Translate

środa, 1 maja 2024

Post prawie kwietniowy





    Naprawdę musiał być opublikowany post kwietniowy. Miałam  zaplanowane tematy, powstało wystarczająco zdjęć, skończyłam kolejny etap w projekcie skarpetkowym i...Nie mogę nawet podać wystarczająco poważnego powodu, dlaczego na postanowieniach się skończyło. Aż wczoraj wieczorem znalazłam pod poprzednim postem anonimowy komentarz, gdzie wyraźnie upomniano mnie, że w kwietniu  nie było wpisu. Jestem bardzo wdzięczna "komuś", bo nie wiem , kto pisał ( może się odezwie), ale tego wystarczyło, żebym usiadła do komputera i spróbowała wypełnić powstałe luki w moich relacjach. 

    Więc jak tam  było w kwietniu? Z pogodą na Litwie podobnie, jak i w Polsce. Na początku miesiąca mieliśmy kilkudniowy wyskok upałów, potem spore oziębienie, aż zakończyło się śniegiem. Całkowicie zgodnie z przysłowiem, gdzie to mówi się, że kwiecień przeplata trochę zimy trochę lata...

    W tym roku wileńskie sakury zakwitły w połowie kwietnia. Co ma wspólnego Wilno i drzewko symbolizujące Japonię?  Na prawym brzegi Wilii w 2001 roku posadzono 200 japońskich sakur, aby w taki sposób uczcić setną rocznicę urodzin japońskiego dyplomaty Chiune Sugihary, który w latach 1939-1940 w konsulacie w Kownie wydawał Żydom wizy tranzytowe do Japonii, nie dbając o swoje bezpieczeństwo, bo wyraźnie naruszał ówczesne  instrukcje japońskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. 

      Wilnianie i inni odwiedzający miasto spieszą każdej wiosny do tego miejsca, aby nacieszyć się widokiem kwitnących drzew,  posiedzieć na trawie z książką, no i oczywiście zrobić zdjęcia. Pewnego ranka po drodze na działkę postanowiliśmy zawitać do alei sakur, aby poczuć te przebudzenie wiosny. Wrażenie niesamowite, duch zapiera od widoku kwitnących sakur, wszyscy chodzą  pogodni, i uśmiechnięci.

 








  

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 


 

 

     Trzeba przyznać, że bardzo uroczo prezentuje się lewy brzeg rzeki z wileńskimi zabytkami, niby obrazy w ramach z kwitnących gałęzi sakur.

 






 Sakura biała kwitnie zazwyczaj już w kwietniu, kiedy nasze sady są jeszcze w pąkach.Przy lekkich  podmuchach wiatru unoszą się w powietrzu białe płatki, a obok różowe sakury dopiero szykują się przejąć od białych pałeczkę sztafetową.

 


     A teraz trochę nastrojów tulipanowych z mojej działki.

 


Dzisiaj nie będzie o książkach, ale za to będzie kolejna seria skarpet z projektu " 52 pary w rok".  Pokażę pary nr 11-15. Ponieważ były robione z jednobarwnych włóczek, więc starałam się, dobrać takie wzory, aby obalić mit, że jednobarwne skarpety są nieciekawe. 









    Wszystkim tu zaglądającym życzę wiosennego nastroju, pełnych radości dni majowych, a sobie życzę nie zwlekać z kolejnym postem na blogu.

wtorek, 26 marca 2024

Marcowa rzeczywistość


          Pierwszy wiosenny miesiąc  ucieka nam milowymi krokami, a ja, z dnia na dzień odkładając pisanie na blogu, omal nie zostałam bez marcowego postu. Kolejny raz przekonuję się, że ludzkiemu lenistwu nie ma granic. Przecież nie chodzę do pracy , korepetycji udzielam w godzinach popołudniowych, a zawsze potrafię wynaleźć moc usprawiedliwień. Co tam ukrywać, że najprzyjemniej  czas wolny poświęcam robótkom i czytaniu. Co roku przed świętami układam sobie i zapisuję plan prac "obowiązkowych" i z wielką satysfakcją wykreślam każdy wykonany punkt. W tym roku już kilka ważnych punktów z planu zostało skreślonych, ale ciągle mam jeszcze przed sobą mycie okien ( na razie pogoda nie sprzyja), czy też porządkowanie podokiennej strefy ogródkowej przy naszym bloku. 

          Postanowiłam, że  się pochwalę swoimi ostatnimi osiągnięciami robótkowymi, i tym razem, o dziwo,  nie będą to skarpety. Otóż bardzo  upodobałam sobie  robienie szali moherowych z Drops Kid Silku i  kiedy wszyscy potrzebujący byli obdarowani, to zostało mi w zapasach cztery motki  tej włóczki w kolorze czerwonym i dwa z połową czarnej. Ponieważ jestem  teraz w trakcie wyrabiania resztek, a ze skarpetami włoczka ubywa bardzo pasywnie, to  decyzja padła na najprostszy zwyklak w kompozycji  czerwono-czarnej. Długo szukałam jakichś inspiracji w internecie, ale w końcu przyszłam do wniosku, że będą to po prostu szerokie pasy. Sweter jest robiony od góry reglanem, ale ponieważ lubię  przy każdej robótce nauczyć się czegoś nowego, to i teraz postanowiłam przetestować  "reglan zerowy". Jest to sposób na rozpoczęcie rękawa od jednego oczka. Oczywiście przed tym obejrzałam kilka filmików, zrobiłam próbkę i obliczyłam po ile oczek  należy dodawać na rękaw , a ile na korpus swetra. Sposób jest tym wygodny, ze w trakcie  mozna przymierzać, aby momentami trochę pozmieniać ilość dodawanych oczek. Robiłam drutami nr4 i dodałam cieniutką niteczkę półwełenki. Całość waży 190g, nie prześwieca się, sweter  jest ciepły i lekki w noszeniu.




      Kiedy sweter już był zrobiony, to zetknęłam się z innym problemem, a mianowicie, z czym będę go nosić. Od dawna mam w głowie taką zasadę, że nie można przy komponowaniu góry i dołu przekroczyć ilości trzech kolorów. I akurat niczego odpowiedniego oprócz czarnej spódnicy i szarych spodni w szafie nie miałam. Ale był materiał, w drobną biało-czarną krateczkę, który długo leżał na półce czekając na odpowiedni moment. Nie przepadam za maszyną do szycia, bo to nieskończone przymiarki, prucie... Ale musiałam zebrać wolę w garść i dać radę kolejnemu wyzwaniu. Ogólnie jestem sobą zadowolona, bo odwaliłam taką robotę, i zyskałam  komplet pasujących do siebie ubrań. Wiosenne odnawianie garderoby mam za sobą.


        Oczywiście , że nie zaniechałam swojego projektu skarpetkowego, i kolejne 4 pary marcowe powstały, ale pokażę je w następnym poście.
         Zaliczyliśmy już dwie wyprawy na działkę. Byliśmy ciekawi, czy w tym roku znowu sarny powyciągają z ziemi kwiaty cebulowe, jak ubiegłego roku. Ale czekała nas niespodzianka, bo w tym roku zwierzątka upodobały sobie listki juki, może jeszcze i na tulipany i na lilie przyjdzie czas, bo na razie ledwo wysuwają czubki z ziemi. A na parapecie już rozpoczął się sezon pomidorowy. Po udanym ubiegłym lecie, kiedy pomidorów było w bród, w tym roku pełna nadziei na dobry urodzaj zasiałam aż dziewięć odmian pomidorów, jak eksperymentować, to z różnymi gatunkami. 

                                                                            

                                          

      Porozważajmy  o przeczytanym. Zebrało się tytułów niemało, ale chcę zatrzymać się przy tych książkach, do których powracałam myślami, które chciałoby się, bo myślę, że warto, polecać innym miłośnikom literatury. Bardzo lubię  zaglądać na portal "Lubimy Czytać', bo ciekawią mnie nowości literackie, opinie czytelników, wywiady z pisarzami. W tym roku brałam udział w głosowaniu na książkę roku 2023. Czułam wielką satysfakcję, gdyż w kilku kategoriach  były nominowane książki, które już czytałam, i na które chętnie oddałam swoje głosy. Teraz często tam zaglądam, bo staram się nadrobić i przeczytać niektóre z wymienionych  pozycji. 

       A teraz o przeczytanych książkach. Toschikazu Kawaguchi " Zanim wystygnie kawa" . Muszę przyznać, że oczekiwałam czegoś więcej, od zwycięzcy plebiscytu " Książki 2022 roku". Bardzo dziwny wątek, bohaterzy opisywanych wydarzeń odsunięci na drugi plan, wszystko kręci się dookoła samej kawiarni, gdzie jest podawana kawa. Akcja rozwija się w bardzo wolnym tempie, no bo wiadomo iż są tu skąpi na emocje Japończycy . W tym roku plebiscyt wygrał drugi tom tej powieści, którego  jeszcze nie czytałam.

          Etam Ruf  " Pamiętaj, że nie jesteś mężczyzną"  Wzruszająca historia o losie palestyńskich kobiet, które nawet w Ameryce nie mogą marzyć o prawdziwej wolności, o studiach i karierze.

 
           Emily St.John Mandel " Stacja jedenasta"  Nie jestem fanką książek o tematyce postapokaliptycznej, ale kilka mam przeczytanych. Na tą książkę natrafiłam w bardzo aktualnym  czasie, bo bohaterzy powieści, to ludzie po pandemii, borykający się z różnymi wyzwaniami, ale nie tracący nadziei, wiary w człowieka... Polecam bardzo.

           Stephan King "Holly", " Pan Mercedes" Byłam przekonana, że książki Kinga są  nie dla mnie, bo twórczość autora kojarzyła mi się z horrorami, upiorami i wampirami.  Aż trafiłam na świetny kryminał "Pan Mercedes", po przeczytaniu, którego sięgnęłam po następny czyli " Holly", gdzie znowu ta świetnie współpracująca grupa przypadkowych ludzi tropi przestępców... Śmiało polecam miłośnikom   dobrego kryminału.

            Katarzyna Zyskowska " Nocami krzyczą sarny". Świetna książka, warta polecenia. Była w tym roku wśród nominantów w kategorii literatury pięknej, Ważna problematyka mieszkających pod jednym dachem polskich uchodźców i niemieckich gospodarzy.  Akcja toczy się po niemieckiej stronie, która wkrótce stanie się polską. Przeczytanego długo nie da się zapomnieć, autorka umieszcza narratorki  w trzech strefach czasowych, co tylko wzbogaca powieść. 

     Tyle na dzisiaj. Życzę wszystkim tu zaglądającym Wesołych |Świąt, miłego spędzania czasu, dobrej pogody.

       


środa, 14 lutego 2024

Rzeczy, których się nie wyrzuca


       Na pewno wielu z was po przeczytaniu nazwy mojego postu przypomni, że czytał, albo zapamiętał tytuł książki Marcin Wichy " Rzeczy, których nie wyrzuciłem".  Narrator przy porządkowaniu rzeczy pozostałych po zmarłej matce, odtwarza obraz tej mocnej kobiety, która w ciężkich powojennych latach żyła nadzieją na lepszą przyszłość, nie poddawała się w beznadziejnych sytuacjach, nie traciła honoru ani szacunku do siebie. 

      Nie sposób nie zauważyć tak modnych ostatnio haseł nawołujących do pozbywania się starych, niepotrzebnych rzeczy. Zgadzam się, że nie warto zagracać mieszkania rzeczami, które już odsłużyły swoje i nigdy więcej nie będą używane. Niektóre przekazuję ludziom wystawiając zdjęcia na specjalnych grupach w FB, inne po prostu muszę wyrzucać. Ale przy porządkowaniu szaf napotykam też takie rzeczy, których ze względu na pamięć o najbliższych nie potrafię wyrzucić. Odkładam je, aby znowu przy następnym spotkaniu potrzymać w rękach, powspominać. Z biegiem lat te przypadkowo zachowane rzeczy coraz częściej pobudzają nostalgiczne wspomnienia  o dzieciństwie, o najbliższych, których już dawno nie ma, o różnych ciekawych wydarzeniach...

      Chciałoby się dać tym relikwiom szansę na drugie życie, ale czasami ani krój, ani forma, albo  też stan rzeczy na to nie pozwala.  Wówczas w niektórych sytuacjach mogą przyjść na ratunek przeróbki. Kilka takich  dokonałam ostatnio i o nich napiszę. 

     Po mamie została chusta z cieniutkiej wełny. Jak dzisiaj pamiętam ten moment, kiedy ciocia Marysia z Braniewa sprezentowała ją mamie z okazji 50-lecia. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że taki drogi, jak na owe czasy, prezent zakładało się tylko od święta. Przez cztery lata przekładałam chustę z jednej półki na drugą, aż tej jesieni postanowiłam ją wykorzystać do otulenia szyi. Mimo iż była cieniutka i ciepła, to ten jej kształt kwadratu nie pozwalał na komfortowe ułożenie. Po kilku dniach namysłu przychodzę do wniosku, że z kwadratu można zrobić dwa prostokąty, a je razem zszywając uzyskać szalik. Z boków odrzuciłam prawie wszystkie frędzle i bardzo szybko uporałam się z całą pracą.  Jestem bardzo zadowolona z końcowego efektu. szalik jest często noszony.











 

          Druga, bardzo świeża przeróbka cieszy mnie niezmiernie. Patrząc na nową poduchę, którą uszyłam ze starej kapy tkanej własnoręcznie przez moją babcię w latach 60-tych, nostalgicznie wspominam moje szczęśliwe dzieciństwo. Ponieważ przed szkołą większość czasu spędzałam na wsi u babci, zawsze wspominam ją jak osobę, która mnie bezinteresownie kochała, nigdy nie zawiodła, której mogłam bezgranicznie ufać. Po odejściu babci nie myślałam, że z biegiem czasu zacznę szukać jakichś  szczególnych pamiątek po niej, które potrafią mi przywrócić w pamięci drogie chwile spędzane razem.  W tamtych odległych czasach, każda szanująca się gospodyni wioskowa umiała tkać na krosnach lniane ręczniki, serwety, oraz kapy i narzuty. Pamiętam , jak zimą połowę pokoju zajmowały wszystkie krawieckie urządzenia i kołowrotek. Najbardziej ugrzęzły mi w pamięci obrazy, które powstawały na dwukolorowych narzutach. Czego tam tylko nie było i kwiaty, szczególnie róże i lilie, i  serca , i ptaki. Taki wzór, który teraz można w kilka sekund skopiować przy pomocy komputeru trzeba było wówczas skrupulatnie przerysować do zeszytu w kratkę. Pamiętam, że młode dziewczyny, które jeszcze nie zasiadały do tkania, były upoważnione chodzić do sąsiadek i takie wzory kopiować. Takie tkactwo było szczególnie popularne na wschodzie Litwy. Na pewno niektóre wyroby dotarły  też do Polski w czasie repatriacji. W dni świąteczne łóżko musiało być nakryte kapą z białym tłem ( w dni powszednie tło mogło być czarne). Spod kapy wyglądały szydełkowe "ząbki" przyszyte do prześcieradła, a na łóżku zaś piętrzyły się ogromne poduchy w białych powłoczkach upiększonych koronką. Tak łóżko musiało prezentować się w niedziele i podczas  świąt religijnych. 
       Zaczęłam przypominać sobie, że kiedyś taką kapę odświętną, białoróżową używaliśmy już w mieście jako narzutę na kanapę.  Rozpoczęłam poszukiwania i udało mi się ją odnaleźć. Niestety dało się wykorzystać tylko nieduży fragment płótna.  Ale i tego wystarczyło na jedną stronę poduszki. na którą teraz patrząc wspominam babcię, mały domek ( który wówczas we wsi uchodził omal za największy). Cieszę się, że widzę te kwiaty i oczywiście, ptaki.





     Mam nadzieję, że moje dzieci kiedyś tej poduszki nie wyrzucą.

     Latem odnowiliśmy na działce stary kredensik, który kiedyś był w mieszkaniu teściów. Był bardzo stary i już wyglądał niekorzystnie, ale nie było mowy, aby się go pozbyć. Całkowicie sprawdzał się jako doskonały mebel na przechowywanie dmuchanego łóżka, pościeli i innych niezbędnych drobiazgów. Po dokładnym umyciu i lekkim masażu papierem ściernym pomalowaliśmy go specjalną farbą do mebli. Wystarczyły trzy warstwy farby, a kredensik się odnowił i dobrze mu tam w tym kąciku.
 


 
 
     No i czas na  relację o tym, jak daję radę z wyzwaniem " 52 pary skarpet za rok". Dzisiaj pokażę następne pięć par, czyli nr 6-10. Z rozbiegu zrobiłam te skarpety dosyć szybko, ale chcę mieć zapas czasu na różne nieprzewidziane przerwy w pracy. Aby podnieść motywację do pracy i uniknąć rutynowego dziergania dla ilości, postanowiłam każde pięć par robić tematycznie. Teraz tematem było wyrabianie resztek. Nie napoczęłam żadnego motka, w każdej parze wykorzystałam resztki po poprzednich pracach.  Następna seria widzi mi się pod tytułem "ażur". Chociaż mogą zajść zmiany w planach, może jakiś inny temat bardziej pociągający zajmie miejsce ażurów. 
 
   Para nr 6: Włóczka Naco Boho i Artisan. Dziecięce, 44g.


      Para nr 7: Resztki Alize superwasch, Artisan, Naco Boho. 54g

 
 
Para nr 8:  Duże, męskie, 82g. Włóczka Artisan, Regia.
 
 
 
 Para nr 9: Niebieska włóczka - Artisan , kolorowa ze złota nitką- Pro Lana. Zdjęcie niestety nie przekazuje, jak ładnie w niebieskie tło wkomponowała się niteczka z lekkim złotym połyskiem. Robione metoda heliks, 56g.


Para nr 10:    Robiło się przy adrenalinie, bo byłam podekscytowana tym, jak ułożą się w całość te przypadkowe motki o różnych kolorach. Włóczka Artisan, Regia i Alize superwasch.47g

 

 
 

        Tyle na dzisiaj. O książkach napiszę w następnym poście. Uczestniczyłam w plebiscycie na książkę roku w "Lubimy czytać", więc po zakończeniu głosowania będzie można poruszyć ten aktualny czytelnikom temat.

        Wszystkim tu zaglądającym życzę udanych prac i dobrego wypoczynku.