Translate

środa, 14 lutego 2024

Rzeczy, których się nie wyrzuca


       Na pewno wielu z was po przeczytaniu nazwy mojego postu przypomni, że czytał, albo zapamiętał tytuł książki Marcin Wichy " Rzeczy, których nie wyrzuciłem".  Narrator przy porządkowaniu rzeczy pozostałych po zmarłej matce, odtwarza obraz tej mocnej kobiety, która w ciężkich powojennych latach żyła nadzieją na lepszą przyszłość, nie poddawała się w beznadziejnych sytuacjach, nie traciła honoru ani szacunku do siebie. 

      Nie sposób nie zauważyć tak modnych ostatnio haseł nawołujących do pozbywania się starych, niepotrzebnych rzeczy. Zgadzam się, że nie warto zagracać mieszkania rzeczami, które już odsłużyły swoje i nigdy więcej nie będą używane. Niektóre przekazuję ludziom wystawiając zdjęcia na specjalnych grupach w FB, inne po prostu muszę wyrzucać. Ale przy porządkowaniu szaf napotykam też takie rzeczy, których ze względu na pamięć o najbliższych nie potrafię wyrzucić. Odkładam je, aby znowu przy następnym spotkaniu potrzymać w rękach, powspominać. Z biegiem lat te przypadkowo zachowane rzeczy coraz częściej pobudzają nostalgiczne wspomnienia  o dzieciństwie, o najbliższych, których już dawno nie ma, o różnych ciekawych wydarzeniach...

      Chciałoby się dać tym relikwiom szansę na drugie życie, ale czasami ani krój, ani forma, albo  też stan rzeczy na to nie pozwala.  Wówczas w niektórych sytuacjach mogą przyjść na ratunek przeróbki. Kilka takich  dokonałam ostatnio i o nich napiszę. 

     Po mamie została chusta z cieniutkiej wełny. Jak dzisiaj pamiętam ten moment, kiedy ciocia Marysia z Braniewa sprezentowała ją mamie z okazji 50-lecia. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że taki drogi, jak na owe czasy, prezent zakładało się tylko od święta. Przez cztery lata przekładałam chustę z jednej półki na drugą, aż tej jesieni postanowiłam ją wykorzystać do otulenia szyi. Mimo iż była cieniutka i ciepła, to ten jej kształt kwadratu nie pozwalał na komfortowe ułożenie. Po kilku dniach namysłu przychodzę do wniosku, że z kwadratu można zrobić dwa prostokąty, a je razem zszywając uzyskać szalik. Z boków odrzuciłam prawie wszystkie frędzle i bardzo szybko uporałam się z całą pracą.  Jestem bardzo zadowolona z końcowego efektu. szalik jest często noszony.











 

          Druga, bardzo świeża przeróbka cieszy mnie niezmiernie. Patrząc na nową poduchę, którą uszyłam ze starej kapy tkanej własnoręcznie przez moją babcię w latach 60-tych, nostalgicznie wspominam moje szczęśliwe dzieciństwo. Ponieważ przed szkołą większość czasu spędzałam na wsi u babci, zawsze wspominam ją jak osobę, która mnie bezinteresownie kochała, nigdy nie zawiodła, której mogłam bezgranicznie ufać. Po odejściu babci nie myślałam, że z biegiem czasu zacznę szukać jakichś  szczególnych pamiątek po niej, które potrafią mi przywrócić w pamięci drogie chwile spędzane razem.  W tamtych odległych czasach, każda szanująca się gospodyni wioskowa umiała tkać na krosnach lniane ręczniki, serwety, oraz kapy i narzuty. Pamiętam , jak zimą połowę pokoju zajmowały wszystkie krawieckie urządzenia i kołowrotek. Najbardziej ugrzęzły mi w pamięci obrazy, które powstawały na dwukolorowych narzutach. Czego tam tylko nie było i kwiaty, szczególnie róże i lilie, i  serca , i ptaki. Taki wzór, który teraz można w kilka sekund skopiować przy pomocy komputeru trzeba było wówczas skrupulatnie przerysować do zeszytu w kratkę. Pamiętam, że młode dziewczyny, które jeszcze nie zasiadały do tkania, były upoważnione chodzić do sąsiadek i takie wzory kopiować. Takie tkactwo było szczególnie popularne na wschodzie Litwy. Na pewno niektóre wyroby dotarły  też do Polski w czasie repatriacji. W dni świąteczne łóżko musiało być nakryte kapą z białym tłem ( w dni powszednie tło mogło być czarne). Spod kapy wyglądały szydełkowe "ząbki" przyszyte do prześcieradła, a na łóżku zaś piętrzyły się ogromne poduchy w białych powłoczkach upiększonych koronką. Tak łóżko musiało prezentować się w niedziele i podczas  świąt religijnych. 
       Zaczęłam przypominać sobie, że kiedyś taką kapę odświętną, białoróżową używaliśmy już w mieście jako narzutę na kanapę.  Rozpoczęłam poszukiwania i udało mi się ją odnaleźć. Niestety dało się wykorzystać tylko nieduży fragment płótna.  Ale i tego wystarczyło na jedną stronę poduszki. na którą teraz patrząc wspominam babcię, mały domek ( który wówczas we wsi uchodził omal za największy). Cieszę się, że widzę te kwiaty i oczywiście, ptaki.





     Mam nadzieję, że moje dzieci kiedyś tej poduszki nie wyrzucą.

     Latem odnowiliśmy na działce stary kredensik, który kiedyś był w mieszkaniu teściów. Był bardzo stary i już wyglądał niekorzystnie, ale nie było mowy, aby się go pozbyć. Całkowicie sprawdzał się jako doskonały mebel na przechowywanie dmuchanego łóżka, pościeli i innych niezbędnych drobiazgów. Po dokładnym umyciu i lekkim masażu papierem ściernym pomalowaliśmy go specjalną farbą do mebli. Wystarczyły trzy warstwy farby, a kredensik się odnowił i dobrze mu tam w tym kąciku.
 


 
 
     No i czas na  relację o tym, jak daję radę z wyzwaniem " 52 pary skarpet za rok". Dzisiaj pokażę następne pięć par, czyli nr 6-10. Z rozbiegu zrobiłam te skarpety dosyć szybko, ale chcę mieć zapas czasu na różne nieprzewidziane przerwy w pracy. Aby podnieść motywację do pracy i uniknąć rutynowego dziergania dla ilości, postanowiłam każde pięć par robić tematycznie. Teraz tematem było wyrabianie resztek. Nie napoczęłam żadnego motka, w każdej parze wykorzystałam resztki po poprzednich pracach.  Następna seria widzi mi się pod tytułem "ażur". Chociaż mogą zajść zmiany w planach, może jakiś inny temat bardziej pociągający zajmie miejsce ażurów. 
 
   Para nr 6: Włóczka Naco Boho i Artisan. Dziecięce, 44g.


      Para nr 7: Resztki Alize superwasch, Artisan, Naco Boho. 54g

 
 
Para nr 8:  Duże, męskie, 82g. Włóczka Artisan, Regia.
 
 
 
 Para nr 9: Niebieska włóczka - Artisan , kolorowa ze złota nitką- Pro Lana. Zdjęcie niestety nie przekazuje, jak ładnie w niebieskie tło wkomponowała się niteczka z lekkim złotym połyskiem. Robione metoda heliks, 56g.


Para nr 10:    Robiło się przy adrenalinie, bo byłam podekscytowana tym, jak ułożą się w całość te przypadkowe motki o różnych kolorach. Włóczka Artisan, Regia i Alize superwasch.47g

 

 
 

        Tyle na dzisiaj. O książkach napiszę w następnym poście. Uczestniczyłam w plebiscycie na książkę roku w "Lubimy czytać", więc po zakończeniu głosowania będzie można poruszyć ten aktualny czytelnikom temat.

        Wszystkim tu zaglądającym życzę udanych prac i dobrego wypoczynku.

9 komentarzy:

  1. Honorato, już w pierwszym zdaniu mnie wzruszyłaś, wspominając książkę Marcina Wichy, wciąż jestem pod wrażeniem tego jak w niewielu słowach można opisać konkret, miejsce, sytuację i cały jej kontekst, ach. A to tylko wstęp. Cudownie ożywiłaś te wspaniałe przedmioty, tak piękne, że nawet nie próbuję ich opisywać, tym bardziej, że chodzi w nich tylko o wartość estetyczną, materialną tylko coś dużo głębszego, ważniejszego. Ale ta materialna wartość i jakość tych tkanin też robi wrażenie. Bezcenne są Twoje opisy tamtej rzeczywistości, dziękuję. No i okazało się, że masz to w genach:-) Skarpetki świetne, oczywiście że widać te złote błyski na błękicie, ale skoro piszesz, że trochę słabo to znaczy że na żywo są jeszcze piękniejsze. Pozdrawiam najserdeczniej:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przychodzę do wniosku, że bardzo podobnie patrzymy na otaczający nas świat, podobnie jesteśmy emocjonalnie wrażliwe. Ale wolę taką być, rozczulać się, pamiętać , żałować... Niestety w tym zabieganym świecie czuję się czasami ze swoimi nostalgiami ,jakbym była jakimś dinozaurem. Ale na poprawę nastroju zawsze można rozpocząć nową parę skarpet. Serdeczne uściski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też jestem z tych osób, które naprawiają lub poprawiają. Mebelek jak nowy będzie służył pewnie jeszcze przez wiele kat. Mam też wrażenie że kiedyś noże było mniej ale lepszej jakości o czym świadczy ta chusta, szalik wyszedl niebanalny. Moja babcia nie tkała ale wyszywała przepiękne makatki, muszę spytać mamę gdzie one są, mam nadzieję że sie zachowały. Jestem pod wrażeniem takiej ilości skarpetek, ja po dwóch albo trzech parach jestem zmęczona 😂🙈.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, że masz mniej skarpet, skoro chyba 52 swetry w rok zrobisz. A taka praca wymaga o wiele więcej czasu, nie mówiąc już o tym, że robisz cudowne ażury kwiatowe. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Podoba mi się tu u Ciebie wszystko, planuję bywać

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak późno, ale przeczytałam z przyjemnością. Piękna, piękna poduszka. Już wiadomo po kim masz zdolności. :⁠-⁠)
    Od kilku lat próbuję walczyć z nadmiarem, ale pewnych rzeczy się nie wyrzuca. Mnie bardzo szkoda ręcznie haftowanej poduszki przez moją babcię. Pozostało mi wspomnienie tylko. Pozdrawiam serdecznie
    Ps. Skarpetki cudowne

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za odwiedziny, cieszę się, że odezwałaś. Tak już jest, że niektóre rzeczy są z bardzo bogatymi wspomnieniami. Ale bardzo się boję, aby nie pozostawić po sobie zbyt dużo "niepotrzebnych " rzeczy dzieciom . Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  7. Marcin Wicha wciąż przede mną. Chyba Czajka kiedyś o tej książce pisała. Pięknie na nowo ożywiłaś rodzinne pamiątki, a skarpety bardzo przytulne. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń