieście: obornika, ale również siana w sąsieku, ziarna, czy parowanych ziemniaków dla świń. Tego świata już nie ma, przynajmniej w tej wsi do której jeździłam. Ludzie nie hodują już zwierząt, nie uprawiają pól. Tam gdzie rosły zboża lub ziemniaki stoi wysoki las, miedze zarosły trawą wysoką po pachy. Nie ma już drewnianych chat, są murowane domy w marnym guście, a najbardziej pielęgnowanym zajęciem jest obowiązkowe cotygodniowe koszenie trawnika.
    Zdalne nauczanie - hmm, temat drażliwy.
    Nie jest dobrze, bo nie może być dobrze przy takiej organizacji. My do połowy października uczyliśmy normalnie w trybie stacjonarnym. Szkoła, w której pracuję razem z mężem, znajduje się w budynku, który nie był projektowany jako szkoła, tylko kamienica. W związku z tym schody i korytarze są wąziutkie. Przemieszczanie się uczniów na przerwie to był epidemiczny horror, zwłaszcza, że maski chroniły raczej brody, niż usta i nos, zaś na lekcji uczniowie nie musieli mieć masek - takie były wytyczne ministerstwa. Półtora miesiąca pracowaliśmy w wielkim stresie, bo jesteśmy w grupie ryzyka. Potem weszło nauczanie hybrydowe - połowa klas uczyła się w szkole, połowa zdalnie. Nie doszło do wymiany klas, bo po tygodniu wszyscy przeszliśmy na zdalne. Minęły już trzy tygodnie, a my nadal nie mamy platformy edukacyjnej - być może wkrótce będzie, ale co z tego, kiedy nie jesteśmy przeszkoleni. Pewnie co bardziej rozgarnięci nauczyciele szybko poznają narzędzia i będą je stosować aktywnie, ale duża część grona to stara gwardia i tak zaawansowana technologia informacyjna jest im obca. Owszem wszystkiego można się nauczyć, ale to wymaga czasu - a ten czas w przypadku mojej szkoły został zmarnowany. Nie piszę już o sprzęcie z demobilu z oprogramowaniem niewspółgrającym z tablicami multimedialnymi, czy o rodzinach wielodzietnych z jednym tabletem do dyspozycji. Ech...szkoda dzieciaków:(
    Sorry, że tak się rozpisałam i w dodatku zakończyłam w tak minorowym nastroju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to wszystko to jest PROBLEM. W tym opisanym przeze mnie przypadku muzycznym platforma do nauczania online działa od zeszłego roku szkolnego i wydaje mi się, że to dość czasu, żeby nauczyć się ją obsługiwać. A już na pewno notoryczne karcenie ucznia, że mu cośtam nie idzie, podczas gdy uczeń nie miał szans zobaczyć jak to ma być i przećwiczyć z nauczycielem - to nie wydaje mi się w porządku :-[
      Przepraszam za ten niemiły nastrój, wiem, że akurat Wy się staracie i Wam się chce.

      Usuń
    2. Olu, nie chodzi o to, kto jak się stara, bo wierzę, że każdy na miarę swoich możliwości, ambicji i odpowiedzialności. Jednak ta sytuacja przerasta nas wszystkich, dosłownie... i nauczycieli, i uczniów, i rodziców. Tylko, że my dorośli mieliśmy już mnóstwo szans w życiu i wiele z nich wykorzystaliśmy, a dzieciaki właśnie swoje tracą...

      Usuń
    3. Bardzo wielkim wyzwaniem , nam nauczycielom ,jest również "zrozumienie", że uczeń jeszcze ze swoim nie do końca uformowanym "światopoglądem" nie jest odpowiedzialny,zorganizowany, i nie może sam siebie do wydajnej pracy i nauki zmusić. Dzisiaj na przykład w jednej klasie za spóźnione podłączanie się strofowałam, ale potem w końcu lekcji postanowiłam polepszyć wszystkim humor i dziękowałam ,że byli aktywni w czasie omawiania nowego tematu. Byli zaskoczeni moimi słowami, i również zaczęli mi dziękować , aż rozstaliśmy się wszyscy zadowoleni sobą.

      Usuń
    4. Oj , miałyśmy podobne dzieciństwo, a teraz podobne wspomnienia. Niestety, miasto wciągnęło w siebie większość mieszkańców wsi, w naszej wsi, gdzie bywałam u babci, już tylko kilka babć pozostało w swoich domach. Dobrze, że są miłe wspomnienia, i o dziwo, moje dzieci lubią z nami po naszych wspomnieniach wędrować i ich wysłuchiwać. A jeszcze pomagają stare zdjęcia, które ostatnio coraz częściej biorę do rąk, a niektóre ze starych albumów zawieszam na ścianie. Bokasiu, trzymajmy się, pandemii nie dajmy się. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Myślę, że jednak nie każdy, ale uczniów też z pewnością to dotyczy.
      Tak, mam to samo poczucie: te dzieci tracą czas i szanse, okropne jest to, że nawet nie wiadomo, ile jeszcze to potrwa.

      Usuń
  3. Chabry to obok maków moje ulubione polne kwiaty. Jak większość z naszego pokolenia całe wakacje spędzałam na wsi u dziadków. I te łany zbóż poprzetykane niebieskością i czerwonością zachwycały mnie do czasu zbiorów. Każdego dnia znosiłam do domu dziadków naręcza tych "chwastów" , a babcia z wielką cierpliwością je wyrzucała bez słowa.
    Koleżanka będzie zachwycona z tak pięknego prezentu, który rozświetli bure jesienne dni.
    O zdalnym nauczaniu nie będę się wypowiadać, bo mam urlop i w nim nie uczestniczę. U mnie w szkole pracują na Teamsach i są zadowoleni z tej platformy. choć wiadomo zdalna praca nie zastąpi bezpośredniego kontaktu.
    Pozdrawiam gorąco, choć zza chmur:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamy podobne nostalgiczne wspomnienia z dzieciństwa.Też pamietam ,jak w tej niedużej wioseczce, bo zaledwie osiem zagród miała, od rana do wieczora kipiało życie.A dziatwy było duzż, bo jak nie swoje, to od rodziny "podrzucone " na lato. Ciszy nie było, bo to i ryk krów, ujadanie psów, dziecięce płacze, śmiechy i czesto piosenki. Tak było. A teraz czasami przejezdżając obok widzimy, że zaledwie z dwóch kominów unosi się cienka strużka dymu... Ostatnio bardzo często powracam do zdjęć z tamtych odległych czasów... Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się rozpisałyście o tych wakacjach u dziadków, że i mnie się przypomniały te cudne chwile. Mała wioska wśród lasów, zabawa w chowanego obejmowała dosłownie cała wieś 😂, raz w tygodniu przez więc przejechał samochód z lodami, a my cała dziatwa biegliśmy za nim. Zatrzymywał się na końcu wsi przy wiejskiej świetlicy i tam sprzedawał lody. Pamiętam to do dziś 😁. Szal piękny w swej prostocie, trochę mnie przeraża ten ogrom prostych oczek bez ażuru 😅, ni ale dobry film wystarczy żeby robótka szybko szła do przodu. Kolory cudne. 🙂 Pozdrawiam i życzę zdrówka. O nauce zdalnej milczę, bo cóż tu powiedzieć, mam w domu licealistę i tak naprawdę nauka prawdziwa obejmuje tu matematykę, angielski i wybaczcie ale tylko tyle. Oby wszystko jak najszybciej wróciło do normalności, czego sobie j Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dobrze, że możemy wspominać, przynajmniej tego nam nikt nie może zabronić. Już coraz mniej jest ludzi, ktorzy pamietaja zapach wsi, i ją kochają. Bardzo szkoda mi teraźniejszych uczni, bo to zbyt wielkie dla nich wyzwanie, ta nauka- nienauka zdalna. A jako kochająca mamusia nie zapominaj swoje pociechy przytulać. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Latem była promocja Kid Silk (?) przegapiłam...
    Szal piękny w swojej prostocie, szlachetną włóczką podkreśla klasę samą w sobie.
    Do dziewiątego roku życia wychowywałam się na wsi, ba nawet dwóch wsiach. Na stałe u jednych dziadków na wakacje u drugich. Piękne kolorowe wspomnienia pozostały.
    Ciekawa jestem nowej książki Chmielarza. Jak na razie na pierwszym miejscu stawiam Żmijowisko. Pamiętam, że zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
    Pozdrawiam ☺️

    OdpowiedzUsuń
  8. "Wyrwę" mogę, Ewo, smiało polecić, bo bardzo ciekawie zakręcona fabuła, bardzo dużo portretów psychologicznych bohaterów.Umie pisać ten Chmielarz. A co do włóczki, to zawsze dybam, kiedy bywa promocja i wówczas sobie nabieram tyle przy zamówieniu, aby przesyłka przez poczte mi nie kosztowała nic. Przynajmniej w tym sklepiku, w którym kupuję była zniżka nawet chyba dawa razy, wiosną i latem, kiedy to nie o moherze się myśli. POzdrawiam serdecznie i życzę ładnych wspomnień z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Wyrwa to nie tylko schematyczny trójkąt małżeński, że jest więcej tajemnic? Jeśli tak to chętnie przeczytam.
      Z jakiego sklepu korzystasz?

      Usuń
    2. Nie tylko trójkąt, dużo innych różnych sytuacji. Włóczkę sprowadzam z litewskiego sklepiku internetowgo.

      Usuń
  9. Ależ piękny jest ten chabrowy szal, czerwony również taki będzie :-) Wczoraj zaczęłam dziergać przylegający do szyi komin i... musiałam spruć, bo milutka Himalaya Dolphin Baby nie jest elastyczna i nawet na czubek głowy go nie naciągnęłam. Zrobię jeszcze raz, tym razem nie na okrągło, tylko jak normalny szalik, tyle że króciutki (ot, na długość szyi) i będę zapinać go na guziki.

    Zajęcia na uczelni, w której pracuję zdalne są od 10 października, przychodzą tylko Ci, którzy muszą korzystać z laboratoriów, bo przecież nie da się badań prowadzić w warunkach domowych. Zajęcia są na Zoomie, mamy też Teams. Ja, jako biblioteczna biurwa, pracuję normalnie.

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. W naszej szkole też mimo, że uczniowie i nauczyciele pracujż z domu,to biblioteka jest dostepna od 9 do 16. Można przychodzić i zaopatrzyć sie wpotrzebna literaturę.
    Mam nadzieję, że pochwalisz się na swoim blogu tym kołnierzo-szalikiem. Ważne, aby milutko otulała szyję. Pozdrawiam serdecznie, zdrówka i ładnych karteczek życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Honorato :-) Szalik oczywiście pokażę, tyle że na razie wena mnie opuściła. Pozdrawiam cieplutko :-)

      Usuń
  11. Tak, tak, plecenie wianków i zbieranie chabrów - cała prawda o lecie. :)
    Śliczne te Twoje szale i skarpetki.
    W skarpetkach powoli zaczyna się orientować :)
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałyśmy podobne lata. Życzę nowych skarpetkowych odkryć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Honoratko, przepiekny ten szal, cudnie ten odicien habrowy prezentuje sie na jesiennych plenerach. U nas poki co jeszcze nauczanie hybrydowe, ale to chyba tylko kwestia czasu i beda siedziec w domach. Juz mnei to meczy wszystko, no ale oby w zdrowiu to jakos wytrwamy. Serdecznosci posylam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, jesień ze swoimi barwami jest wdzięcznym tłem do prezentowania dzierganych wyrobów. Zgadzam się, że teraz najważniejsze jest "mądre" zachowanie się ludzi i przestrzeganie zalecanych środków ostrożności. W tak "skomplikowane" czasy robótki są dobrym odstresującym zajęciem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń