W ubiegłym roku zadebiutowałam robiąc po raz pierwszy wianek adwentowy, więc i tego roku nie musiało go zabraknąć. Zaplanowałam, że powstanie z "darów" przyrody i na ten cel z działki przywiozłam trochę jodłowca, suchą trawkę, kilka gałązek berberysu. Koło, jako podstawę do wianka, planowałam kupić w sklepie z dekoracjami świątecznymi. Ale po odwiedzeniu takiego, raptem rozumiem, że i koło powstanie z "czego da się". Oczywiście w sklepie jest tyle wszystkiego, że człowiek zapomina po co właściwie przyszedł, ale koło ze słomy (podejrzewam z chińskiej) do mnie nie przemówiło. Decyzja zapadła, że podstawę wianka będę robiła, według porad z internetu, z gałęzi winobluszczu, ponieważ takiego przy naszym bloku mamy pod dostatkiem. Wczoraj po obiedzie uzbrojona w nożyce pochodziłam na dworze kilkanaście minut , uzbierałam co nieco, i powstał wianek. Nie jest idealny, ale jest "mój". Mogłam kupić ładne jednakowe świece, ale wówczas przypominałby mi raczej te wianki z obrazków. Świece są różnej długości i formy, ale każda z historią, część ich rozświetlała nam ubiegłoroczny adwent. Użyłam uzbierane kasztany, przywożone z podróży kamuszki i muszelki - i wianek mam.
Chyba w tym roku wpadłam w trans robienia prezentów , bo ostatnio wszystko, co wychodzi z pod szydełka, czy spada z drutów, jest przeznaczone albo dla konkretnej osoby, albo nawet na zapas, a nuż komu się przyda. Zbliżają Święta, i "obdarowywania się" nie unikniemy. Łączę przyjemne z pożytecznym, bo i robię to, co lubię, i zwiększa się ilość aktualnych prezentów, które przy różnych okazjach oszczędzą mi kłopotliwych wypraw do sklepu. Ze swojego doświadczenia wiem, że obdarowując osobę, która sama sobie skarpet nie dzierga, parą "ocieplaczy " na nóżki sprawuję jej niemało radości. Nigdy nie próbuję uszczęśliwiać kogoś na siłę, staram się poznać gusta i zapotrzebowania.
Niedawno moja koleżanka z pracy miała urodziny. Tylko z rana przypomniałam sobie o tej okazji, i czasu na kupienie kwiatka nie miałam. Z zapasów wzięłam zrobione różowe skarpety, i z takim drobiazgiem wyruszyłam do pracy. Po tym, jak solenizantka zareagowała, jak opowiadała innym o tym prezencie, zrozumiałam, że bardzo dobrze trafiłam. A niedawno w rozmowie podkreśliła, że skarpety są używane i lubiane.
Dlatego też tej jesieni skarpety są produkowane najczęściej, a w planach jeszcze mi się następne pary rysują. Powstał taki tandem .
Chcę zachęcić wszystkich, kto dzierga skarpety, na prezent, albo sobie, aby nie unikać blokowania. Rozumiem, że to tylko skarpeta, która będzie naciągnięta na nogę, ale uwierzcie mi, że nawet takie coś po blokowaniu nabiera "szyku", ładniej wygląda, a przecież o to też chodzi.
Prezentów ciąg dalszy. Moja przyjaciółka, z którą nie możemy spotykać się często z powodów jej problematycznej sytuacji rodzinnej, ale z którą możemy godzinami rozmawiać telefonicznie i dzielić się radościami i troskami, z którą swoje rozmowy zazwyczaj kończymy nawzajem mówiąc sobie: "cieszę się, że ciebie mam", poprosiła mnie w tym roku o udzierganie jej na urodziny jakiegoś zwierzaka, który z nią mi się kojarzy. Byłam szczerze zaskoczona, bo nie odważyłabym się osobie, co to po trochu dobija do pięćdziesiątki proponować coś podobnego. Ale kiedy ona sama o to poprosiła, to z przyjemnością przystąpiłam do pracy. Lolita przypomina mi raczej koteczkę, więc taka powstała. Robiłam według wzoru Natalji Kirjan tu. Wszystko wykonałam zgodnie zaleceń autorki, jedynie sukienkę trochę zwęziłam, bo tak mi lepiej się układała. Oczywiście do pudełka jeszcze dodam skarpety, bo zima będzie długa i zimna.
Czytam zaś książkę Michała Urbanka " Broniewski. Miłość, wódka, polityka." Autor opisuje losy skomplikowanego człowieka, skłóconego nie tylko z otoczeniem, ale i z samym sobą. Ciągłe szukanie ideałów, i tak szybko nadchodzące nimi rozczarowanie, ciągłe miłosne perypetie i czułość okazywana drugiej zonie po jej powrocie z obozów. Bardzo dużo ciekawych wydarzeń z życia poety, czasami sytuacje wprost anegdotyczne nie pozwalają nudzić się przy czytaniu. Musiałam zmienić swoje zdanie o poecie, bo ze szkolnej ławy pamiętam wpajane nam na lekcjach literatury tezy, o poecie wiernie służącym ideom komunizmu. Z innej zaś strony docierały do nas opinie jego rodaków zaliczające go do zdrajców. Jeszcze raz przekonałam się, że przeciętny, inteligentny, grzeczny obywatel "takich " wierszy napisać nie mógłby. Książka warta polecenia, odbiera niemało czasu, ale wprowadza czytelnika w ciekawy bogaty wydarzeniami świat poety.
Życzę wszystkim miłej i przyjemnej krzątaniny przedświątecznej.
Zacznę od Broniewskiego. Książkę czyta się szybko, zwłaszcza, że zostałam w szkole wychowana na jego wierszach . Niewiele mówiło się o nim jako człowieku. Ta książka pokazała człowieka, który przez długi czas wierzył w komunizm, wierzył w to co ze sobą niesie. Pokazała wrażliwego, pogubionego poetę.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię robić i dawać zrobione przez siebie prezenty. Tutaj również obdarzam koleżanki szalami, chustami, serwetkami, podkładkami pod kubki.
Ostatnie zdjęcie jest super!!! Zmęczona Lolita usiadła sobię w kącie, w swojej spokojne i cichej przestrzeni i nie wiem czy o czymś myśli.
Pozdrawiam słonecznie:)))
Całkowicie się zgadzam co do książki. Bardzo dużo do myślenia daje, i również przestrzega przed robieniem pochopnych wniosków. Jako człowieka żal mi poety, bo ciągle od losu dostawał w kość.
OdpowiedzUsuńBardzo prawidłowo ujęłaś, że koteczka jest z miny raczej zmęczoną. Moja koleżanka również, bo ma pod opieką kilkunastoletnią niepełnosprawną córkę, i mimo, że mąż i dorosły syn jej w tym pomagaja, to jednak najwięcej obowiazków spada na nią.
A sprawiać komuś radość prezentami, to jest super uczucie. No nie?
Pozdrawiam. Dzięki, że bywasz tu.
Bardzo lubię wieńce adwentowe i te świąteczne :) Twój Honorato barszo kreatywny. Środek świetnie skomponowany z okręgiem wieńca.
OdpowiedzUsuńPokazałabym Ci mój, który dzisiaj zrobiłam ale... zabrakło mi wstążki, a świece są do wymiany, bo taka gapa że mnie-przy rozpakowaniu poobcinałam knoty!
Przydałaby mi się Taka Lolita, miałabym na prezent.
Twoje skarpetki dalej mnie zachwycają. Ach, gdyby tylko doba była dłuższa...
Pozdrawiam:)
Jak znajdziesz sposób na przedłużenie doby, to się ppdziel. Czas tak szybko upływa, szczególnie przy jakimś ciekawym zajęciu. A wieniec, mam nadzieję , zobaczę jeszcze na Twoim blogu. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńJaka śliczna koteczka! A spojrzenie to już mistrzostwo świata. I bardzo fajnie wyszła sesja w pudełku.
OdpowiedzUsuńCały czas się inspiruję Twoimi prezentami, może wreszcie uda mi się przełamać. jak na razie po czarnym swetrze mam w planie zrobić coś dla kogoś i efekt jest taki, że trzymam się tego swetra jak zaczarowana. Od dawna nie miałam w robocie jednej rzeczy. :))
Wieniec bardzo fajny i jaka satysfakcja, że własnej roboty, a nie marketowy.
Pozdrawiam serdecznie!
Ale pamiętam dobrze,że zrobiłaś bardzo objętościowy prezent w postaci pledu kalendarzowego, więc masz też dar obdarowywania.
UsuńA ja znowu dojrzewam do dziergania czarnego swetra, bo takiego nie mam, bo wyszczupla, ale ciągle zamiary odkładam, bo chcę świetlszych dni na robótkę z czarną włóczką. Pozdrawiam.
To prawda, ale z kocem było inaczej. Kiedy dziergałam luty, już wiedziałam, że kuzynce bardzo się ten koc podoba. Mniej więcej do połowy grudnia pracowałam nad sobą. No i kiedy przyszywalam pompony, byłam pewna, że chętnie go oddam. :D
UsuńDlatego głównie tak wolno mi idzie - kiepsko czarną widać, mogłam latem zacząć.
Kicia przeurocza, skarpety wyglądają na ciepłe i pewnie takie są, a adwentowy wianek bardzo klimatyczny i piękny - od razu czuć święta. Pozdrawiam gorąco :-)
OdpowiedzUsuńTak , świąteczny nastrój po trochu między nami wszystkimi zaczyna panować. Moim zdaniem ludzie nawet zaczęli częściej się uśmiechać.Dzi,eki za miłe słowa. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń