Translate

niedziela, 14 czerwca 2020

Nawyki nabyte i niektóre odkrycia






    Czerwiec. W naszym gimnazjum skończył  się kolejny rok szkolny. Przekwitły  tulipany,  jabłonie i nawet już bzy.  Czas leci, ani się obejrzymy, a już nastąpi  najkrótsza noc w roku.
    Stopniowo wychodzimy z okresu kwarantanny, jedni szybko rzucając się w wir wydarzeń i starając się nadrobić zaległości towarzyskie, inni nadal w maseczkach, podejrzliwie obserwując sytuację  i trzymając się z dala od tłumów. Należę raczej do kategorii tych ostrożniejszych, wolę wysłuchać zwierzeń sąsiada zachowując odpowiednią odległośc od mówcy, w sklepie posługuję się maseczką i rękawiczkami.
    Czego nas ten czas nauczył? Przede wszystkim, że trzeba samemu szukać sposobów na przetrwanie w zmienionych warunkach. Przy próbach rozstrzygnięć  niecodziennych sytuacji chyba każdy coś dla siebie odkrył nowego. Dzisiaj trochę o moich "odkryciach".
    Polubiłam seriale. Dotychczas nie kusiło mnie oglądanie seriali przy machaniu drutami, mimo iż wiele blogowiczek to praktykuje. Przy kolejnym moim zrzędzeniu, że już nie mam nic do czytania, córka zaproponowała mi obejrzenie seriału "Downton Abbey". I stało się... zaliczyłam wszystkie 6 sezonów. Obejrzałam również "Genialną przyjaciółkę", "Unorthodox". Teraz się nastrajam na "Sagę rodu Forsajtów"  przy następnej zaplanowanej robótce.
     I o nowych wyzwaniach z innej dziedziny. Mamy większa częśc mieszkania wychodzącą  na stronę północną, co nie bardzo sprzyja wszelakiej roślinności domowej. Jeden zaś z balkonów od strony południowej bardzo krótko w ciagu dnia jest w zasięgu promieni słonecznych, bo otaczają= nas (parter) wysokie bloki sąsiedzkie. Kiedyś, po jednej z prób przyjęłam zasadę, że nie da się u nas niczego wyhodować na balkonie i przecież można wszystko kupić, zanim nie wyrośnie na działace. I tak było aż do tego roku. Nie mając możliwości i odwagi wychodzić często na zakupy dochodzę do wniosków, że można przecież metodą prób i doświadczeń starać się o udokonalenie istniejących warunków. I okazało się, że można mieć dla potrzeb codziennych swoją pietruszkę, szczypiorek, bazylię ( byłam przekona, że nie). Podzielę się już wypróbowanym przeze mnie sposobem ( oczywiście z internetu) na hodowanie szczypiorku. Otóż każdą głowę cebuli, którą używam do potraw krajam tak, aby zostawić nietknięty rdzeń, gdzieś o średnicy 1-1,5cm. Ścinam mu czub i  takie sadzonki co kilka dni wędrują do doniczek. Cebulę zjadamy, a sam środek do ziemi.Takie doniczki są u nas od marca -zawsze mam świeży szczypiorek na kanapki czy do chłodniku. Posadziłam również pietruszkę , z nasion wykiełkowała bazylia. Mieliśmy swego rodzaju  atrakcję w doglądaniu i obserwowaniu zachodzących zmian na parapecie.

 



 
 


      Moim nowym wynalazkiem było podgrzewanie wysianych warzyw w piekarniku. Dziwne?
Na działkę pojechaliśmy gdzieś w kwietniu i  wysiane w doniczkach  warzywa i kwiaty na rozsadę zostawialiśmy na czas naszego odjazdu w domku. Po kilku dobrych tygodniach nie doczekaliśmy się żadnego kiełka. Postanowiłam nową porcję nasion zabrać  do domu, namoczyć i sprawdzić czy są życiodajne. Kiedy dostrzegłam oznaki kiełkowania wysadziłam nasionka do malutkich tekturowych pojemniczków. I akurat wtedy bardzo się oziębiło na dworze, a ogrzewanie mieliśmy już wyłączone. Było tak zimno w mieszkaniu, że spało sie w wełnianych skarpetach. I znowu ryzykowaliśmy stracić sadzonki, na co nie mogłam sobie pozwolić. I wtedy zaczęłam podgrzewać tace z sadzonkami w piekarniku przy 30 stopniach i oczywiście otwartych dzrzwiczkach. I sposób nie zawiódł, roslinki juz przewędrowały do gleby i rosną.
                                              Tak wygladała wówczas moja "szklarnia"

     No i nauczyłam się odważniej podchodzić do eksperymentów drutowych. Kiedyś bardzo ostrożnie traktowałam łączenie kolorów czy też faktur różnych włóczek. Ciągle obawiałąm się, że powstanie "kicz". Niestety miałam za sobą tak nieracjonalne zakupy włóczkowe, że znalazły się w moim posiadaniu ilości różnych motków niedostateczne na jakiś projekt. Pamiętam, że często kupowało się po 2-3-4 moteczki różnej włóczki, a bo to ładna, a bo to promocja. Więc marznąc w domu  przyszłam do wniosku, że koniecznie potrzebuję dobrego ciepłego swetra z wełny i to na teraz. Miałam do dyspozycji akurat z 10 moteczków Limy w trzech niebardzo pasujących do siebie kolorach. Zaryzykowałam ich połączenie w całość i wyszedł taki przytulny i ciepły "zwyklak" najzwyklejszy. Kiedyś by mi na te połaczenia odwagi nie starczyło. Pogoda i "pandemia' zmusiły.

 







 




Na sesję zdjęciową na działce  załapał się  skończony już śweterek "piórkowy' dla córki .
Powstał z Brushed Alpaca Silk i cieniutkiej wełnianej niteczki Haapsalu.






    Skoro jesteśmy na działce, to pokażę, jak się zmieniały widoki, które niestety bardzo szybko przemijają.



   

Kiedy w maju zakwitły jabłonie, myślałam, że to jest najpiękniejsze, co może zaoferować nam drzewo, kiedy zaś przyszła pora na kwitnące bzy, to ich urok i ten roztaczany aromat skradł mi serce....





          A tu na zmianę bzom wkraczają zwiastuny lata:





    Oczywiście, że się czytało. M.Andersen Nexo "Ditta". Pięknym językiem  opisuje autor  ubóstwo,walkę o przetrwanie w beznadziejnych sytuacjach. Poznaje się obyczaje i tradycje Duńczyków z najniższych sfer. A jednocześnie  budzi zachwyt bohaterki, która po każdym upadku powstaje z wiarą i nadzieją. Polecam.

   Pod ręką mam "Opowiadania i dramaty" A.Czechowa. Kiedyś niektóre musieliśmy "zaliczyć"  w ramach lektury obowiązkowej. Nie zachwycał mnie odległy wówczas mi świat jego bohaterów, ani jego wyrafinowany sposób przekazywania ludzkich uczuć, czy obrazków z ich życia. I teraz na nowo odkryłam sobie Czechowa. Wszystko mnie zachwyca: tragikomiczne perypetie bohaterów, subtelny humor autora, po mistrzowsku przekazywane portrety charakterów. Spróbujcie odkryć dla siebie Czechowa, bo warto.

    Na dzisaj aż tyle.  Życzę wszystkim udanej lektury, dobrej pogody i pokrzepiającej statystyki o cofającym się zagrożeniu.





 































16 komentarzy:

  1. Dobrze Honorato, że wykorzystałaś ten ostatni czas na eksperymenty :)
    Swetry wyszły bardzo ładnie, a Ty wyglądasz świetnie w tym "łączonym". Ja też wyhodowałam szczypiorek, ale użyłam całej cebuli, bo nie natknęłam się na ten Twój sposób. Będę musiała go wypróbować.
    Kwiaty tak pięknie kwitną, widać, że bardzo o nie dbasz.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, nie tak bardzo, jak należałoby się, dbam o kwiaty, bo działkę jednak mamy aż 20km od domu. Ale staram się otaczać wieloletnimi bylinami, bo są mniej wybredne. Co do kolorów łączenia, to trochę juz jestem odważniejsza, i może przyszłe prace to odzwierciedlą. Pozdrawiam serdecznie z ciepłego i mokrego Wilna.

      Usuń
  2. To niesamowite, jakie izolacja otworzyła w nas nowe podejście do życia, do kolorów, do zachwycania się drobiazgami. Właściwie mam wrażenie, że wóciliśmy do czasów dzieciństwa, kiedy wszystko w domach robiło się samemu i wszystko potrafiliśmy zrobić.
    Dobrze, że owtorzyłaś się na kolory, bo sweter wyszedł świetny. Piórkowy zresztą też.
    a za kwiaty dziękuję szczególnie. Tutaj zieleń i kolory są niezwykle intensywne przez cały rok. Mam jednak w sercu i w pamięci wiosenne oczekiwanie na każdy liść, kwiat. A potem jak ogrody wybuchają kolorami, to dla mnie zawsze najpiękniejszy moment
    Pozdrawiam ciepło:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem,Danusiu, że jesteś przesycona widokiem kolorów i mnogoscią aromatów. A tu u nas każda gałązka z kwieciem sprawia niesamowita radość. Też pamiętam czasy, kiedy kupowaliśmy duże wełniane skarpety męskie, pruliśmy i włóczkę przekształcaliśmy w kolorowe ubranka dziecięce. I też było moc radości.Teraz czytam "Kobietę w klatce", nie mogę oderwać się i ciągle pamiętam, że to Ty mi podsunęłaś tego autora. Pozdrawiam serdecznie z kraju z nad Wilii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podzielam takie podejście do posiadanych zasobów włóczkowych, gdzie poprzez łączenie/mieszanie różnych kolorów, przekształca się je w coś praktycznego - Twój "Limowy" sweter jest tego świetnym przykładem. Ja ostatnio posunęłam się o krok, a nawet o dwa kroki dalej: 1. zebrałam się na odwagę, by spruć dwa swetry, które od paru lat zalegały na półce nienoszone, 2. odważyłam się ufarbować odzyskaną wełnę. Przed kwarantanną nie chciało mi się do tego zabrać.
    Twój sposób na sadzonki w piekarniku będę musiała "sprzedać" mojej mamie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bokasiu, może jednak mamie nie opowiadaj, bo powie, żem zwariowała.
      Do mieszania kolorów będę podchodzić odważniej, ale postanowiłam, że kupując włóczkę biorę tylko odpowiednią ilosć na zaplanowny udzierg, aby nie było znowu " po kilka moteczków" różnych. Bardzo jestem ciekawa, jak wygląda efekt farbowania domowego. Chyba podzielisz się zdjęciami i wrażeniem z końcowego rezultatu. Pozdrawiam serdecznie.Już od 22 mam urlop.

      Usuń
  5. Cieszę się z powrotu do normalności ale czy na pewno jesteśmy gotowi?
    Z obserwacji wygląda to inaczej jakbyśmy zapomnieli o zagrożeniu.
    Sama pojechałam nad nasze Morze. Oczywiście do sklepu wchodzę w masce i co widze? Tłum ludzi bez maseczek,bez jakich kolwiek odstępów, panią która przewraca środek dezynfekujący pozostawiając go na podłodze, pracownika przechadzającego obok bez żadnej reakcji.
    Widzę to wszystko stojąc w otwartych drzwiach przed sklepem. Ludzi wiszących sobie na plecach w kolejkach po gofry, lody itd.
    Już nie wiem czy mam z czego się cieszyć tym wyjazdem.
    Plusy są tylko taki, że po paru miesiącach mogłam odwiedzić i przytulić córkę. Obok są piękne lasy i brzeg morza.
    Unorthodox oglądałam nie dawno I zrobił na mnie ogromne wrażenie.
    Teraz patrze Wielkie kłamstewka. Czytam. Posadziłam tak jak Ty szczypiorek, zioła którymi opiekuje się moja mama. Na południu 30 stopni.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, Ewo. Cieszę się, żeś mogłaś nacieszyć się córką w świecie realnym. Moi planują przyjazd do Wilna w połowie lipca, o ile warunki nie zaczną się pogarszać. Też jestem zaszokowana tym, jak niektórzy rzucili się nadrabiać upuszczone imprezy. U nas sporo nowych wypadków stwierdzono po rodzinnych spotkaniach, urodzinach, weselach...
    Jak przypomnę sobie, że kiedy było w kraju tylko kilkanaście nosicieli wirusu, to pozamykaliśmy się w domach, i pilnie przestrzegaliśmy zasad izolacji, teraz zaś są tysiące i ludzie sobie poluzowali. Może to jest tak, skoro nikogo znajomego nie dotknęło.
    Jestem ciekawa,co tam u Ciebie na drutach ostatnio i co czytasz, zabieraj się do pisania postu, czekamy ...Pozdrowienia z Wilna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam dwie osoby zakażone w tym mój szwagier notabene górnik.Cała rodzina do lipca jest na kwarantannie.
      Dużo mam do pokazania ale to wszystko jak przyjadę do domu.
      Pozdrawiam z Dębek 😉

      Usuń
  7. Jakie piękne działkowe widoki :-) Szczypiorek i pietruszkę w podobny sposób hodowane pamiętam z dzieciństwa, jednak nie były one wkładane do ziemi, a leżały na talerzykach z wilgotną ligniną. Dogrzewanie nasionek w piekarniku ciekawe i z tego co piszesz - skuteczne.

    Znoszenie obostrzeń, gdy liczba zachorowań wzrasta, to jakiś absurd. Maseczki, nie powiem, żebym czuła się w nich komfortowo, ale skoro mogą przyczynić się do zmniejszenia liczby zakażeń, to czemu ich nie nosić? A ludzie pozdejmowali je już na kilka dni przed oficjalnym zniesieniem nakazu ich noszenia na ulicach, a i do sklepów też coraz więcej osób wchodzi bez nich. Osobiście noszę pół na pół - w sklpach i innych miejscach publicznych o ograniczonej przestrzeni, w drodze do pracy mijam przysłowiowe trzy osoby na krzyż, więc idę bez maseczki, w pracy siedzę w pokoju sama, więc też bez maseczki, ale jak już wychodzę od siebie, to zakładam. W drodze powrotnej do domu również, chociaż wczoraj zdjęłam, bo gorąco było, a nos mam całorocznie przytkany alergią (najlepiej oddycha mi się w czasie mrozów), a maseczka czarna, więc słońce przyciąga i jakaś zamaseczkowana pani wpadła w panikę na mój widok, gdy musiałyśmy się minąć bez możliwości zachowania bezpiecznej odległości.

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas akurat jest podobna sytuacja, ludzie poczuli się bezpieczni, no i pogoda sprzyja, aby się rozluznić. Niestety, wyniki moga być smutne. U nas nie obowiązują już maseczki, ale są wymagane w niektórych konkretnych instytucjach, w przychodniach. jeszcze nawet nie wiemy, jak będzie wyglądał początek roku szkolnego we wrześniu. Mnie bardzo niekomfortowo jest chodzić w maseczce z powodu tego iż jestem okularnicą, i ciagle okulary potnieją. Życzę dobrego nastroju letniego, mimo wszystko. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. I ja okulary noszę, więc wiem, o czym piszesz. Wszystkiego dobrego :-)

      Usuń
  8. Witaj Honorato, piekne te sweterki, czasami wrto odwazyc sie i zaszalec. Sezon dzialkowo-ogrodowy w pelni, pieknie u ciebie wszystko kwiatnie. Ja tez Downton ogladalam juz dawno i potem jeszcze raz wszystkie serie.
    Pozdrawiam i zycze wspanialych wakacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny. To Twój ogród jest przykładowy i taki romantyczny o każdej porze roku. Pozdrawiam serdecznie iżyczę udanego lata.

      Usuń
  9. Honoratko, ja tylko podziękuję za Genialną przyjaciółkę - taki serial zdarza się naprawdę rzadko - zdjęcia, historia, klimat - jestem zauroczona wprost!
    A sweter bardzo fajny i potwierdza moje przekonanie, że każda włóczka czeka na swoje miejsce. To tylko kwestia czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z Tobą, co do włóczki, wszystko musi odczekać. Co do "Genialnej" to byłam zauroczona książką i mile zaskoczona, że serial jest bardzo trzymający się książkowej wersji. Bo na przykład Unorthodox odbiega od treści książki, i akurat rozwiązanie całej historii jest inne. Cieszę się, że Cię tu widzę i czekam relacji z "Twojego podwórka". Wirtualne uściski.

    OdpowiedzUsuń